fbpx
Ilustracje: Aleksandra Stanglewicz
Ilustracje: Aleksandra Stanglewicz
Michał Cichy  grudzień 2023

Moc powtórzenia

Otwieram oczy. Sięgam po telefon i patrzę, która godzina. OK, jeszcze nie pora się budzić na dobre. Przewracam się na prawy bok i dosypiam godzinę. Śnią mi się leniwe i dobrotliwe sny, które przypominają prawdziwe potoczne wydarzenia. Żadnych dudniących emocji, strachów, złości. Ostatnie sny poranka nazywam bagatelkami. 

Artykuł z numeru

Rytuały. Jak zwolnić i żyć uważniej

Otwieram oczy. Dobrze, teraz już jestem wyspany. Biorę do ręki telefon i wyszukuję łamigłówkę Wordle. Trzeba zgadnąć pięcioliterowe angielskie słówko. Ma się na to sześć prób. Wpisujesz pięcioliterowe słowo w diagram. Kiedy trafisz literę i miejsce, kafelek podświetla się na zielono. Kiedy trafisz literę, lecz nie miejsce, podświetla się na żółto. Wordle to mój pierwszy codzienny rytuał. To znak początku. Pobudka dla umysłu. Dzisiaj słowo dnia brzmiało Grail, czyli „Graal”.

Co to jest rytuał? Najważniejsze w jego definicji jest powtórzenie. Powtórzenie zaprzecza fundamentalnej zmienności wszystkich zjawisk, bo przecież, jak wiemy, „nic dwa razy…”.

Życie jest strumieniem zmian, rzeką o stałej strzałce prądu, ale o meandrycznym przebiegu. Życie w nieustannej zmianie byłoby trudną próbą dla umysłu. Już sam język, ze swoim słownikiem, czyli skończonym zasobem symboli odzwierciedlających nieskończony zbiór rzeczy i myśli, narzuca nam powtórzenie. „Dzień”. „Stół”. „Fejs”. „Spacer”. Jednorazowe doświadczenia porządkujemy za pomocą powtarzalnych słów. Powtórzenie wyzwala od konieczności zdawania sobie sprawy z niepowtarzalności zjawisk.

Zdawanie sobie sprawy z niepowtarzalności zjawisk jest istotą medytacji. Tak zwany kontakt z tu i teraz tym właśnie jest. Ja, niepowtarzalny, jestem w niepowtarzalnej konstelacji rzeczy, uczuć i myśli. W świecie nie ma nic stałego i ja także taki jestem.

W tym sensie medytacja jest przeciwieństwem rytuału, chociaż przecież ona sama też rytuałem się staje.

Ale to dopiero wieczorem. Na razie jest rano. Rytuał ścielenia łóżka. Rytuał czytania wiadomości i Fejsa. No dobrze, wystarczy już tego internetu. Czas na rytuał pisania.

Siadam w kuchni przy okrągłym stole, w moim miejscu skupienia, i skupiam się. „Czy zgodziłby się Pan napisać dla nas krótki (6–7 tys. znaków) tekst o swoich prywatnych rytuałach – mogłaby to być medytacja, spacer, może coś innego?”. Tak, zgodziłbym się. Teraz siedzę przed laptopem, jednak proces pisania trwa już w umyśle od jakichś trzech tygodni. Podobno Szostakowicz siadał do pisania nut, kiedy już miał w głowie całą symfonię.

Dobrze, już napisałem 2 tys. znaków. Czas na rytuał spaceru.

Jest szare południe, pada drobny deszcz, pachnie butwiejącymi liśćmi. Otwieram granatowy parasol, kropelki wybijają na napiętej tkaninie delikatne staccato. Z jezdni Al. Jerozolimskich dochodzi syk kół aut na mokrym asfalcie. Chodnikiem przejeżdża na rowerze o grubych oponach i jaskrawozielonych felgach dostarczyciel jedzenia z Azji. Na ul. Niemcewicza mruczą samochodowe motory.

Wchodzę do spożywczego. Kupuję jogurt bałkański. Lady chłodnicze buczą głośno. W szklanej skrzyni bez wieka mrożą się warzywa w torebkach foliowych.

Skręcam w Grójecką. Z wnętrza restauracji Non Solo Pizza dobiegają dźwięki italo disco. Często tu jadam, ale nie dzisiaj.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się