Kto ma w dzisiejszych czasach najbardziej pod górkę? Biali heteroseksualni mężczyźni, oczywiście. Tak odpowiedziałby bohater powieści Niny Lykke Nie jesteśmy tu dla przyjemności. I momentami trudno się z nim nie zgodzić.
Kurt jest starzejącym się pisarzem, który nie dość, że od 20 lat zmaga się z kryzysem twórczym (wydał dokładnie jedną dobrze przyjętą książkę), to jeszcze musi odnaleźć się w rzeczywistości po #MeToo. Rzeczywistości, której nie rozumie i w której – wszystko na to wskazuje – nie ma dla niego miejsca. Gdy zdaje się, że został do reszty skompromitowany – niedawno poczytna autorka sfabrykowała historię o molestowaniu – niespodziewanie przychodzi zaproszenie na prestiżowy festiwal literacki. Kurt decyduje się zaryzykować swoją dumę i wskoczyć w sam środek literackiego światka. Kto wie, może doświadczy odprysków dawnej sławy? Albo przynajmniej naje się na koszt organizatorów, bo na jedzenie od dawna brakuje mu pieniędzy.
Lykke wnikliwie i z humorem eksploruje kruche mechanizmy społecznego uznania, kreśląc bezwzględny portret środowiska ludzi kultury, w którym postępowe idee stały się frazesami, etykietami, pozwalającymi zaznaczyć grupową przynależność. Środowiska, które uwielbia transgresje, subwersje, dekonstrukcje, ale tylko te możliwe do zamknięcia w bezpiecznych ramach łatwego do przyswojenia spektaklu, niestanowiącego ani szczególnego wyzwania poznawczego, ani zagrożenia dla właściwych relacji władzy.
Nie jesteśmy tu dla przyjemności to kąśliwa i jednocześnie pełna współczucia powieść zachęcająca do wyjścia poza proste tożsamościowe równania i przemyślenia raz jeszcze skomplikowanej natury społecznych przywilejów.
Nina Lykke Nie jesteśmy tu dla przyjemności tłum. Karolina Drozdowska, Warszawa 2025, Wydawnictwo Pauza, s. 304