Z biegiem wieków możliwość dotarcia w dane miejsce jako pierwszy człowiek w historii stała się niemal nieosiągalna. Pod presją rozwoju technologii, która skróciła dystanse i nagięła czas, oswoiliśmy się z myślą, że dokądkolwiek się udamy, już ktoś tam przed nami był. Nieuchronnie stajemy się więc tylko kolejną parą oczu i odciskiem buta na dobrze wydeptanej ścieżce.
Podróżnikom pozostaje zatem jeżdżenie do miejsc, do których mało kto chce się wybrać (bo po co?), lub do punktów na mapie, co do których trudno z pewnością stwierdzić, czy aby na pewno jeszcze istnieją. Przyjrzyjmy się bliżej kilku z nich.
Nauru, na końcu świata
Nauru, mikropaństwo, położone w Mikronezji, ma ok. 12 tys. mieszkańców i zaledwie 21 km2 powierzchni. Mniejsze od Nauru są tylko Monako i Watykan. Niepozorna, oddalona w zasadzie od wszystkiego wyspa kryje w sobie cenne złoża naturalne, co sprawiło, że Nauru stało się jednym z najbogatszych państw świata. Tamtejsze bogactwo zostało odkryte w drzwiach biura w Sydney, kiedy w 1900 r. Albert F. Ellis, chemik, zauważył dziwny kawałek skały z Nauru służący za stoper do drzwi. Zrządzenie losu sprawiło, że biuro to było siedzibą Pacific Islands Company, firmy handlującej nawozami, a Ellis znał się na skałach. Zlecił więc analizę składu stopera do drzwi, który okazał się niemal czystym fosforanem. Fosforan wapnia tym z nas, którzy chemii uczyli się dawno i do tego niedokładnie, może mówić niewiele, ale Ellis wiedział, że to, co znalazł, było niczym złoto. Ten związek organiczny ma bardzo szerokie zastosowania – od produkcji past do zębów, przez leki i suplementy, po wykorzystanie w rolnictwie, gdzie pełni funkcję nawozu. Naturalnie występujące złoża fosforanu wapnia zawierają zazwyczaj od 30 do 40% tego związku.
Dlatego niemal czysty fosforan znajdujący się w ziemi Nauru był niezwykłym odkryciem. Pacific Islands Company wynegocjowała z rządem niemieckim, który wtedy zarządzał wyspą, prawo do jego wydobycia.
Mieszkańcom Nauru zaoferowano zapłatę w wysokości pół pensa brytyjskiego za każdą tonę fosforanu pozyskaną z ich ziemi. Choć wysoki dochód państwa niekoniecznie przekładał się na zamożność wszystkich mieszkańców, Naurańczycy nie płacili podatków i cieszyli się darmową edukacją oraz służbą zdrowia.
Przekleństwo państw obdarzonych bogactwem złóż naturalnych najczęściej polega na krótkowzroczności władzy. Mimo zagranicznych inwestycji rząd skupiał się na tu i teraz, a na pytanie o to, co będzie, jak skończy się fosforan, James Bop, minister finansów w latach 70., odpowiedział: „W języku nauru mamy takie powiedzenie, że jutro samo się o siebie zatroszczy”.
W połowie lat 90. złoża fosforanu zaczęły się wyczerpywać, a wieloletnie wykopaliska zamieniły Nauru w krajobraz księżycowy, wyspę jałową, niemal niezdatną do życia. Władze podjęły decyzję o sprzedaży inwestycji zakupionych w latach dobrobytu, głównie nieruchomości w Australii. Wyspa ogłosiła się rajem podatkowym i zaczęła szukać wsparcia raz Tajwanu, raz Chin.