fbpx
Michał Koza luty 2021

Dryf z kursu rozpaczy

Jim przybywa z samotnego domu na Alasce do Kalifornii, by… Właściwie po co? Pomóc sobie? Znaleźć spokój ducha? A może utwierdzić się we wcześniejszym zamiarze i rozliczyć ze światem, który już zdecydował się opuścić? Myśl o samobójstwie zakorzeniła się w blisko 40-letnim mężczyźnie tak mocno, że nie wiadomo, czy spotkania z bratem Garym, dziećmi, byłymi żonami, rodzicami i przyjaciółmi cokolwiek zmienią.

Artykuł z numeru

Zniszczyć patriarchat w sobie

Czytaj także

Edyta Zielińska-Dao Quy

„Błogosławieni ci, którzy opłakują”

Czytając Halibuta na księżycu, stajemy się towarzyszami drogi Jima, świadkami dramatu, a czasem po prostu widzami wciągającego spektaklu o poszukiwaniu sensu życia w momencie, kiedy samobójstwo wydaje się rozwiązaniem łatwiejszym i nieuchronnym. Poznajemy bohatera wyczerpanego przez życie rodzinne, poprzednie związki i konserwatywne obyczaje amerykańskiej klasy średniej. Wysiłki bliskich i terapeuty, by pomóc Jimowi, często robią wrażenie powierzchownych i bardziej obcych niż jego doświadczenie wewnętrznej pustki.

Vann doskonale zdaje sobie sprawę, jak złożone mogą być motywacje osoby, która myśli o odebraniu sobie życia. Jak mało kto również we współczesnej literaturze jest w stanie przenikliwie opisać zwłaszcza relacje między mężczyznami i wynikające z nich dramaty. W porównaniu do Legendy o samobójstwie najnowsza książka wydaje się nieco mniej zniuansowana. Napotykane przez Jima osoby reprezentują często raczej ludzkie typy niż pełnokrwiste historie. Jednak to w tych konfrontacjach bohater ma szansę bezczelnie, nie przebierając w słowach, a czasem i z wisielczym humorem wypomnieć wprost obłudę społeczeństwa i nieporadność wobec choroby na śmierć.

David Vann

Halibut na księżycu

tłum. Dobromiła Jankowska, Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2021, s. 288