fbpx
Daniel Odija wrzesień 2023

Dyżurka innego świata

Definicja dla dziecka. Inny świat to wycinek świata, którym żyjemy na co dzień. Część całości. Część może być podobna do całości. Może też być całkiem od całości odmienna.

Artykuł z numeru

Co z ciebie wyrośnie

Czytaj także

Zośka Papużanka

Kwestionariusz Stacji Literatura. Zośka Papużanka

Zośka Papużanka

Generał w mundurze

Łukasz Najder

Wmiastowstąpienie

Anna Cieplak

Czego nauczyła mnie klasa ludowa

z Alicją Urbanik-Kopeć rozmawia Martyna Słowik

Wciąż czujemy, czym jest mezalians

Patusy darły japę. Pewnie znowu przemyciły wódkę i zaćpały. Znowu jakoś nas przechytrzyły. Rzadko im się to udawało, bo przemyt musiał przejść przez naszą dyżurkę, a my mieliśmy rozkazy. Trwała przecież zaraza.

Zostaliśmy oddelegowani z jednostki. Ja, Zygi i Waga. Studenci trzeciego roku szkoły oficerskiej. Przyszli dowódcy wojen. Ale zamiast na misji tkwiliśmy tu, całą dobę z przerwami na dwie doby w koszarach. I tak przez miesiąc. Pilnowaliśmy potencjałów na dyżurce innego świata. Cholernie stresujące. Jak podwyższona temperatura ciała i brak oddechu, które były oznakami zarażenia.

Inny świat miał dziesięć pięter i jakieś dwieście pokoi. Na cztery pokoje była jedna łazienka. Akademik wyczyszczony ze studentów na czas zarazy. Teraz mieścił tych wszystkich, co właśnie wrócili z zagranicy i musieli przejść dwutygodniową kwarantannę. Mogli przecież mieć styczność z wirusem. Z zarażonymi. Albo sami byli zarażeni, a nie było ich stać na wynajęcie mieszkania. Albo w domu brakowało miejsca. Albo w domu ich nie chciano.

Na dziesięć pięter innego świata liczba zakwaterowanych potencjałów wynosiła około stu osób. Jedni wychodzili, inni przychodzili. Potencjałów, bo czekali na przebudzenie wirusa, który niszczył płuca i kradł oddech na śmierć. Potencjalne ofiary zarazy. Większość z nich zwykli ludzie. Choćby babcie. Cichutkie i milutkie, pewnie dlatego że trochę przestraszone. Przypominały dzieci, które zgubiły rodziców, ale boją się ich wołać, by nie przywabić jakiegoś tajemniczego, niewidzialnego zła. Jak ta babcia z kotkiem.

Twierdziła, że przyjechała z Ameryki, nie stać jej było na wynajęcie kawalerki, a rodzina, która miała ją odebrać na lotnisku, nie przyjechała i nie odpowiadała na telefony. Babcia nie znała adresu zamieszkania rodziny, dlatego zaraz po wylądowaniu sanepid skierował ją do naszego wieżowca. Zaczęła płakać, gdy powiedzieliśmy, że według procedury na czas kwarantanny każde zwierzę domowe należy oddać do schroniska. Przez ten płacz zlitowaliśmy się i zakwaterowaliśmy ją z kotem. Nawet pomogliśmy kupić przez internet kuwetę i paczkę żwirku. Gdy po odbyciu kwarantanny wychodziła od nas, dziękowała ze łzami w oczach, że taka dobra z nas młodzież. Jej rodzina znowu się nie pojawiła. Może w ogóle nie było żadnej rodziny.

Albo ten Hiszpan, bardzo nerwowy. W sumie nie ma co się dziwić. Mógł czuć się samotny. Sytuacja nienormalna, ledwo gadał po angielsku, a nikt wokół po hiszpańsku. Gdy wychodził, tak się spieszył, że wszedł w szklane drzwi wyjściowe i głową zaliczył zderzenie. Nie zdążyliśmy odblokować na czas. Drzwi otwierały się tylko wtedy, gdy któryś z nas naciskał przycisk zwalniający elektryczną blokadę.

Był też lekarz. Spędził u nas trzy dni, bo od razu zrobili mu wymaz i tylko czekał na wyniki. Powiedział nam, że nie ma o czym mówić, ale zaraza się rozpędza. Już brakuje łóżek w szpitalach, a będzie tylko gorzej. Ludzie zaczną umierać w domach, na ulicach. Nie chcieliśmy o tym myśleć, skupieni na dyżurowaniu w innym świecie. Mieliśmy dużo roboty przy zwykłych, przestraszonych potencjałach, a jeszcze więcej przy bezdomnych, psychicznych, no i patusach.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się