fbpx
fot. Adam Walanus, CC BY-SA 4.0
ks. Michał Heller styczeń 2022

Racjonalność i zdziwienie

Nauka się rozwija, coraz mniej jest w naszych teoriach dziur, a rozumowanie badaczy z poprzednich wieków wydaje się nam dziś naiwne. Czy to oznacza, że nie ma już miejsca na podziw dla „cudów przyrody”?

Artykuł z numeru

Osiem lekcji na numer 800.

Czytaj także

Piotr Oczko

Życie sztuką i ze sztuką

W miarę jak coraz lepiej opanowywałem sztukę czytania struktur matematycznych, rosło moje zdziwienie faktem, że niektóre z  nich precyzyjnie „pasują” do pewnych obszarów świata. Na przykład równanie, które ktoś wymyślił (Maxwell, Einstein, Schrödinger…), a które ja przyswoiłem sobie z wielkim trudem, i to jedynie w pewnym tylko stopniu, tak się zachowuje, jakby w nim była zapisana – lub wręcz zadana – struktura pewnej części (lub aspektu) świata, z detalami, jakich nie mogli znać ci, którzy to równanie po raz pierwszy napisali. Tę zadziwiającą własność świata (i matematyki!) zwykłem nazywać jego racjonalnością. Przecież matematyka jest wykwitem ludzkiej racjonalności i jeżeli świat jej ulega, to można go nazwać – w tym i tylko w tym sensie – racjonalnym. Oczywiście nie chodzi o  matematykę, jaką wyrażamy za pomocą naszych pojęć i symboli, lecz o matematykę, do której nasze pojęcia i symbole jakoś się odnoszą.

Kiedy po raz pierwszy przeczytałem zdanie Leibniza, zapisane przez niego na marginesie tekstu Dialogus: „Gdy Bóg liczy i zamyśla, świat się staje”, uderzyła mnie trafność tej metafory. Rzeczywiście, równania Maxwella, Einsteina, Schrödingera i inne równania fizyki matematycznej zachowują się tak, jakby stanowiły fragmenty programu, według którego Bóg stworzył świat.

Moje zdziwienie skutecznością matematyki stawia nieco szerszy problem: jaka jest rola zdziwienia w  argumentacji za istnieniem Boga?

Natychmiast po postawieniu tego pytania trzeba dodać zastrzeżenie: zdziwienie nie jest argumentem w sensie logicznym (dziwić się można nawet błędom w rozumowaniu!), ale może mieć dużą moc emocjonalną i, skutkiem tego, bardzo wzmacniać lub osłabiać przekonania. Bynajmniej nie znaczy to, że emocje nigdy nie były (nad)używane w charakterze argumentów logicznych, a gdy to miało miejsce, wykazywały dużą moc sprawczą.

Zdziwienie architekturą świata narodziło się prawie równocześnie z naukami przyrodniczymi. Oczom badaczy ukazał się wówczas świat niespodziewany. Niezmienny kosmos Arystotelesa, widziany przez teleskop, okazał się złudzeniem rozumu, który bezkrytycznie wierzy niewydolnym zmysłom. Mikroskop otworzył nowe światy, zaskakujące swoim bogactwem. Kto przedtem mógłby przypuszczać, że oko komara jest precyzyjnym instrumentem optycznym, przewyższającym możliwości ziemskich konstruktorów? A nowa fizyka sir Izaaka Newtona tylko dlatego nie została ochrzczona teorią wszystkiego, że to określenie miano wymyśleć dopiero trzy wieki potem, gdy fizyka uczonego z Trinity College stała się już tylko szczególnym przypadkiem ogólniejszych teorii.

Matematyka Newtona nie działała jednak tak sprawnie, jak można by przypuszczać. Jego wszechświat wymagał warunków początkowych, których sam sobie nie mógł zadać (z tym i dziś mamy kłopoty), oraz „poprawek”, gdy jego struktura ulegała zaburzeniom (np. wskutek nieprzewidzianych odwiedzin komet). Żeby wszechświat działał sprawnie – i w teleskopowej, i w mikroskopowej skali – potrzebny był Konstruktor. Ten sposób myślenia znacznie się rozpowszechnił i z czasem został nazwany fizykoteologią.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się