fbpx
Ada Jarczyk (il. Magdalena Pelc)
Ada Jarczyk (il. Magdalena Pelc)
Ada Jarczyk lipiec 2025

Nilostrada

Wisła pozwala na kontemplację i głębsze poznanie siebie, Nil niekoniecznie. Nil to w końcu największa autostrada Egiptu, niesłychanie ruchliwa. Każdego dnia na rzece spotykaliśmy setki rybaków zarzucających sieci, a ich poranne stukanie w łódkę w celu wypłoszenia ryb często budziło nas ze snu

Artykuł z numeru

Sztuka uważnego podróżowania

W 2023 r. przepłynęłam kajakiem pneumatycznym (dmuchanym) naszą polską Amazonkę, czyli Wisłę. „Polska Amazonka” to określenie, które może się wydawać nieco przekoloryzowane, ale Wisła rzeczywiście jest jedną z ostatnich dzikich rzek w Europie. W dużej mierze uchroniła się przed ingerencją człowieka, a mianowicie przed regulacją brzegów i melioracją. Na całej swojej długości 1047 km zachwyca zmieniającym się krajobrazem.

Moja przygoda z Wisłą zaczęła się tak naprawdę w… Egipcie. Podczas podróży po ojczyźnie faraonów pożyczyliśmy ze znajomymi kajaki w Kairze. Wtedy w głowie pojawiła mi się luźna myśl – skoro starożytny Egipt powstał wzdłuż Nilu i do tej pory 95% populacji kraju żyje w odległości do kilku kilometrów od tej rzeki, to spłynięcie nią pozwoliłoby poznać Egipt od środka.

Wiedziałam, że spływ Nilu kajakiem będzie ogromnym wyzwaniem, więc pomyślałam, że Wisła mogłaby stanowić dla mnie trening i przygotowanie do tego przedsięwzięcia. Gdy wsiadałam do mojego dmuchanego kajaka w czerwcu 2023 r., nie miałam pojęcia, co mnie czeka. Nie miałam za sobą żadnego większego doświadczenia w tej dyscyplinie – wcześniej nieraz pożyczałam kajak na godzinę lub dwie, by popływać po jeziorze lub kanale, lecz nigdy nie płynęłam po rzece. Chciałam spróbować swoich sił i na Wisłę wybrałam się sama.

Królowa polskich rzek postanowiła dobrze mnie sprawdzić – nie tylko fizycznie, ale też psychicznie.

Zupełnie nie spodziewałam się, że na pierwszych kilometrach będą momenty, gdzie zamiast płynąć do przodu, będę się cofać. Byłam laikiem, zatem wydawało mi się, że skoro rzeka płynie z nurtem, to nawet bez wiosłowania będzie mnie niosła do przodu. Niestety, w wielu miejscach od Oświęcimia do Krakowa wiał bardzo silny wiatr, co w konsekwencji sprawiało, że gdy nie wiosłowałam, spychał mnie do tyłu. Liczne śluzy na tym pierwszym odcinku skutkowały tym, że nie było swobodnego przepływu wody, co też stanowiło utrudnienie. Jakby tego było mało, w tym pierwszym tygodniu wiele razy dopadł mnie deszcz i nieraz musiałam uciekać przed burzą. W tych trudnych momentach ważna była psychika. Mentalnie zaprogramowałam się na to, że płynę do końca, czyli do morza. Nie brałam pod uwagę scenariusza, że może się nie udać.

Podczas spływu wytworzyła się między mną i Wisłą swego rodzaju więź. Choć początkowo rzeka wydawała się nielitościwa, teraz mam poczucie, że w pewien sposób mnie sprawdzała. Gdy zdałam egzamin, na późniejszych odcinkach nagradzała mnie szybszym nurtem. Trudy każdego dnia rekompensowane były widokiem wskakujących do rzeki bobrów, a także licznymi spotkaniami z ludźmi, którzy kibicowali mi, dowiedziawszy się o moim spływie z internetu.

Po 3 tygodniach, przepłynąwszy 950 km, wraz z Wisłą wpłynęłam do morza. Rzeka stała się częścią czegoś większego, a ja osiągnęłam swój cel.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się