fbpx
Hanna Malewska lipiec-sierpień 2007

Czyste mieszkanie

Czytając Czyste mieszkanie jesteśmy po stronie życia.

Artykuł z numeru

Literatura i moralność. Czy powieści uczą, jak żyć?

1.

Minęła numer 12, chcąc znaleźć źródło miłych a niespodziewanych w mieście pochrząkiwań i gęgań. Od strony skweru, na podwórku za siatką, które kiedyś było kwietnikiem, żołnierz rzucał obfite resztki świniakowi i olbrzymim gęsiom. Znała to: gospodarstwo SS-manów. Gdzie rezydują? Pod czternastym? – Proszę bardzo. Co za gęsi, au!, co za gęsi!

Na Wawelskiej trzymali całe stado w tę najgorszą zimę na dworze i gęgały dzień i noc.

Żołnierz spojrzał i zaszwargotał, szczerząc zęby. „Jestem elegancka jak volksdojczka”, pomyślała wzgardliwie pani Tuśka i odeszła bez pośpiechu. Jej cokolwiek sfatygowane, ale bardzo warszawskie półbuciki na równie warszawskich nogach przykuwały jeszcze chwilę uwagę żołnierza, potem znów cmoknął na gęsi.

Willa pod dwunastym miała wyraźnie jedno tylko wejście, ale za to furtkę ogrodową – w tej chwili otwartą, może jednak uda się ją zamknąć na klucz. Przeciwległy domek nieźle separowały od ulicy drzewa i krzewy, a tu był widok z okien pierwszego piętra. Na schodach zorientowała się, że mieszkanie, do którego zmierza, wychodzi na ulicę, nie na ogródki: to te właśnie okna z widokiem.

Otworzyła jej drobna i szczupła młoda osoba, zamiast oczekiwanej siwej i tęgiej. Tuśka wkroczyła swobodnie, pytając o panią domu.

– Ciotki nie ma i nie wiem, kiedy wróci.

Jak to obecnie bywa, mnóstwo ciotek i takie w ogóle rodzinne stosunki. Tuśka nieproszona usiadła w przedpokoju, rozpinając lutry i zdejmując rękawiczki. Spojrzenie bardzo jasnych oczu młodej niewiasty musnęło jej ładnie utrzymane ręce. Orzechowe oczy, prawie tego samego koloru co krótko obcięta czupryna, nie przybrały żadnego wyrazu: – Można wiedzieć, czego pani sobie życzy?

– Miałam właśnie omówić z ciotką sprawę mieszkania. Czy pani tu mieszka? Te dystanse obecne. Ja doprawdy nóg nie czuję.

– Chodzi o odnajęcie pokoju? Niestety, to pomyłka. Nie ma nic wolnego.

Pyszczek bardzo szczupły, prawie charci, wydatna kostka nosa obciągnięta przezroczystą skórą. W oczach o zbyt jasnych rzęsach nie można dopatrzyć się nawet niecierpliwości.

Pani Tuśka wzdycha raz jeszcze, raz jeszcze patrzy w te oczy – ich zdecydowany brak wyrazu coś jednak jej mówi. Bo oto uśmiechając się i nie wstając, oświadcza:

– Pani Lipkowska, znajoma ciotki, tu mnie skierowała.

Niemalowane wargi mizernej siostrzenicy poruszyły się i po pół sekundzie odpowiedziały:

– Do ciotki przyjechała rodzina, to już nieaktualne.

Przybyła przed lustrem poprawiła kapelusz.

– Żałuję. A państwo na długo? – czarujący uśmiech przepraszał za tupet.

– Proszę pani, to doprawdy pomyłka. Pani zechce zwrócić się gdzie indziej.

Schodząc lekko i wolno ze schodów, pani Tuśka usłyszała – chwilę nieruchomości w przedpokoju. Na dole dobiegły ją znowu pokwikiwania i chrzęst twardych gęsich skrzydeł. Przeszła dwadzieścia kroków ku Filtrowej i zatrzymała się, poprawiając korek w buciku. Cichy, ale charakterystyczny odgłos zaczął rozchodzić się z nieokreślonego, zapewne jednak tego właśnie, które dopiero co opuściła, miejsca.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się