fbpx
fot. Graciano Arici / Eyevine / Eastnews
Roberto Esposito maj 2020

Vitam instituere

Pozostanie przy życiu to pierwsze zadanie, któremu ten przeklęty wirus rzuca wyzwanie śmiertelne. Jednak stawiając mu czoła, nie możemy zrezygnować także z dalszego życia we wspólnocie: z innymi, dla innych, poprzez innych.

Artykuł z numeru

Ostatni tacy papieże

Ostatni tacy papieże

Gdybym miał nazwać zadanie, do którego wzywa nas czas epidemii koronawirusa, sięgnąłbym do starego łacińskiego wyrażenia vitam instituere. Nie zatrzymując się nad jego historią – jest to fragment z Demostenesa, cytowany przez rzymskiego jurystę Marcjana w Digestach – przejdźmy do jego najbardziej aktualnego znaczenia. W chwili gdy ludzkie życie jest zagrożone – a także zdominowane – przez śmierć, nasz wspólny wysiłek musi polegać na ustanawianiu go wciąż od nowa. Czym zresztą jest życie, jeśli nie ciągłym ustanawianiem, zdolnością do tworzenia wciąż nowych znaczeń? Tak właśnie należy odczytać słowa Hannah Arendt, a przed nią św. Augustyna, że my, ludzie, jesteśmy początkiem, bo naszym pierwszym aktem jest przyjście na świat, a więc zapoczątkowanie czegoś, czego wcześniej nie było. Po tym pierwszym początku następuje kolejny akt ustanowienia, mający źródło w języku, który francuski psychoanalityk Pierre Legendre nazwał drugimi narodzinami. To od nich wzięło początek miasto i życie polityczne, które umieściło życie biologiczne w horyzoncie historycznym. Nie w opozycji do świata natury, ale obejmując go w całej jego rozciągłości. Pozostając autonomiczną w całym bogactwie swoich konfiguracji, przestrzeń logosu, a potem nomosu nigdy nie oddzieliła się od przestrzeni bios. Przeciwnie, ich związek stawał się coraz bardziej ścisły, aż stało się niemożliwe mówienie o polityce w oderwaniu od przestrzeni, w której tworzy się życie.

Pierwsze narodziny zapowiadają drugie, które z kolei zakorzenione są w pierwotnych. Dlatego niemożliwe jest, żeby istoty ludzkie mogły przestać ustanawiać życie. Bo to życie ustanowiło istoty ludzkie, wprowadzając je we wspólny świat. W tym sensie życia ludzkiego nie da się sprowadzić do zwykłego przetrwania, do „nagiego życia”, żeby posłużyć się wyrażeniem Waltera Benjamina. Nasze życie, jako że od samego początku jest ustanowione, nigdy nie jest tożsame ze zwykłą biologiczną materią, nawet wówczas gdy gwałtownie roztrzaskuje się o jej ścianę.

Nawet w  tym przypadku, a może raczej właśnie wtedy, dopóki takie jest, życie odsłania swój własny sposób istnienia, który – choć zdeformowany, pogwałcony, podeptany – pozostaje, czym jest: formą życia. Tym, co nadaje mu charakter owej formy – dodatkowy wobec zwykłej biologii – jest jego przynależność do kontekstu historycznego, zbudowanego z relacji społecznych, politycznych, symbolicznych. Tym, co od samego początku nas ustanawia i co sami nieustannie ustanawiamy, jest owa symboliczna sieć, wewnątrz której wszystko, co robimy, nabiera znaczenia i głębi dla nas i dla innych.

To właśnie owa sieć wspólnych relacji jest zagrożona zerwaniem przez epidemię koronawirusa. Nie tylko pierwsze życie, ale też i drugie: wspólnotowość naszych relacji z innymi.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się