fbpx
(fot. www.wydawnictwoznak.pl)
Hanna Malewska 1946

Kim są dziś faryzeusze?

„Nie można przemilczeć, że wśród «katolików» są skamieniałe faryzejskie sumienia” – pisała w 1946 roku Hanna Malewska. Jej przestroga nie utraciła na aktualności.

Czytaj także

z Haliną Bortnowską rozmawia Mateusz Burzyk

Hanna Malewska. Całe jej życie było wewnątrz

Najtwardsze słowa Chrystusa w Ewangelii, twarde jak wyrok ostateczny, padły przeciwko faryzeuszom. „Plemię jaszczurcze”, „pobielane groby” to ci, którzy nie dostąpią miłosierdzia, ponieważ go nie wyglądają, i nie czują jego potrzeby. „Grzech przeciw Duchowi Świętemu” – który nie będzie odpuszczony ani w tym ani w przyszłym życiu.

Faryzeusze z Ewangelii to określona normami prawno-religijnymi grupa ówczesnego społeczeństwa żydowskiego. Ale to zarazem postacie nie z jednego tylko kraju i czasu. Odziedziczyli prawdę, rozdrobnili ją w formułki, obwarowali zakazami i uważają się za jedynych sprawiedliwych w świecie. Stróżowie Świętego Świętych, którzy „sami nie wchodzą i innym wejść nie dają” – bo ich postawa i czyny są nieustającym zgorszeniem dla tych, których oni nazywają celnikami. Cóż zresztą dodać można do wizerunku Faryzeusza przekazanego nam w przypowieści o dwóch ludziach, którzy weszli do świątyni, aby się tam modlić?

Faryzeusz w ciągu wieków zmieniał strój, przepisy, stawał się nawet obleśnie pokorny, ale nie zmieniał swego fundamentalnego przeświadczenia, że jest solą ziemi, która nigdy nie zwietrzeje.

Tartuffe, zuchwały szalbierz, to tylko jedno z wcieleń faryzeizmu i nie najniebezpieczniejsze. Groźniejszy faryzeizm tkwi tam, gdzie łączy się z nieuleczalną samoobłudą, opartą na dość głęboko sięgającej zgodności słów i uczynków. Dość głęboko, ale nie aż do dna sumienia. Na dnie jest inna miara dla siebie, inna dla reszty świata. Pobłażliwość dla ulegającego czasem słabościom stróża i luminarza prawdy, a nieubłagalne potępienie dla celnika. (Tak jakby posiadacz prawdy nie był straszliwie, podwójnie odpowiedzialny: i za siebie samego i za celnika). Przeświadczenie, ze jak król pozwala na różne prywatne grzeszki użytecznemu ministrowi, tak Bóg przymyka oczy na wykroczenia tych, którzy w niewiernym świecie robią Mu głośną, reklamę. Czasem ta samoobłuda sięga głębiej jeszcze Faryzeusz ma sumienie czyste jak szkło, czuje się doskonały, bezpieczny – posiadacz wszystkich cnót włącznie z pokorą. Niemniej jednak jest w nim całkowita nieuległość Bogu, całkowita uległość sobie. Fałsz samowystarczalnej pychy prawie nie do wyleczenia.

Odwrotnością, ale pozorną tylko, takiej postawy jest postawa pobożnego „cynika”. Ten przyznaje się chętnie do swoich wad – wszyscy jesteśmy ludźmi, a na przyszły rok także nie staniemy się aniołami – ale dobry Pan Bóg, w którego mocno wierzymy i modlimy się do Niego, co niedziela, nie wrzuci nas przecież do piekła razem z kryminalistami i ateuszami. Pan Bóg to jakby rodzaj znajomego od dziecka dobrodusznego przedstawiciela władzy powiatowej, prawie już wujaszka, z którym można po ludzku omówić rożne tum niejasności w interesach.

Patrzeć na Boga jako na pobłażliwego i kochającego Ojca, nie mając jednocześnie ślepego, ufnego, uległego oddania dziecka – jest to faryzeizm dość powszechny wśród tzw. dobrych chrześcijan. A przecież poufałość z Bogiem – cudowne i przerażające pocieszenie zrozpaczonej własną nędzą świętości – to nie zuchwałe „za pan brat” letniego chrześcijanina, który działając w życiu na własny rachunek, asekuruje się tylko dodatkowo Panem Bogiem.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się