fbpx
Sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres w obozie pod Annapurną na wysokości 3230 m n.p.m. obserwuje znikający obszar pokrywy śnieżnej Himalajów fot. Yunish Gurung / AP / East News
Sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres w obozie pod Annapurną na wysokości 3230 m n.p.m. obserwuje znikający obszar pokrywy śnieżnej Himalajów fot. Yunish Gurung / AP / East News
Kacper Szulecki grudzień 2023

Korzenie klimatycznego niedasizmu

„Zwijanie” takiego sektora gospodarki jak górnictwo to duże wyzwanie, ale przecież większość krajów Europy jeszcze nie tak dawno była uzależniona od węgla. Dlaczego Polska to wielki hamulcowy zmian w energetyce? 

Artykuł z numeru

Rytuały. Jak zwolnić i żyć uważniej

Jeśli świat ma podążać względnie bezpieczną ścieżką ograniczenia globalnego ocieplenia do 1,5°C, wszystkie najwyżej rozwinięte państwa świata zrzeszone w Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) – a więc także Polska – muszą zrezygnować ze spalania węgla do 2030 r. To dane Międzynarodowej Agencji Energetycznej. Mimo to podczas szczytu klimatycznego ONZ w 2018 r. w Warszawie prezydent Andrzej Duda stwierdził, że „nie mamy dziś planów całkowitej rezygnacji z węgla”, a polskie zasoby wystarczą na 200 lat. Dodał, że nie tylko nie będziemy z niego rezygnować, lecz że musimy walczyć na arenie międzynarodowej, by wciąż móc go palić.

Pomimo rozwoju odnawialnych źródeł energii, szczególnie fotowoltaiki, Polska pozostaje najbardziej uzależnioną od węgla gospodarką w Europie. Niewątpliwie trudna sytuacja Polski była argumentem na rzecz taryfy ulgowej w europejskich i globalnych wysiłkach na rzecz ochrony klimatu przez ponad dwie dekady. Czy powyższy punkt wyjścia rzeczywiście tłumaczy ograniczone ambicje klimatyczne, czy może klimatyczny niedasizm bierze się z czegoś innego?

Czarna owca

21 z 27 państw członkowskich Unii Europejskiej zobowiązało się odejść od węgla do 2030 r. w ramach Powering Past Coal Alliance, dobrowolnego zrzeszenia krajów, regionów i miast mającego na celu przyspieszenie dekarbonizacji. Tymczasem opublikowana w 2021 r. Polityka Energetyczna Polski do 2040 roku przewiduje wytwarzanie energii elektrycznej z węgla w 2030 r. na poziomie wyższym, niż zakładają plany Komisji dla całej Unii, a 11% polskiego prądu ma nadal pochodzić z węgla jeszcze w 2040 r.

Obecnie w UE tylko Polska i Bułgaria nie ogłosiły jeszcze daty odejścia od węgla. „Umowa społeczna” z górnikami zakłada zakończenie krajowego wydobycia dopiero do 2049 r. Dotyczy to tylko węgla kamiennego. Ten bardziej trujący, a przy tym tańszy – brunatny – nie jest objęty ustaleniami umowy.

Polska pozostaje też jedynym krajem UE, który nie zobowiązał się do osiągnięcia celu zerowej emisji netto do 2050 r., powołując się na „trudny punkt wyjścia polskiej transformacji oraz jej aspekty społeczne i gospodarcze”. Z całą pewnością wyzwanie „zwijania” bardzo istotnego sektora gospodarki, zatrudniającego tysiące ludzi, jest realne, ale przecież większość krajów Europy jeszcze nie tak dawno była uzależniona od węgla. Przykładem może być Wielka Brytania, która w ostatnich 40 latach najbardziej obniżyła emisję dwutlenku węgla. To samo dotyczy Niemiec, których koszyk energetyczny, czyli zestawienie wykorzystywanych źródeł energii, jeszcze niedawno wyglądał tak jak ten zaplanowany przez rząd PiS dla Polski po 2040 r. Węgiel spalała nawet Dania, dziś uważana za czempiona rozwoju odnawialnych źródeł energii. Pojęcie ekorozwoju pojawiło się w polskim ustawodawstwie już zaraz po transformacji ustrojowej. Wtedy też snuto ambitne wizje inwestycji w energetykę odnawialną. Jednak nawet kiedy ta ostatnia stała się wreszcie konkurencyjna w II dekadzie XXI w., państwo polskie zrobiło dużo, by hamować jej rozwój, a zamiast stawić czoła zmianom klimatu, za zagrożenie uznawało samą ideę polityki klimatycznej.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się