fbpx
Małgorzata Łukasiewicz luty 2011

Bardzo mała narracja

O tym, że z porównaniami trzeba uważać, wiadomo było od dawna. Były konwencje, ustalające, co z czym można, a z czym raczej nie należy porównywać, i to nie z uwagi na efekt stylistyczny, ale z głębszych metafizycznych powodów.

Artykuł z numeru

Europa a turecki eksperyment

Rozmaici głupi Jasiowie są bohaterami wielu opowieści. Jedna opowiada o zakupach. Głupi Jasio wybrał się na targowisko z zamiarem nabycia kury. Przy straganie handlarka zachwalała swój towar: „Popatrz na tę kurę, toż to sam smalec”. Głupi Jasio pomyślał, że widocznie smalec jest lepszy niż kura i ruszył dalej. Przy straganie obok handlarka kusiła: „Popatrz na ten smalec – gładziutki jak oliwa”. Głupi Jasio wykombinował, że oliwa jest lepsza niż smalec i poszedł dalej. Przy następnym straganie usłyszał: „Popatrz na tę oliwę – czysta jak woda”. Głupi Jasio doszedł do wniosku, że woda jest lepsza od oliwy, więc po prostu udał się do studni, zaczerpnął wiadrem wody i zadowolony wrócił do domu.

Być może w tej relacji zagubiły mi się jakieś fazy, ale ogólny kierunek rysuje się wyraźnie. Historyjka ma wymowę pesymistyczną. Dobra, przyciągające kolejno uwagę Jasia, przedstawiają coraz mniejszą wartość, z kury robi się woda. Nie tylko gorszy pieniądz wypiera lepszy, a sprzedawcy za nasze pieniądze próbują nam wetknąć byle co, ale my sami lecimy na gorszy towar, wymijając lepszy. Już bylibyśmy gotowi zasmucić się tym kolejnym przykładem niedobrego stanu świata, ale w porę uprzytamniamy sobie, że to przecież opowieść o głupcu. W takich opowieściach głupota często przejawia się jako niedostatek kompetencji językowej i brak orientacji w odnośnych grach. Głupi Jasio nie zna się na porównaniach. Nie rozumie, że porównanie to nie stopniowanie i nie ustala hierarchii dóbr, lecz jedynie wyławia podobieństwo między nimi, i to tylko ze względu na niektóre ich właściwości. Nie łapie, że kura i smalec jako artykuły konsumpcyjne mogą mieć wspólną – i ewentualnie pożądaną – cechę tłustości, ale gdy chodzi, powiedzmy, o walory smakowe i odżywcze, kura już bardzo się od smalcu różni i to na swoją korzyść.

Porównanie to prosty zabieg, wystarczy dobrać nazwy dwóch rzeczy, między którymi zdołamy dopatrzyć się podobieństwa, i wstawić pomiędzy nie słówko „jak”. Cenić można porównania za odkrywczość – gdy zwrócą nam uwagę na niedostrzegane przedtem związki, i za pomoc w oswajaniu świata – gdy coś obcego przybliżą do czegoś dobrze znanego. Tak np. w wierszu Kunzego (już kiedyś na tych łamach przytaczanym): „Wzdłuż ich porównań dojdziesz na ślepo / Do domu”.

„Shall I compare thee to a summer’s day?” – pyta pierwszy wers XVIII sonetu Shakespeare’a. „Czy porównywać ciebie do letniego dnia?”. Ale nie, takie porównanie byłoby chybione, uroda letniego dnia jest zbyt krucha, nie dość substancjalna. Toteż na końcu okazuje się, że sprostać pięknu może tylko wiersz, który zadaje takie pytania.

Że z porównaniami trzeba uważać, wiadomo było od dawna. Były konwencje, ustalające, co z czym można, a z czym raczej nie należy porównywać, i to nie z uwagi na efekt stylistyczny, ale z głębszych metafizycznych powodów. Były rzeczy i sprawy ponad wszelkie porównania. Piewca cnót gospodarskich Wergiliusz zestawił pracę pszczół z wyczynami Cyklopów, ale natychmiast zastrzegł, że tylko warunkowo, „jeśli sprawy tak drobne porównać się godzi z wielkimi”. Znakomity zwrot „nie przymierzając” ma służyć za usprawiedliwienie, zaznacza, że porównanie sformułowano prowizorycznie i na rybkę, bez orzekania istotniejszych pokrewieństw.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się