LEGENDA O GŁUPKU
Pewnego rana, po serii niepokojących snów, Głupek obudził się z przekonaniem, że potrafi latać.
Nic tego nie zapowiadało i nikogo o to nie prosił. Po prostu wstał z wyrka jako istota latająca.
Nie chciał się tym z nikim dzielić. To była jego sprawa, jego nowa moc. Starowinka Karolina zaparzyła mu zbożowej kawy, a on siorbał i opowiadał o niepokojących snach, które miał tej nocy. Udawał, że nic nie zaszło, że jest jak dawniej, że po prostu wstał, coś złego mu się śniło, a teraz zaspany pije kawę, za którą, swoją drogą, serdecznie dziękuje.
Miał piętnaście lat i nad jego górną wargą pojawił się czarny puszek, który szarpał, podkręcał, miętosił, drapał albo oglądał w lustrze. Po aferze w kościele nie sprawiał mamie większych problemów, ale przynosił ze szkoły złe oceny, niczym się nie interesował i był zamknięty w sobie. Starowinka się martwiła. Miał może z dwóch kolegów i ani jednej koleżanki. Nie interesowały go telewizja ani komputery, przestał oglądać piłkę nożną, miał w dupie Adama Małysza i wejście Polski do Unii Europejskiej.
Karolina robiła jajecznicę, a on w milczeniu badał swojego pierwszego wąsa i myślał o lataniu. Latanie będzie tylko jego. Otwiera się przed nim piękny świat, ale dla własnego bezpieczeństwa musi go zachować w tajemnicy. Nie mógł się doczekać pierwszego razu. Smarował sobie kromki masłem i wszystko skrupulatnie obmyślał. Zapowiadało się na pierwszą ucieczkę z chałupy – chciał być sam na sam z lataniem, swoją nową mocą.
Tamtego dnia jak zwykle poszedł do szkoły. Kiedy wysiadał z autobusu, pomyślał, że chodzenie tam to tylko określona liczba gestów, które ciało musi wykonać, aby bezpiecznie i bezmyślnie przetrwać kilka godzin. Jego ciało siedziało w ławce, zgłaszało obecność, dostawało jedynki i huśtało się na krześle. On był gdzie indziej, już sobie latał.
Po lekcjach poszedł w stronę dworca. Na miejscu przeliczył pieniądze, zamówił sobie w budzie wielką bułę z frytkami, kupił wodę mineralną i bilet na autokar do Mazaków, na oko cztery godziny drogi.
W Mazakach była jedyna skarpa, o której słyszał. Jego kolega z klasy, Przemysław, opowiadał o Skarpie Wilków w Mazakach i ludziach, którzy tam chodzą, żeby się z niej rzucić albo rozpalać tuż nad przepaścią ogniska i urządzać straszne święta. Na Głupku robiło to wrażenie. Oczyma wyobraźni widział te skoki, te święta – zawsze chciał tam jechać, a teraz po prostu to zrobi i będzie sobie tam latał, inaczej niż samobójcy i z dala od strasznych świąt.
W autokarze oparł głowę o szybę i skubał wąsa. Myślał, że teraz musi zachowywać się jak normalny chłopiec – chodzić do szkoły, psocić, jeździć na rowerze, udowadniać swoją siłę, dbać o przyszłość. Ludzie się nie dowiedzą o lataniu. A on w każdej chwili będzie mógł odlecieć.