Na scenie stoją naukowcy. W togach ze znakiem księżyca i spiczastych czapkach. Dołączają kolejni, a z rogu ekranu sunie kobiecy pochód. Ceremonialnym gestem wręcza badaczom teleskopy. Jeszcze minie sporo czasu, zanim zbudują kapsułę. Ale gdy już do niej wsiadają, na miejsce startu ciągnie ją grupa młodych dziewcząt. Au revoir, mądre głowy! Oto pierwszy w historii film z gatunku sci-fi – Podróż na Księżyc (1902). Punktem zwrotnym produkcji jest moment wystrzału. Kapsuła z podróżnikami leci w kosmos dzięki gigantycznej armacie. A widzowie śmieją się i głośno klaszczą – wspomina wnuczka twórcy Madeleine Malthête-Méliès. Szczególnie gdy rakieta uderza w oko reżysera, który poświęcił się i sam zagrał Srebrny Glob. Cóż za wspaniały spektakl!
Na początku XX w. Georges Méliès uwiecznił na taśmie marzenie ludzkości. Jego lot na Księżyc trwał mniej niż 15 min. W tym czasie podróżnicy pokonali granicę nieba z ziemią, porwali na pamiątkę lokalnego mieszkańca i wrócili do domu. Madeleine słusznie zauważa, że 67 lat później załoga Apollo 11 kończy jak oni – w oceanie. Méliès przewidział więc nie tylko podróż na Księżyc, ale w pewnym stopniu trajektorię rozwoju nauki. Choć w jego epoce nikt idei kosmicznych podróży nie traktował poważnie, dziś pokonanie granicy Ziemi z kosmosem nie stanowi większego kłopotu. Wystarczy 55 mln dolarów, by znaleźć się w kapsule Crew Dragon Elona Muska. A co z resztą świata? Jak długo będziemy jeszcze podróżować i gdzie? Jak w ciągu najbliższych dekad wpłyną na te wybory zmiany klimatyczne, masowe migracje oraz rozwój AI?
Szukanie ochłody
„Podróże kształcą”, „podróżować jest bosko”, „koniec języka za przewodnika” – liczne porzekadła w temacie podróży od zawsze ją afirmują. Przekonują, że podróżnik to osoba o szerokich horyzontach, niemal heroiczna. Warty uściśnięcia ręki Ryszard Kapuściński. Dzielna Wanda Rutkiewicz. Osobnik z założenia wyćwiczony w obcości. Niestraszne mu niebezpieczeństwa, mrozy ani wysokości. Wedle zasady veni, vidi, vici odkrywa podległy świat. I zdaje z tych poczynań relację. W wielu środowiskach podróżowanie to sposób wyrażania statusu. Albo społecznie uznane prawo do zmiany scenerii. Pandemia przypomniała wielu z nas, jak bardzo je cenimy. Pozwoliła też zauważyć, ile znaczą miejsca otwarte, dzikie, nie z katalogu.
Raport McKinsey & Company nazywa popandemiczne odbicie turystyczne dosyć przewrotnie – revenge travel (nadrabianie zaległych podróży). Jest ono obecne zwłaszcza wśród generacji Z. Jednocześnie ta grupa jest skłonna ograniczać inne wydatki, by nie rezygnować z podróży.
Aż 92% z nich wybiera destynacje na podstawie treści w social mediach.
Może nie od razu joga na Bali. Ale espresso w Rzymie, nocny ekspres w Turcji? Wycieczka szlakiem Bowiego w Berlinie? Pytam znajomych, czym jest dla nich podróżowanie. Mówią, że „poszukiwaniem małych przyjemności”. Tylko czemu nie szukać ich we własnym mieście albo w swoim pokoju?