fbpx
Andrzej Muszyński kwiecień 2013

Symfonia insektów

Tekst w gazecie brzmi: „Parlament Kosowa ogłosił konkurs na hymn narodowy. Propozycje można zgłaszać w ciągu 20 dni. Hymn powinien być oryginalny i wyjątkowy i trwać od 30 do 60 sekund. Na autora zwycięskiej propozycji czeka 10 tys. euro”. Na konkurs nadchodzą 134 prace, głównie z Rosji. Mengjiqi wysyła swój utwór pt. „Europa”, wcale nie czeka na wynik, być może nawet o tym zapomniał.

Artykuł z numeru

Czy papież nam zaufa?

Czy papież nam zaufa?

Autobus

Sypnął kurom ziarna, pożegnał się z Riki i Halime, trzasnął metalową furtką i wybiegł na przystanek (pierwszy na trasie, to znaczy ostatni). Autobus tłukł się w kurzu gruntową drogą, która zimą zamienia się w rzeczkę rzadkiego błota. Wjechał wreszcie na asfalt, za oknem straszyły pustostany i pola plastikowych śmieci. Za wzgórzem odsłonił się widok na czerwone miasto. W środku siedział komplet stałych pasażerów. Jeden z nich spojrzał na niego uważnie i zagaił. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

– Widziałem pana wczoraj w telewizji! – oznajmił pasażer.

– Kogo? Mnie? To niemożliwe – odpowiada on.

– Tak, pana, pana! Gratulacje!

Ale on nie ogląda telewizji. Dojechał do centrum, wysiadł, poszedł na uczelnię, a tam – gratulacje kolegów, nalot dziennikarzy. Jest lato 2008 roku.

Marcel Chyrzyński: – Specyficzny facet, jakby bez ojczyzny.

Profesor Zbigniew Bujarski: – Patriota.

Marcel Chyrzyński: – Jadał jajecznicę z pokrzywami.

Wiesław Warwas: – Szkoda go.

Orkiestra

Początek lat dziewięćdziesiątych, Prisztina, piąta rano. Mendi Mengjiqi wsiada w pociąg do Katowic. Droga długa do zwariowania, przez krainę wielu walut, z przesiadkami w Belgradzie i Budapeszcie. Ma przy sobie swoje kompozycje i trochę pieniędzy na start. Ma też skórzaną kurtkę, a kurtka ma za kołnierzem tajny schowek na pieniądze (na suwak). Zasypia, budzi się, kurtki nie ma. Biegnie do konduktora, krzyczy: „Ukradli mi pieniądze, nie widział pan kurtki jasny brąz?” Nie widział. Idzie załamany do toalety, a tam wisi kurtka z pieniędzmi. Złodziej był głupi albo niestaranny. Być może to dobry znak.

No i wreszcie nowa Polska – Wałęsa, ruskie bazary, chodnikowy kapitalizm, chodnikowa muzyka i wcale nie taki inny świat.

Trzeba teraz Mengjiqiego zapytać: dlaczego przyjechał akurat do Polski? Dlaczego nie do Rzymu, Paryża, Moskwy? Odpowie pewnie: wiesz co, ja cię przepraszam, ale to jest głupie pytanie. Albo: bo Polacy to myślą, że kojarzą ich w świecie tylko z chlaniem wódy. A to jest wysoka kultura, światowa!

Dopiero potem opowie w szczegółach, co i jak.

Lata osiemdziesiąte, południe Jugosławii, Prisztina, stolica autonomicznego (od 1963 r.) regionu Kosowa. Trudno powiedzieć, czy szefów Orkiestry Radia i Telewizji, niegdyś najlepszej w regionie, bardziej boli śmierć Tito czy rozkład ich zespołu. W Jugosławii odżywają lokalne nacjonalizmy, Serbowie nie chcą grać z Albańczykami, Albańczycy z Serbami. W ramach polsko-jugosłowiańskiej współpracy kulturalnej sprowadzają polskich muzyków. Jednym z nich jest Wiesiek Warwas z Poraja, słuch absolutny, od teraz pierwszy w orkiestrze czelista. Poznaje się z młodym Mendim, kontrabasistą, studentem Akademii Muzycznej w Prisztinie (Wydział Teorii Muzyki), człowiekiem nieco nieśmiałym. Mendi mieszka wtedy w czymś, na co mówi się w Prisztinie baraki, a co Polacy nazywają slumsami. Zżywa się z Polakami, ci przywożą mu polskie kompozycje, flaszkę też wypiją. Opowiadają mu wtedy o wydarzeniach w Polsce: wizytach papieża, strajkach, zrywach. I przypinają mu do ubrania znaczek Solidarności.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się