fbpx
fot. Osabadash / rys. Mitja Feneczkin
Wiktoria Amelina / Вікторія Амеліна maj 2022

Obrona powietrzna naszej arki

We Lwowie jest dużo uciekinierów z całego kraju. Wielu ludzi ze wschodniej części Ukrainy trafiło tu po raz pierwszy i jestem pewna, że mimo niezwykle przykrych okoliczności zakochują się w naszym mieście. Lwów stał się arką Ukrainy.

Artykuł z numeru

Tu mówi Ukraina

Czytaj także

Żanna Słoniowska

Ukrainką stałam się w Polsce

Dzisiaj niedziela. Po raz pierwszy od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę pozwoliłam sobie na spacer po rodzinnym Lwowie. Nie pobiegłam do punktu pomocy humanitarnej, żeby wysyłać transporty na front. Nie popędziłam na dworzec, żeby odbierać przyjaciół i nieznajomych, którzy wyrwali się z piekła. Nie będę powłóczyć nogami i przeglądać w telefonie straszliwych wiadomości. Cisza lub krótkie i mało uspokajające „wszystko okej” – takie są wieści od przyjaciół z najgorętszych miejsc. Nie.

Dziś po prostu idę, patrzę na Lwów, czuję, jaki jest kruchy. Dlatego staram się go zapamiętać. Na wszelki wypadek. Wy, Polacy, też kochacie to miasto. Opowiem wam o nim, bo pewnie się martwicie.

Kilka dni temu Rosjanie wystrzelili w kierunku Lwowa sześć pocisków manewrujących. Dwa z nich zostały strącone przez ukraińską obronę powietrzną. Cztery spadły na miasto, ale na przedmieściach, więc żadna z budowli, które znacie i kochacie na razie nie ucierpiała.

Pamiętacie nasz Rynek, prawda? Wszystkie fontanny: Neptun i Diana, Adonis i Amfitryta, są osłonięte metalowymi konstrukcjami, owinięte niepalnym materiałem i starannie obłożone workami z piaskiem.

Ratusz jest czynny. W jego piwnicach, na terenie muzeum miasta, urządzono schrony przed rosyjskimi bombami. Kiedy uruchamia się sygnał alarmu, ludzie schodzą tam lub do innych lwowskich „podziemi”. Muszę przyznać, że sama się nie chowam, dopóki nie usłyszę wybuchów. To źle, nie róbcie tak, proszę, jeżeli w polskich miastach również zawyją syreny.

A czy pamiętacie Katedrę Łacińską we Lwowie? Jej dłuższa nazwa to bazylika archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Ale my tutaj nazywamy ją po prostu katedrą. Kiedyś lubiłam chodzić do niej w niedzielę i słuchać mszy św. po polsku.

Musicie wiedzieć, że dbamy o katedrę, jej okna zostały obite metalowymi płytami, żeby odłamki rosyjskich rakiet nie uszkodziły witraży. Tutaj też są worki z piaskiem. Przyciągnęliśmy je i ułożyliśmy wokół, żeby ocalić świątynię i wszystkie posągi. Słyszałam, że Polska wspiera finansowo ochronę lwowskich zabytków, ale – niestety – brakuje mi czasu na sprawdzenie tej informacji.

Podejrzewam zresztą, że lepiej znacie wiadomości z Ukrainy ode mnie. Jesteśmy czasem jak żołnierze, którzy nie widzą wojny poza swoim okopem.

We Lwowie jest dużo uciekinierów z całego kraju. Wielu ludzi ze wschodniej części Ukrainy trafiło tu po raz pierwszy i jestem pewna, że mimo niezwykle przykrych okoliczności zakochują się w naszym mieście. Lwów to arka – piękna i rozświetlona słońcem.

Mimo niebezpieczeństwa, syren i przeludnienia miasta, które stało się arką Ukrainy, na ulicach jest czysto. Dozorcy robią swoje, jak my wszyscy.

Początkowo, po pierwszych atakach rakietowych na inne miasta, lwowianie zamknęli nasze wspaniałe kawiarnie i sklepy. Lecz codzienne życie podlega prawom odnowy i adaptacji, wszystko już działa. Przed wojną byłam zapisana do kosmetyczki – przysłano mi sms, że zakład znów jest otwarty i mogę przyjść. Nie przyjdę. Ale dobrze wiedzieć, że gdzieś obok istnieje coś tak normalnego i beztroskiego jak salon kosmetyczny.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się