fbpx
Maciej Stroiński lipiec 2020

Powiedz swoimi słowami

Zacznijmy do rymu. Po co od nowa przekładać Czechowa? Odpowiedź padnie pod koniec, lecz by była zrozumiała, musi być „wyprowadzona”.

Artykuł z numeru

Duchowość 2.0

Duchowość 2.0

Wie się to już o Racinie (tłum. Antoni Libera), Szekspirze (tłum. Piotr Kamiński), Ibsenie (tłum. Anna Marciniakówna), Molierze (tłum. Jerzy Radziwiłowicz), Ajschylosie (tłum. Robert Chodkowski) i o Sofoklesie (tłum. Antoni Libera) – że trzeba ich wystawiać i wydawać na nowo, ale też przekładać. Nie będzie nowych wystawień tekstów kanonicznych bez nowych tłumaczeń. To jest warunek istnienia kanonu: jeśli artysta ma być wiecznie żywy, to musi być wiecznie żywy. Teraz nareszcie wie się też to o Czechowie (tłum. Agnieszka Lubomira Piotrowska).

Wymieniłem dramaty w nowych polskich tłumaczeniach i w nowych wydaniach, bo ten rodzaj literacki jest najrzadziej wydawany. „Nikt tego nie czyta”, najwyżej ogląda, chyba że uczniowie z musu. Może faktycznie nie da się wyżyć ze sprzedaży scenariuszy teatralnych, ale poezja też jest nierentowna, co nie powoduje, żeby jej nie wydawano.

Czechow zrobił teatrowi ogromną przysługę, że istniał i pisał. Bez niego nie byłoby Lorki, Mrożka i Bernharda – nie byłoby niczego. A teraz my musimy jemu zrobić podobną przysługę, a pośrednio sobie. Wielka rzecz się stała, że mamy „znowu” dramaty Czechowa w Polsce, i żywię nadzieję, że postdramatykom, pryncypialnie nieszanującym literatury, gula w gardle rośnie. Dramat jest najbardziej olanym (również przez ludzi teatru) z rodzajów literatury i dobrze, że chociaż topowego dramatopisarza wydaje się u nas raz na 50 lat.

Czechow jest już napisany, raz a dobrze, ale nigdy nie będzie ostatecznie przełożony. To jak z obrazami: malarz raz maluje, a potem do jego dzieła siada konserwator, a po nim następny, jeżeli obraz jest wart konserwacji. Nie ma tak, że „już jest przekład”. Z moich obserwacji translatologicznych wynika, że pierwotne tłumaczenie często ma w „opinii publicznej” status oryginału, na tle którego ocenia się wersje następne. Wiem to po sobie. Ostatnio przetłumaczyłem na nowo pewien kanoniczny dramat angielski według nowego wydania i doszła mnie skarga, całe szczęście pojedyncza, że zrobiłem „adaptację”. Zarzut trudno odpieralny, każdy bowiem przekład jest rodzajem adaptacji, przetłumaczeniem z obcego na nasze, więc z jednej strony ja nie zrobiłem żadnej „adaptacji”, lecz z drugiej – właśnie zrobiłem.

Przekłady Piotrowskiej najpierw przeczołgały się przez sceny, zanim trafiły do książki. Dobra kolejność. Szczególnie udane ich inscenizacje: Płatonow Bogomołowa (Kraków), Wiśniowy sad Rekowskiego (Kielce), Mewa i Płatonow Glińskiej (Warszawa), Płatonow Wiśniewskiego (Gdańsk). Szczególnie nieudane: Trzy siostry Piaskowskiego (Lublin). Są też dwa „niedowystawienia”, które miały powstać w  przekładach Piotrowskiej, lecz je wystawiono w innych: Wujaszek Wania Wyrypajewa (Warszawa), Trzy siostry Orłowskiego (Łódź). Szykuje się w Krakowie Wiśniowy sad w reżyserii Glińskiej. Przekłady Piotrowskiej krążyły dotąd w programach (Mewa, Teatr Narodowy), w mailach, w załącznikach.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się