fbpx
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w Buczy, mieście symbolu rosyjskich zbrodni w Ukrainie, 4 kwietnia 2022 r. fot. Ronaldo Chemidt / AFP / East News
z Adamem Danielem Rotfeldem rozmawia Łukasz Pawłowski maj 2022

Rosji grozi los ZSRR

Jeśli w najbliższym czasie dokona się w Rosji zmiana, to nie w drodze buntu mas, lecz buntu elit. To będzie możliwe dopiero wtedy, gdy Rosja znajdzie się w obliczu katastrofy. Decyzja o inwazji na Ukrainę uczyniła taką katastrofę bardzo realną.

Artykuł z numeru

Tu mówi Ukraina

Czytaj także

Serhij Płochij

Odwołany koniec historii

Każda wojna toczy się o coś. O co toczy się ta wojna z perspektywy jej głównych aktorów? Zacznijmy od agresora – od Rosji.

Najprościej mówiąc, ta wojna toczy się o  wartości. Tymczasem komentarze w codziennej prasie są zdominowane przez myślenie geopolityczne – cokolwiek to znaczy.

Co znaczy?

Moim zdaniem nic nie znaczy. Jest przejawem nieporadności intelektualnej – kiedy nie jest się w stanie czegoś zrozumieć, mówi się, że ma to „wymiar geopolityczny”.

To bardzo brutalny komentarz…

Geopolityka jako myśl polityczno-filozoficzna została zaproponowana przez szwedzkiego politologa Johana Rudolfa Kjelléna w II poł. XIX w. i przyjęta przez Niemców w czasie I wojny światowej. Zyskała na znaczeniu w czasach hitlerowskich, ale po II wojnie światowej całkowicie znikła z  poważnego myślenia o stosunkach międzynarodowych. Pojawiła się ponownie nagle, po rozwiązaniu ZSRR i zakończeniu zimnej wojny, kiedy trzeba było na nowo uporządkować wyłaniający się świat.

Geopolityka – jak wskazuje pierwsza część tego pojęcia – jest związana z geografią. Kiedyś uwarunkowania geograficzne, np. fakt, że państwa były od siebie oddzielone naturalnymi granicami – rzekami, pasmami górskimi, morzami – miał większe znaczenie niż dziś. Istotą wojny Rosji z Ukrainą nie jest geografia, lecz wartości określające pewien sposób pojmowania sensu życia i fundamentalnych norm.

Przywódcy wielu państw twierdzą, że rządzą się według własnych wartości, a wartości uniwersalne nie istnieją. Rosja także uważa, że ma wyłącznie swoje wartości.

O jakie wartości toczy się ta wojna?

Wiele lat temu uczestniczyłem w  procesie redagowania Aktu Końcowego Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie podpisanego w Helsinkach w 1975 r. Zawarto w nim 10 zasad, którymi państwa powinny kierować się we wzajemnych stosunkach.

To zasada suwerennej równości państw, zasada nieużycia siły, nienaruszalności granic, integralności terytorialnej państw, pokojowego rozstrzygania sporów, nieingerowania w sprawy wewnętrzne, poszanowania praw człowieka i swobód obywatelskich, w tym wolności sumienia i wolności religijnej, zasada dotycząca prawa narodów do samostanowienia, zasada współpracy między państwami i zasada wykonywania zobowiązań – przyjętych na gruncie prawa międzynarodowego – w dobrej wierze.

Atakując Ukrainę, Rosjanie naruszyli wszystkie te zasady.

Tak zwani realiści powiedzieliby, że tak po prostu wyglądają stosunki międzynarodowe.

Nieporozumienie wynika z błędnego pojmowania samego zakresu znaczeniowego słowa „równość”. Przecież ludzie i państwa różnią się od siebie wzrostem, talentami, zasobami materialnymi itd. Jedni są wysocy, a inni niscy, jedni są biedni, a  inni bogaci, mądrzy i  głupi. Podobnie państwa są wielkie i małe, bogate i biedne etc. Na gruncie prawa jednak wszyscy – ludzie i państwa – są równi. Kiedy premier popełni delikt, np. naruszy prawo drogowe, powinien odpowiadać za popełnione wykroczenie jak każdy inny kierowca, choć jego pozycja w strukturze władzy jest znacznie wyższa od przeciętnego obywatela. Podobnie państwa: powinny przestrzegać prawnomiędzynarodowych zobowiązań niezależnie od tego, czy są to mocarstwa dysponujące bronią jądrową, czy też biedne i małe kraje. Stosunki między państwami oparte są na zasadzie równości wobec prawa. To nie znaczy, że potencjał mocarstwa w relacjach z małym państwem nie ma znaczenia. Kiedyś podczas kolacji wydanej przez Aleksandra Kwaśniewskiego kanclerz Helmut Kohl powiedział, że dla niego testem przy podejmowaniu decyzji jest odpowiedź na pytanie, czy byłaby ona do zaakceptowania nie tylko przez Niemcy, ale również przez Luksemburg. Chciał w ten sposób powiedzieć, że Niemcy biorą pod uwagę interesy nawet najmniejszego członka społeczności międzynarodowej. To oczywiście pewien ideał, w życiu nie zawsze prawdziwy – bo punktem odniesienia dla państw są trzy czynniki: siła, czyli potencjał, interesy i wartości.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się