fbpx
Fot. Gina M Randazzo / Zuma Press / Forum
Agata Sikora październik 2021

Nie chodzi o zemstę

Kobiety, których posty zalały media społecznościowe pod koniec 2017 r., nie domagały się ani sprawiedliwości, ani odwetu. Gdy opisywały lęk przed dzieleniem z mężczyzną windy, chciały pokazać, że poczucie zagrożenia przemocą seksualną jest powszechnym doświadczeniem.

Artykuł z numeru

Z czego się śmiejemy

Czytaj także

z Marthą Nussbaum rozmawia Claudia Dreifus

Rozbrajanie bastionów męskiej pychy

Agata, ale jeśli ja mam to zrozumieć, jeśli coś ma się zmienić, ja muszę móc wypowiedzieć, co myślę, i w rozmowie z tobą wspólnie się zastanowić, co z mojego myślenia ma sens – powiedział mój przyjaciel w desperacji. Ja też byłam zdesperowana, w gniewnym retorycznym ferworze, na serio moralnie poruszona. Właśnie spadałam w przepaść: przepaść między wyobraźnią mężczyzn i kobiet obnażoną przez #MeToo.

A jednak musiałam się w tym locie zatrzymać. Bo choć miałam rację, on również ją miał – jeśli mamy zdementować patriarchalną wyobraźnię, której nosicielami i nosicielkami w różnym stopniu jesteśmy wszyscy, ale która dla mężczyzn jest wygodniejsza, a więc i bardziej przezroczysta, to tu, w kontekście długiej znajomości, gdy wiem, że on naprawdę próbuje zrozumieć, musimy stworzyć sobie jakąś safe space na wyrażenie niepoprawnych wątpliwości. Odetchnęłam głęboko, starając się wziąć w nawias moje słuszne oburzenie.

Bastiony pychy

Od #MeToo i tamtej rozmowy minęły już niemal cztery lata. Harvey Weinstein trafił do więzienia, Bill Cosby już z niego wyszedł. Kolejne sprawy ujawnionej przemocy przelatywały jak meteory przez przestrzeń publiczną – płonąc w gwałtownym rozbłysku zbiorowych emocji, wypalając się na salach sądowych, w gąszczach procedur, by spaść – nie wiadomo jak, nie wiadomo gdzie, bez morału.

#MeToo nie przyniosło zbiorowego katharsis: rozpoczęło burzliwy proces bez realistycznego scenariusza jego zamknięcia.

Jak bowiem odnosić się do ludzi, którzy zostali oskarżeni, ale sprawy się przedawniły albo trzeba było zamknąć śledztwo z braku dowodów? Jak miałyby wyglądać działania naprawcze wykraczające poza skazanie konkretnych przestępców? Czy po odsłonięciu rozmiarów seksualnej przemocy kobiety i mężczyźni nie muszą wypracować jakiejś wizji pojednania?

Z  tymi problemami mierzy się Martha Nussbaum w  swojej najnowszej książce Citadels of Pride. Sexual Abuse, Accountability, and Reconciliation (Bastiony pychy. Molestowanie, odpowiedzialność i pojednanie). Autorka, która jeszcze przed #MeToo pisała publicznie o swoim doświadczeniu dyskryminacji i  gwałtu, stawia zdecydowaną tezę: środowiskowe piętnowanie oskarżonych nie jest zgodne z demokratycznymi standardami i nie stanowi najskuteczniejszej metody walki z przemocą. Podkreśla, że w USA rewolucyjne zmiany w  ostatnich dekadach dokonały się dzięki żmudnej i niespektakularnej pracy prawniczek i prawników: interpretacja po interpretacji (prawo precedensowe!) zmieniano sposób rozumienia gwałtu i  stworzono nową gałąź prawa związaną z molestowaniem seksualnym w pracy. Prawo i procedury – argumentuje Nussbaum – dają oskarżonym prawo do uczciwego procesu, ale też zmieniają powszechną świadomość, modelują zachowania. Dlatego to na ich zmienianiu powinniśmy się skupić.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się