fbpx
fot. Indraneel Chowdhury/Nur/Getty
Antonina Łuszczykiewicz kwiecień 2021

Szafranowy nacjonalizm

Wielokulturowość w duchu Mahatmy Gandhiego ustępuje dziś w Indiach miejsca hindutwie. Ta propagowana przez premiera Narendrę Modiego wizja jest niezwykle prosta: oferuje podział na dobrych hindusów i złych muzułmanów, dobre wartości hinduskie i złe wartości zachodnie.

Artykuł z numeru

Świat prosi o ratunek

Czytaj także

Małgorzata Nocuń

Wojna o dom

Kto kontroluje przeszłość, ten kontroluje przyszłość; kto kontroluje teraźniejszość, ten kontroluje przeszłość” – napisał niegdyś George Orwell. Spostrzeżenie to nie straciło nic na aktualności, a dowody na jego poparcie można znaleźć niemal pod każdą szerokością geograficzną.

Indie to drugi najludniejszy kraj na świecie i zarazem największa pod względem liczby mieszkańców (choć niekoniecznie najsilniejsza) demokracja. To jedna z najstarszych w historii ludzkości cywilizacji, kraj wieloetniczny i wieloreligijny. To „w każdej dziedzinie nieskończoność”, jak zauważył Ryszard Kapuściński w Podróżach z Herodotem.

Choć po uzyskaniu niepodległości w 1947 r. władze w Nowym Delhi próbowały wypromować na świecie wizerunek Indii tolerancyjnych, zjednoczonych w różnorodności, w rzeczywistości krainą nad Gangesem targają obecnie spory o charakterze religijnym i etnicznym. Populistyczny nacjonalizm, przelewający się w ostatnich latach przez cały świat, także tu trafił na podatny grunt.

Dziś los 1,3 mld ludzi – hindusów, muzułmanów, chrześcijan, buddystów, sikhów – leży w rękach Narendry Modiego, charyzmatycznego orędownika hinduskiego nacjonalizmu religijnego, zwanego hindutwą.

 

Hinduska hegemonia kulturowa

Sam termin „hindutwa” można przetłumaczyć jako „hinduskość”. Założenia tej spopularyzowanej w latach 20. XX w. ideologii sprowadzają się, w dużym uproszczeniu, do dwóch podstawowych kwestii.

Po pierwsze, ziemia indyjska obejmuje w rozumieniu hindutwy nie tylko współczesną Republikę Indii, lecz cały subkontynent indyjski. Innymi słowy, hindutwa włącza do Indii terytorium sprzed rozstrzygnięć, których dokonali Brytyjczycy z pomocą lokalnych partii politycznych w 1947 r., gdy podzielili kolonialne Indie na Indie, Pakistan i Bangladesz. W to miejsce hindutwa forsuje koncepcję „niepodzielnych Indii” – zarówno pod względem geograficznym, jak i kulturowym.

Po drugie, hindutwa nawołuje do zwalczania wszelkich obcych religii, filozofii i ideologii – słowem, wszelkich obcych „idei”. Obcych, czyli takich, które narodziły się poza Subkontynentem Indyjskim – od kolonializmu, przez komunizm, aż po islam czy chrześcijaństwo. Uznaje natomiast tzw. religie indyjskie – hinduizm, buddyzm, dżinizm oraz sikhizm – czyli nurty, które narodziły się na terenie subkontynentu. Trudno jednak mówić w tym przypadku o tolerancji przez duże T – hindutwa niejako odziera te religie z ich autonomiczności i odmienności, uznając jedynie za odgałęzienia szeroko rozumianej myśli hinduskiej.

W rozumieniu hindutwy naród indyjski to w praktyce naród hinduski, czyli składający się z wyznawców hinduizmu. Zwolennicy hindutwy za największe zagrożenie uważają islam, a co za tym idzie – indyjskich muzułmanów. Należy przy tym nadmienić, że muzułmanie stanowią ok. 15% społeczeństwa indyjskiego, a zatem, bagatela, niemal 200 mln ludzi. Liczba ta czyni z Indii trzeci największy „muzułmański” kraj na świecie po Indonezji i Pakistanie.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się