fbpx
Babi Jar, pomnik Holocaustu
fot. Sergei Supinsky / AFP / East News
Anna Wylegała lipiec-sierpień 2022

Wszystkie nasze wojny

Rosjanie mówią o ukraińskich nazistach i wielowiekowym ruskim mirze. Ukraińcy odpowiadają, że toczą w obronie swojego kraju „ukraińską wojnę ojczyźnianą”. Kto wygrywa w wojnie o historię?

Artykuł z numeru

Rzeczy, które kochamy

Czytaj także

Żanna Słoniowska

Ukrainką stałam się w Polsce

Moja znajoma z Kijowa L., dała się namówić na porzucenie swojego mieszkania na Padole i wyjazd z nastoletnim synem do Warszawy dopiero po dwóch tygodniach od wybuchu wojny. Długo nie rozumiałam, dlaczego nie chciała mnie słuchać i nie uciekła od razu. Wyjaśnienie zagadki przyszło, gdy Ukraińcy odbili Borodziankę, a w niej zaczęli wykopywać spod gruzowisk ciała kilkudziesięciu ukraińskich cywilów. W jednej z piwnic leżał przyjaciel L., która do ostatniego momentu przed wyjazdem miała nadzieję, że uda jej się zorganizować jakąś pomoc dla uwięzionego w zawalisku mężczyzny.

Nie udało się. M. długo i powoli umierał w podkijowskiej piwnicy. Gdy w końcu rozmawiam z L. w Warszawie, mówi przez zaciśnięte zęby: „Oni są jak naziści, gorsi niż naziści. Babcia mi opowiadała, co Niemcy robili na wsi w czasie wojny, ale ci są gorsi od nich”.

Akcja denazyfikacja

To, co mówi mi L., jest dobrym punktem wyjścia do zastanowienia się nad znaczeniem, jakie dla wydarzeń na Ukrainie mają treści historyczne. Bo choć Rosja toczy tę wojnę nie wprost o interpretację historii, tylko ze względu na dążenie do ustanowienia nowego porządku międzynarodowego w Europie, pośrednio jest to również walka o legitymizację rosyjskiej wizji przeszłości. Posługiwanie się przez Putina koncepcją wojny zaczepno-obronnej, której cel stanowi „denazyfikacja” Ukrainy, jest przecież możliwe właśnie dlatego, że prezydentowi Rosji udało się przekonać większość swojego narodu o rosyjskim monopolu na prawdę historyczną.

Putinowska retoryka „denazyfikacyjna” była już analizowana wzdłuż i wszerz, tu więc tylko dla porządku przypomnijmy w skrócie: zgodnie z nią Rosja zaatakowała Ukrainę, by obalić „nazistowski” rząd w Kijowie, uwolnić zwykłych Ukraińców spod jarzma „faszystowskich elit” i zapobiec rozlaniu się „brunatnej zarazy” dalej. Innymi słowy, oficjalna wersja wydarzeń serwowana przez rosyjską propagandę sprowadza agresję na niezależne państwo ukraińskie do w prostej linii kontynuacji sowieckiej walki z nazistowskimi Niemcami i wyzwolenia od faszyzmu, przyniesionego Europie na czerwonoarmiejskich bagnetach.

Wydaje się, że Rosji nie przeszkadza fakt, że nikt w tę retorykę w Europie nie wierzy, bo nie na to była obliczona. Oficjalne reakcje władz poszczególnych europejskich krajów na Putinowską narrację historyczną są bardzo powściągliwe, co chyba najlepiej obrazowało poziom absurdu samej koncepcji „akcji denazyfikacyjnej”. Moim ulubionym przykładem tego, w jaki sposób zareagował aktor potencjalnie najbardziej poza Ukrainą – przynajmniej w wymiarze symbolicznym – nią zainteresowany, czyli Niemcy, jest wymiana tweetów między ambasadą Rosji w RPA a tamtejszą ambasadą Niemiec. 5 marca rosyjscy dyplomaci podziękowali na swoim Twitterze wszystkim mieszkańcom RPA, którzy przesłali im wyrazy solidarności i poparcia: „Jesteśmy szczęśliwi, że zdecydowaliście się być z nami dziś, gdy Rosja, jak 80 lat temu, walczy na Ukrainie z nazizmem”. Niemcy odpowiedzieli błyskawicznie: „Proszę nam wybaczyć, ale nie możemy milczeć w tej sprawie, to zbyt cyniczne. To, co robi dziś Rosja na Ukrainie, to rzeź niewinnych dzieci, kobiet i mężczyzn dla własnych celów. Zdecydowanie nie jest to »walka z nazizmem«. Każdy, kto się na to nabiera, powinien się wstydzić. (Tak się niestety składa, że jesteśmy w pewnym sensie ekspertami od nazizmu)”. Na tym konwersacja się skończyła.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się