fbpx
Londyn, 1932 r. (Fox Photos/Getty Images)
Łukasz Moll maj 2020

Życie po koronawirusie

Epidemie, podobnie jak wojny, rewolucje czy katastrofy naturalne, to momenty politycznego przesilenia. Nic dziwnego, że krytyczni myśliciele pracują obecnie nad demaskacją nadużyć władzy i próbują opisać kształt wyłaniającego się świata. W jakim kierunku zmierzają ich diagnozy?

Artykuł z numeru

Ostatni tacy papieże

Ostatni tacy papieże

Kiedy wybucha epidemia, wprowadzona zostaje społeczna izolacja, a zbiorowe wysiłki podporządkowuje się walce z wirusem, łatwo przegapić, że w tym stanie pozornego zawieszenia i bezruchu rodzą się zalążki nowego życia, nowej „normalności”. Rozwiązań kryzysowych, raz wprawionych w ruch, nie da się całkowicie odwrócić. Ale czasy zarazy to jednocześnie czasy zaraźliwych idei. Kiedy stary ład drży w posadach, otwierają się zablokowane czy niepomyślane wcześniej możliwości społecznej zmiany. Filozofka Catherine Malabou przypomniała ostatnio przymusową kwarantannę, jaką we włoskiej Mesynie odbył w poł. XVIII w. Jan Jakub Rousseau. Genewski myśliciel postanowił spędzić ją w samotności. Zdaniem Malabou to właśnie w warunkach radykalnego osamotnienia, nazywanego obecnie „dystansowaniem społecznym”, doświadczamy wyjątkowo mocno, jak bardzo uspołecznionymi istotami jesteśmy. W kwarantannie nasze „ja” przechodzi swoistą kwarantannę drugiego stopnia: w samotności odkrywamy w sobie społeczeństwo w miniaturze i zderzamy się z uniwersalną ludzką kondycją. Stąd czas ten sprzyja redefinicji naszej podmiotowości i odbudowie jej związków z otoczeniem na zupełnie nowej podstawie.

Nie trzeba jednak być uprzywilejowaną filozofką, której pozycja społeczna pozwala w komforcie zamknąć się przed światem i oddawać swobodnemu myśleniu, żeby określić czasy zarazy jako sprzyjające przemianom. Warunkiem izolacji jednych jest wytężony wysiłek drugich.

Oddzielenie wspiera się na pracy opiekuńczej – nie tylko będących na pierwszej linii frontu lekarzy, pielęgniarek czy ratowników medycznych.

Lecz również wszystkich grup szczególnie narażonych na zakażenie, dzięki którym niezbędne towary lądują na naszych półkach, terminowo znikają z naszych gospodarstw w formie śmieci, a osoby zależne otrzymują opiekę czy to ze strony swoich rodzin i sąsiadów, czy też opiekunek, wśród których w ostatnich latach dramatycznie wzrosła rola migrantek. Obserwując przebieg pandemii na całym świecie, nie można też zapominać o tych, którzy nie mogą zastosować się do marketingu wirusowego #zostańwdomu: bezdomnych, uchodźcach przetrzymywanych w obozach, pracownikach nieformalnych w slumsach globalnego Południa, którym kazano wracać, skąd przyszli, ani tych wszystkich, których domy łatwo stają się lazaretami, jak w przypadku rezydentów Domów Pomocy Społecznej, więźniów czy nieubezpieczonych Afroamerykanów umierających po cichu.

Przemoc i niesprawiedliwość, które w warunkach epidemii zawsze spadały na „ludzi luźnych”, z jednej strony obsadzały ich w roli „siewców zarazy”, oskarżanych o wszelkie zło, oraz wskrzeszały demony rasizmu, antysemityzmu i teorii spiskowych. W ten sposób krążenie chorób zakaźnych sprzyjało rozpowszechnianiu się wykluczających dyskursów społecznych. Z drugiej strony to właśnie ludzie pozostający w cyrkulacji okazywali się niezbędni, by społeczeństwo mogło przetrwać epidemię. Dzisiaj zwykle niedoceniana, niekiedy niewidzialna, praca kasjerek, kurierów, listonoszy, śmieciarzy, pracownic opieki, kierowców ciężarówek wychodzi na pierwszy plan. Społeczeństwo w chwili próby jakoś obchodzi się bez tych, którzy na co dzień są głównymi beneficjentami kapitalistycznej gospodarki (np. giełdowych maklerów czy specjalistów od public relations).

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się