Przed rodziną nie ma ucieczki. Można się jej wyrzec, jednak wtedy wyrzeczenie także staje się częścią rodzinnej opowieści. W chwili narodzin wpadamy bezwiednie w konstelację zależności obciążeni postępkami byłych pokoleń lub uprzywilejowani dokonaniami protoplastów. I jak dowodził Tołstoj w najsłynniejszym cytacie o rodzinach w historii literatury, obciążenia są zdecydowanie bardziej interesujące niż urodzenie pod szczęśliwą gwiazdą. Nic więc dziwnego, że pisarze i pisarki bardzo chętnie eksploatują je w swoich utworach.
Dysfunkcyjne. Toksyczne. Obarczone sekretem lub traumą. Pospolita rodzina szczęśliwa, tak podobna do każdej innej według Tołstoja, wydaje się świętym Graalem – wielu o niej słyszało, ale chyba nikt nie widział na własne oczy. Że jest to temat bogaty, udowadniają chociażby szerokie grzbiety powieści, które biorą rodzinę na warsztat – rzadko kiedy taka książka liczy mniej niż 500 stron. I trudno się dziwić – opis jednego niedzielnego obiadu może posłużyć przecież za pretekst do rozprawy o ludzkiej kondycji i granicach człowieczeństwa. Rodzina stanowi bowiem doskonałą soczewkę, dzięki której można pokazać nie tylko problemy konkretnych osób połączonych nazwiskiem i DNA, lecz także całego społeczeństwa, cywilizacji czy – warto w końcu mierzyć wysoko – świata w danym momencie dziejów.
Współczesne sagi rodzinne inspirowane cytatem z Tołstoja chętnie więc opisują „podstawową jednostkę społeczną”, na bardzo różne sposoby traktując ten jakże wdzięczny temat.
Pośród takich literackich gwiazd jak Jonathan Franzen, Jonathan Safran Foer czy Zadie Smith pojawił się w 2023 r. z powieścią Bee Sting twórca z Irlandii, który dołożył swoją cegiełkę do anglojęzycznych family novel. Dzięki tłumaczeniu Łukasza Witczaka możemy ją przeczytać pt. Żądło i przekonać się, że ma ona wszystko, co saga rodzinna mieć powinna – i to z naddatkiem, jakim jest oryginalne potraktowanie gatunku przez Paula Murraya.
Kłopoty rodzinne jak czarna plama ropy
Żądło to historia czteroosobowej rodziny mieszkającej w prowincjonalnym miasteczku pod Dublinem. Każdy tu wnosi do wspólnego rodzinnego worka swój bagaż, ale kłopoty, z jakimi borykają się Burnsowie, poznajemy w pewnym sensie od strony konsekwencji – punkt widzenia dostępny nam początkowo należy do dzieci, czyli obserwatorów sytuacji zastanej, a nie jej sprawców. Cassie właśnie wchodzi w najtrudniejszy moment swojego nastoletniego życia. Za chwilę ma przystąpić do egzaminów, które zadecydują o tym, czy dostanie się na wymarzone studia w Trinity College. Wymarzone nie dlatego, że Cassie bardzo pragnie zdobywać wiedzę na wybranym kierunku, tylko dlatego, że za wszelką cenę chce u boku swojej najlepszej przyjaciółki uciec od dusznego rodzinnego domu i nie wracać do niego nawet na święta czy weekendy. Choć jej motywacja jest duża, w kluczowym momencie przygotowań do egzaminów osamotniona nastolatka znajduje się na zakręcie – ukochana przyjaciółka, sama pogrążona w kłopotach rodzinnych, wciąga ją w wir imprez i alkoholowych maratonów. W tym samym czasie jej młodszy brat, PJ, obserwuje, jak siostra się od niego oddala, przez co zostaje ze swoimi dziecięcym rozterkami całkiem sam. Wrażliwy i jeszcze niewinny chłopiec na serio traktuje pogróżki matki, że ta wyśle go do szkoły z internatem, więc robi wszystko, aby nie zawadzać dorosłym. Co staje się jeszcze trudniejsze, gdy pada ofiarą szantażu miejscowego opryszka żądającego od niego pieniędzy. Chłopiec, choć jest notorycznie bity, nie zwraca się o pomoc do rodziców. Konsekwentnie nie wchodzi w drogę. Najpierw stara się zebrać potrzebną kwotę, a potem planuje ucieczkę z domu, która widziana dorosłymi oczami czytelnika lub czytelniczki, jawi się jako wejście w paszczę lwa. PJ tego jednak nie dostrzega, a my nie możemy go ostrzec.