fbpx
Kinga Dawidowicz

Gra kolorów

Betonoza jest dzieckiem wstydu. Wstydu przed zaniedbaniem, nieuporządkowaniem, poczuciem pozostawania w tyle. To choroba, która dotyka wielu polskich miast. Większych i mniejszych, nie ma tu znaczenia położenie geograficzne czy wiek miasta.

Artykuł z numeru

Czytaj także

Krzysztof Wołodźko

PKP i PKS, czyli polski kot Schrödingera

Beton stosuje się jako szybkie lekarstwo na odświeżenie wizerunku. Rewitalizacja, czyli przywracanie życia, zbyt często według władz miejskich opiera się na tłumieniu tego życia w jego wszelkich przejawach. W pień ścinane są drzewa, trawniki grzecznie przycinane, krzaki usuwane. Ich miejsce zajmują łyse place z ławkami bez oparć, które latem zamieniają się w miejskie wyspy ciepła, gdzie nikt nie chce przebywać. Nawet podświetlane fontanny są bezradne wobec takiego stanu rzeczy. Nikt nie garnie się w ich pobliże, gdy obok beton, oddając ciepło, zmienia powietrze w rozedrgany kadr z pustynnego pejzażu.

Drzewa są potrzebne miastu. To truizm, ale jesteśmy świadkami czasów, w których o tym podstawowym fakcie zdaje się zapominać coraz większa część społeczeństwa. Betonoza opowiada o przyczynach takiego stanu rzeczy, ale nie to w tej książce jest najważniejsze. Istotniejsza jest jej opowieść o oddolnym ruchu mieszkańców, którzy protestują w imię obrony przyrody i prawa do życia w zieleni. Tendencja do betonowania jest demokratyczna – reprezentuje ją każda partia polityczna, ale – co pocieszające – protestują też wszystkie opcje polityczne. Najlepsza wiadomość zaś jest taka, że często skutecznie. Zapisując historie uratowanych miejsc, autor daje nadzieję, że może nie w tak odległej przyszłości możliwe będą takie decyzje jak w Kopenhadze, Wiedniu czy Rotterdamie. Ruchy władz miejskich pod hasłem rozbetonowywania i zadrzewiania przestrzeni.

Jan Mencwel

Betonoza. Jak się niszczy polskie miasta

Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2020, s. 344