fbpx
fot. CAF/PAP
Karol Tarnowski kwiecień 2018

Czapski i wiara

Kluczowym składnikiem religijności Józefa Czapskiego jest to, co można by nazwać wcieleniem, solidarnością z konkretną cielesnością świata. Pobudzał go nie tyle zachwyt, ile współczucie.

Artykuł z numeru

Kiedy zaczyna się przemoc?

Kiedy zaczyna się przemoc?

Pisać o Józefie Czapskim – tym wielkim malarzu i wielkim pisarzu, o niewiarygodnej intensywności życia i twórczości, ale też bliskim człowieku – wydaje mi się zadaniem ponad siły. Cóż dopiero pisać o jego religijności, o stronie religijnej jego dzieła. Czapski nienawidził wszelkiego kłamstwa i wszelkiej nieautentyczności – jego myśl krążyła zawsze wokół osobistego przeżycia, osobistego przeżywania konkretnej rzeczywistości. Tą konkretna rzeczywistością dla Czapskiego malarza były przede wszystkim fragmenty świata, które go uderzały i które obdarzał czujną i czułą uwagą. Ale bodaj pierwotnym i najgłębszym żywiołem były dla niego spotkania z ludźmi, których odbywał oszałamiająco dużo.

W gruncie rzeczy każde spotkanie było dla niego niepowtarzalnym wydarzeniem – kto go znał, ten wie, że Czapski był w spotkaniu cały, że obdarzał człowieka maksymalną uwagą i entuzjazmem.

Miał naprawdę dar spotkania – tego, co filozofia dialogu określa jako podstawową kategorię ludzkiego życia i źródło myślenia. Dlatego dla Czapskiego spotkaniami były także książki – opowiadał np., jakim wydarzeniem było dla niego znalezienie w poczekalni u dentysty Legendy Młodej Polski Stanisława Brzozowskiego. Czapski był pożeraczem książek, znał wspaniale literaturę: poezję, prozę, eseistykę, a może przede wszystkim dzienniki intymne – zasadniczo nieprzeznaczone do druku – w których odsłania się niepowtarzalne „ja” autora, „dzieje duszy” z całym jej pozornym chaosem, samoświadomością słabości, pragnień i nieuchronnych klęsk. Lecz nie wolno zapomnieć, że terenem spotkań była także i przede wszystkim niedawna historia Polski, w której Czapski aktywnie uczestniczył i która określiła w ogromnej mierze jego widzenie rzeczywistości, widzenie tragiczne, choć przecież podszyte nadzieją.

Te spotkania u Czapskiego bywają czasem trwałe, to znaczy powtarzają się. Czapski był wierny ludziom i książkom – miał nie tylko wielkie grono przyjaciół, z którymi utrzymywał zażyły kontakt, ale także stałe lektury, którymi się karmił. Co rusz pojawia się w jego tekstach Norwid – chciałoby się powiedzieć, że jest to jego najważniejszy mistrz wewnętrzny; ale obok niego są Brzozowski, Dostojewski, Tołstoj, Remizow, Rozanow, Proust, Mauriac, Hofmannsthal, Maine de Biran i wielu innych, w końcu i przede wszystkim Simone Weil. Wybór tych pisarzy nie jest przypadkowy – odpowiada na najgłębsze przeżycia duchowe Czapskiego, jego drogę, którą można by wstępnie i patetycznie określić jako drogę poszukiwania prawdy i piękna. Trzeba jednak od razu powiedzieć, że droga ta ma od początku także charakter metafizyczny i de facto religijny. W rozmowie z Piotrem Kłoczowskim powiedział: „zagadnienia metafizyczne pasjonowały mnie zawsze, zawsze…”. Pasja metafizyczna szła w parze nie tylko z koncentracją na konkrecie, ale przede wszystkim z odnajdywaniem metafizyki w malarskim motywie, który w całej swej zgrzebności – i właśnie w niej – pozwala przeświecić niewyrażalnej rzeczywistości absolutnie Innego. Będzie jeszcze o tym mowa.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się