fbpx
Według „El Pais” Byung-Chul Han pisze tylko trzy zdania dziennie. Dużo czasu poświęca na opiekę nad roślinami i grę na fortepianie – ceni zwłaszcza utwory Bacha i Schumanna. Finansowy sukces jego książek pozwolił mu na konsekwentny opór wobec imperatywu produktywności, który dominuje we współczesnym „społeczeństwie zmęczenia” fot. Alberto Cristofari / Contrasto / East News
Według „El Pais” Byung-Chul Han pisze tylko trzy zdania dziennie. Dużo czasu poświęca na opiekę nad roślinami i grę na fortepianie – ceni zwłaszcza utwory Bacha i Schumanna. Finansowy sukces jego książek pozwolił mu na konsekwentny opór wobec imperatywu produktywności, który dominuje we współczesnym „społeczeństwie zmęczenia” fot. Alberto Cristofari / Contrasto / East News
Byung-Chul Han grudzień 2023

Byung-Chul Han: rytuały stabilizują życie

Rytualne powtarzanie odkrywa intensywność w tym, co nie dostarcza bodźców, co niepozorne i mdłe. Kto zaś oczekuje ciągle czegoś nowego, ekscytującego, przeocza to, co już jest.

Artykuł z numeru

Rytuały. Jak zwolnić i żyć uważniej

Czytaj także

Chodzenie po rozżarzonych węglach to rytuał znany w wielu kulturach: od Bułgarii po Japonię. Na zdjęciu japońska ceremonia Saito Goma-ku fot. David Mareuil / Anadolu / Getty

z Waldemarem Kuligowskim rozmawia Martyna Słowik

Takie jest prawo święta 

Tekst ukazał się drukowanym wydaniu „Miesięcznika Znak” pod tytułem Przymus produkcji


Rytuały to działania symboliczne. Przekazują i reprezentują wartości i zwyczaje podtrzymujące ludzką wspólnotę. Stanowią wspólnotę bez komunikacji, gdy tymczasem dzisiaj dominuje komunikacja bez wspólnoty. Postrzeganie symboliczne jest tym, co konstytuuje rytuały. Symbol (gr. symbolon) oznacza pierwotnie rozpoznawanie się przyjaciół (tessera hospitalis). Jeden z przyjaciół łamał glinianą tabliczkę lub naczynie na pół, zatrzymywał jedną połówkę dla siebie, a drugą wręczał drugiej osobie na znak przyjaźni. W ten sposób symbol służył rozpoznaniu się po jakimś czasie. Jest to szczególna forma powtórzenia: „Rozpoznanie nie jest np. tym samym co ponownie zobaczenie. Rozpoznania nie są serią spotkań; rozpoznanie znaczy natomiast: Poznać coś jako coś, co się już zna. Stanowi ono właściwą treść ludzkiego »zadomowiania się« – wyrażenie Hegla, którego używam w tym przypadku, mówi, że każdy akt rozpoznania został już uwolniony od przypadkowości pierwszego przyjęcia do wiadomości i uzyskał walor idealności. Znamy to wszyscy. W rozpoznaniu zawiera się zawsze i to, że teraz poznaje się właściwiej, niż to było możliwe w skrępowaniu chwilowością pierwszego spotkania. W rozpoznaniu wzrok wydobywa to, co trwałe, spośród tego, co niestałe”1. Postrzeganie symboliczne, będąc właśnie rozpoznawaniem, widzi to, co trwałe. W nim świat zostaje uwolniony od swojej przygodności i otrzymuje coś stałego. Dzisiejszy świat jest bardzo ubogi w symbolikę. Suche dane i informacje nie posiadają żadnej symbolicznej siły. Nie dopuszczają do rozpoznawania. W pustce, która się wytwarza, gubią się wszelkie fundujące wspólnotę i stabilizujące życie obrazy i metafory. Doświadczenie trwania zanika, a radykalnie wzrasta przypadkowość.

Rytuały można zdefiniować jako symboliczne techniki zadomowienia się. Przemieniają bycie-w-świecie na bycie-w-domu. Czynią ze świata miejsce pewne. Są w czasie tym, czym w przestrzeni jest mieszkanie. Sprawiają, że czas nadaje się do zamieszkania. Tak, sprawiają, że można się po nim poruszać jak po domu. Porządkują czas, organizują go.

W swojej powieści Twierdza Antoine de Saint-Exupéry opisuje rytuały jako związane z czasem techniki zadomowienia się w świecie: „A obrzędy są w czasie tym, czym w przestrzeni domostwo. Bo dobrze, jeśli nie mamy wrażenia, że płynący czas pożera nas i rozmiata jak garść piasku, ale że nadaje nam pełnię. Dobrze, jeśli czas ma swą wewnętrzną strukturę. Tak i ludzie wtedy przechodzą od święta do święta i od jednej rocznicy do drugiej, jak będąc dzieckiem, przechodziłem z sali obrad do sali przeznaczonej na odpoczynek w głębi pałacu mojego ojca, gdzie każdy krok miał swój wewnętrzny sens”2. Czas nie ma dzisiaj solidnej struktury. Nie jest domem, lecz chaotyczną rzeką. Rozpada się na zwykłe następowanie po sobie punktowych obecności. Pędzi do przodu. Nic go nie zatrzymuje. Pędzący czas nie jest czymś nadającym się do zamieszkania.

Trwałe rzeczy i ulotne emocje  

Rytuały stabilizują życie. Parafrazując Antoine’a de Saint-Exupery’ego, można powiedzieć: rytuały są w życiu tym, czym są rzeczy w przestrzeni. Dla Hannah Arendt trwałość rzeczy stanowi to, co nadaje im „niezależność od egzystencji ludzi”. Rzeczy „pełnią funkcję stabilizowania ludzkiego życia”. „Ich obiektywność tkwi w tym, że (…) ludzie bez względu na swą wiecznie zmienną naturę mogą przywracać sobie tożsamość, czyli to, czym są, przez związek z tym samym krzesłem i tym samym stołem”3. Rzeczy stanowią dla życia stabilizujące punkty odniesienia. Rytuały pełnią tę samą funkcję. Stabilizują życie przez to, czym są, poprzez swoją tożsamość i powtarzalność. Czynią życie trwałym. Dzisiejszy przymus produkcji odbiera rzeczom ich trwałość. Świadomie niszczy trwanie, aby produkować więcej, aby wymusić większą konsumpcję. Zatrzymanie się zakłada jednak istnienie rzeczy, które trwają. Jeśli rzeczy jedynie się zużywa i konsumuje, to zatrzymanie się nie jest możliwe. Przymus produkcji destabilizuje życie z tego względu, że usuwa to, co w życiu jest stałe. W ten sposób niszczy trwałość życia, chociażby życie ulegało wydłużeniu.

Smartfon nie jest rzeczą w rozumieniu Hannah Arendt. Brakuje mu właśnie stabilizującej życie tożsamości.

Nie jest też szczególnie trwały. Różni się od takich rzeczy jak stół, który w swoim byciu tym, czym jest, w swojej tożsamości, stoi naprzeciwko mnie, konfrontuje się ze mną. Medialne treści smartfona, które nieustanie przykuwają naszą uwagę, z całą pewnością nie mają żadnego własnego trwania, własnej tożsamości. Ich szybkie zmiany nie pozwalają na zatrzymanie się. Nieodłączny od smartfona niepokój czyni go nierzeczą. Poza tym sięganie po niego jest przymusem, a od rzeczy nie powinien wychodzić żaden przymus.

Istnieją takie rytualne formy, które, jak formy grzecznościowe, umożliwiają nie tylko piękny kontakt międzyludzki, ale również piękny, delikatny kontakt z rzeczami. W rytualnych ramach rzeczy się nie konsumuje ani nie wyzyskuje, tylko się ich używa. W ten sposób mogą się również zestarzeć. Jednak pod wpływem przymusu produkcji zachowujemy się wobec rzeczy, a nawet wobec świata jak konsumenci, nie zaś jak użytkownicy. W odpowiedzi rzeczy konsumują nas. Bezwzględne konsumowanie sprawia, że otacza nas zanikanie, które destabilizuje życie. Praktyki rytualne troszczą się o to, byśmy nie tylko z innymi ludźmi, lecz również z rzeczami potrafili przebywać i rezonować w piękny sposób. „Msza uczy kapłanów pięknego obchodzenia się z rzeczami: delikatne trzymanie kielicha i hostii, spokojne wycieranie naczyń liturgicznych, obracanie stron księgi, i rezultat tego pięknego obchodzenia się z rzeczami: uskrzydlająca radość”4.

Dzisiaj konsumujemy nie tylko same rzeczy, ale także związane z nimi emocje. Rzeczy nie można konsumować bez końca, emocje – jak najbardziej. W ten sposób otwiera się nowe, nieskończone pole konsumpcji. Emocjonalizacja i wiążąca się z nią estetyzacja rzeczy ulegają przymusowi produkcji. Ich zadaniem jest zwiększenie konsumpcji i produkcji. W ten sposób aspekt ekonomiczny kolonizuje aspekt estetyczny.

Emocje są bardziej ulotne niż rzeczy, a więc nie stabilizują życia. Przy konsumowaniu emocji nie odnosimy się zresztą do rzeczy, lecz do samych siebie. Szukamy emocjonalnej autentyczności. W ten sposób konsumpcja emocji wzmacnia narcystyczne odniesienie do samego siebie. Odniesienie do świata, którego pośrednikami powinny być rzeczy, zatraca się przez to coraz wyraźniej. Także emocje służą dzisiaj za przedmiot indywidualnej konsumpcji. Same stają się towarem. Takie wartości jak sprawiedliwość, człowieczeństwo czy wytrwałość są wykorzystywane dla zysku. „Zmieniać świat, pijąc herbatę” – tak brzmi hasło jednej z firm sprawiedliwego handlu. Zmienianie świata poprzez konsumpcję – to byłby kres rewolucji. Również buty i ubranie powinny być wegańskie. Wkrótce pojawią się zapewne wegańskie smartfony. Neoliberalizm wykorzystuje moralność do własnych celów. Wartości moralne podlegają konsumpcji, stanowiąc nobilitujący znak wyróżniający. Dopisuje się je do konta ego, podnosząc poczucie własnej wartości. Zwiększają narcystyczny samozachwyt. Wartości nie są nawiązaniem relacji ze wspólnotą, lecz odsyłają wyłącznie do własnego ego.

Rozproszenie uwagi

 Przy pomocy symbolu, tessera hospitalis, przyjaciele przypieczętowują łączącą ich więź. Słowo symbolon sytuuje się w horyzoncie takich znaczeń jak relacja, całość i uzdrowienie. Według mitu, który w Uczcie Platona opowiada Arystofanes, człowiek był pierwotnie istotą kulistą z dwiema twarzami i czterema nogami. Ponieważ było w nim zbyt dużo pychy, Zeus przeciął go na dwie połowy, aby go osłabić. Odtąd sam człowiek stanowi symbolon, którego przepełnia tęsknota za drugą połową, za przynoszącą uzdrowienie całością. Stąd też „łączyć” to po grecku symbállein. Rytuały są również w tym sensie praktyką symboliczną, praktyką symbállein, gdyż łączą ludzi i tworzą przymierze, całość, wspólnotę.

To, co symboliczne w swojej funkcji jako medium wspólnoty, zanika dziś bardzo szybko. Desymbolizacja i derytualizacja warunkują się wzajemnie. Mary Douglas, która zajmuje się antropologią społeczną, stwierdza nie bez zdumienia: „Jednym z najpoważniejszych problemów naszych czasów jest zanik więzi zbudowanej na wspólnych symbolach. (…) Gdyby chodziło tylko o to, że społeczeństwo rozpada się na małe grupy, z których każda rozwinęłaby własne formy symbolicznej więzi, nie byłby to proces szczególnie trudny do zrozumienia. O wiele trudniejsze do pojęcia są jednak powszechny wstręt i wyraźne odrzucenie rytuałów w ogóle. »Rytuał« stał się słowem wprost gorszącym, wyrazem pustego konformizmu; jesteśmy świadkami powszechnego buntu przeciwko wszelkiemu rodzajowi formalizmu, a nawet przeciwko »formie« jako takiej”5.

Zanikanie symboli jest oznaką rosnącej atomizacji społeczeństwa. Równocześnie społeczeństwo staje się narcystyczne. Narcystyczny proces uwewnętrznienia rozwija wrogość wobec form.

Odrzuca się obiektywne formy na rzecz subiektywnych stanów rzeczy. Rytuały wymykają się narcystycznemu wnętrzu. Nie mogą stać się przystanią, do której przybije ego ze swoim libido. Kto oddaje się rytuałom, musi stracić z oczu samego siebie. Rytuały powodują samotranscendencję, nabranie dystansu do samego siebie. Odpsychologizowują swoich aktorów, odwracają proces uwewnętrznienia.

Symboliczne postrzeganie rzeczywistości zanika coraz bardziej na rzecz postrzegania sekwencyjnego, które nie jest w stanie doświadczyć trwania. Postrzeganie sekwencyjne jako ciągłe przyjmowanie do wiadomości tego, co nowe, nie zatrzymuje się. Raczej pędzi od jednej informacji do drugiej, od jednego przeżycia do drugiego, od jednej sensacji do drugiej, nigdy nie dochodząc konkluzji. Dlatego dzisiaj tak lubi się seriale, bo one właśnie odpowiadają nawykowi sekwencyjnego postrzegania. Na poziomie konsumpcji treści medialnych prowadzi to do kompulsywnego oglądania seriali, oglądania ich w stanie otępienia. Percepcja sekwencyjna jest ekstensywna, podczas gdy percepcja symboliczna jest intensywna. Ze względu na swoją ekstensywność postrzeganie sekwencyjne jest powierzchowne, nie jest głęboką uważnością. Dzisiaj intensywność wszędzie ustępuje miejsca ekstensywności. To nie tworzy więzi, ale jedynie powiązania.

Neoliberalny dyktat promuje postrzeganie sekwencyjne, wzmacnia serialowy habitus. Celowo usuwa trwałość, aby wymusić większą konsumpcję. Ciągłe aktualizowanie, które obecnie obejmuje wszystkie obszary życia, nie dopuszcza żadnej trwałości, żadnej konkluzji. Permanentny przymus produkcji prowadzi do odwrotności zadomowienia się, do bezdomności. Życie staje się przez to bardziej przypadkowe, przemijające i niestałe. Zamieszkanie natomiast jest czymś, co wymaga trwałości.

Zaburzenia związane z deficytem uważności wynikają z patologicznej intensyfikacji postrzegania sekwencyjnego. Tego typu percepcja nigdy nie znajduje spokoju. Oducza zatrzymywania się. Skupienie uwagi jako technika kulturowa tworzy się właśnie z praktyk rytualnych i religijnych. Słowo „religia” nieprzypadkowo wywodzi się od relegere, uważać, zwracać (na coś) uwagę. Każda praktyka religijna jest ćwiczeniem uwagi. Świątynia jest miejscem głębokiej uważności. Uważność to według Malebranche’a naturalna modlitwa duszy. Dzisiaj dusza się nie modli. Nieustanie produkuje samą siebie.

Powtarzanie dociera do serca

Dzisiaj odrzuca się wiele form powtarzania, jak np. uczenie się na pamięć, wskazując, że tłumią one kreatywność, innowację itd. „Zapamiętywać” to po francusku apprendre par coeur, co sugeruje, że już samo powtarzanie dociera do serca. Wobec rosnących zaburzeń deficytu uważności zaproponowano wprowadzenie nowego przedmiotu szkolnego: „wiedza o rytuałach”, aby ponownie nauczać rytuału jako techniki kulturowej6.

Powtarzanie stabilizuje i pogłębia uważność. Powtarzanie to istota rytuału. Odróżnia się od rutyny przez swoją zdolność do wytwarzania intensywności. Skąd pochodzi ta intensywność, która wyróżnia powtórzenie i chroni je przed popadnięciem w rutynę? Dla Kierkegaarda „powtórzenie i wspomnienie to ten sam ruch, lecz skierowany w przeciwne strony, gdyż to, co się wspomina, już było, powtarza się więc »do tyłu«. A właściwe powtórzenie to wspomnienie zwrócone ku przyszłości”7. Powtórzenie jako ponowne poznanie jest zatem formą ostateczną, rodzajem konkluzji. Przeszłość i przyszłość łączą się w żywą teraźniejszość, a ta zaś, jako forma ostateczna, dopełniająca, tworzy trwanie i intensywność. Sprawia, że czas się zatrzymuje.

Kierkegaard przeciwstawia powtórzenie zarówno nadziei, jak i wspomnieniu: „Nadzieja jest sztywna, ciasna i błyszczy jako nowa, jeszcze niewypróbowana odzież. Nie wiadomo zatem, czy właścicielowi jest w niej do twarzy i czy dobrze leży. Wspomnienie zaś jest ubraniem znoszonym, które choć nadal piękne, stało się za ciasne, bo właściciel wyrósł z niego. Powtórzenie jest ubiorem nie do zdarcia, w sam raz dopasowanym, ani nie uciska, ani nie spada”8. Według Kierkegaarda „nuży tylko to, co nowe, nigdy to, co dawne”. To, co dawne, jest „chlebem codziennym, który syci i niesie błogosławieństwo”. Czyni szczęśliwym. „Zupełnie szczęśliwy może być tylko ten, kto nie oszukuje siebie wmówieniem, że powtórzenie jest czymś nowym – bo właśnie nowość nuży”9.

Chleb powszedni nie dostarcza stymulujących bodźców. Takie bodźce jednak bardzo szybko blakną. Powtarzanie odkrywa intensywność w tym, co nie dostarcza bodźców, co niepozorne i mdłe. Kto zaś oczekuje ciągle czegoś nowego, ekscytującego, przeocza to, co już jest. Sens, a więc droga, jest powtarzalny. Droga nie jest nużąca. „Mogę powtarzać tylko coś zupełnie nieistotnego, co jednak, spostrzeżone niejako kątem oka, mnie ucieszyło (światło dnia albo zmierzchu); nawet zachód słońca jest już czymś przynoszącym na tyle dużo wrażeń, że nie da się go powtórzyć; nie mogę nawet powtórzyć konkretnego światła ani zmierzchu, a jedynie drogę (i trzeba przy tym uchwycić wszystkie kamienie, także te nowe)”10. W pogoni za nowymi bodźcami, ekscytacjami i przeżyciami tracimy dzisiaj zdolność do powtarzania. W neoliberalnych dyrektywach, takich jak autentyczność, innowacyjność czy kreatywność, tkwi permanentny przymus do nowości. Ostatecznie wytwarzają jednak tylko wariacje na temat tego samego. Usuwa się to, co dawne, przeszłe, co pozwala na satysfakcjonujące powtórzenie, gdyż sprzeciwia się logice wzrostu produkcji. Powtórzenia jednak stabilizują życie. Ich istotą jest zamieszkanie.

Nowe szybko ulega spłyceniu i staje się rutyną. Jest towarem, który się zużywa i ponownie rozpala pożądanie tego, co nowe. Przymus odrzucania tego, co jest rutyną, rodzi jeszcze więcej rutyny.

Nowe ma strukturę czasową, przez którą szybko blaknie i staje się nudne. Przymus produkcji jak przymus do tego, co nowe, pogłębia jedynie bagno rutyny. Aby od tego uciec, a więc aby uciec od pustki, konsumujemy jeszcze więcej tego, co nowe, nowe bodźce i doznania. To właśnie poczucie pustki napędza komunikację i konsumpcję. „Intensywne życie” jako reklama neoliberalnego porządku to nic innego jak intensywna konsumpcja. Wobec iluzji „intensywnego życia” ważne jest, aby zastanowić się nad innym sposobem życia, który jest bardziej intensywny niż nieustanna konsumpcja i ciągła komunikacja.

Staliśmy się jednostkami produkującymi same siebie

Rytuały tworzą rezonującą społeczność, która jest zdolna do harmonii, do wspólnego rytmu: „Rytuały ustanawiają społeczno-kulturowe utrwalone osie rezonansu, wzdłuż których można doświadczać różnych kierunków: wertykalnego (do bogów, do kosmosu, do czasu i do wieczności), horyzontalnego (do społeczności stanowiącej wspólnotę) i diagonalnego (do rzeczy)”11. Pozbawieni rezonansu, jesteśmy rzuceni z powrotem ku samym sobie, pozostajemy w izolacji. Wzmagający się narcyzm sprzeciwia się doświadczeniu rezonansu. Rezonans nie jest echem nas samych. Ma w sobie wymiar tego, co inne, wymiar drugiego. Oznacza harmonię. Depresja powstaje w zerowym punkcie rezonansu. Dzisiejszy kryzys społeczności jest kryzysem rezonansu. Komunikacja cyfrowa składa się z komór echa, w których przede wszystkim słucha się samych siebie. Polubienia, znajomi i obserwujący nie stanowią fundamentu umożliwiającego rezonans. Wzmacniają jedynie echo nas samych.

Rytuały są procesami ucieleśniania i cielesnej inscenizacji. Obowiązujące zasady i wartości danej wspólnoty doświadcza się w nich cieleśnie i tak też się je utrwala. Wpisuje się je w ciało, inkorporuje się je, tzn. cieleśnie uwewnętrznia. W ten sposób rytuały są nośnikiem wcielonej wiedzy i pamięci, ucieleśnioną tożsamością, cielesną więzią. Rytualna wspólnota jest wspólnotowym ciałem. Wspólnota jako taka ma w sobie wymiar cielesny. Cyfryzacja osłabia więź wspólnotową, ponieważ jej działanie to odcieleśnianie. Komunikacja cyfrowa to komunikacja odcieleśniona.

W działaniach rytualnych uczestniczą również uczucia. Ich przedmiotem nie jest jednak odizolowane indywiduum. Na przykład w rytuale żałoby smutek jest uczuciem obiektywnym, uczuciem kolektywnym. Jest bezosobowy. Uczucie kolektywne nie ma nic wspólnego z indywidualną psychologią. W rytuale żałoby to wspólnota jest właściwym podmiotem smutku. Podlega mu cała wspólnota doświadczona stratą. Te zbiorowe uczucia konsolidują wspólnotę. Postępująca atomizacja społeczeństwa obejmuje także jego emocjonalną równowagę. Coraz rzadziej tworzą się uczucia wspólnotowe. Za to dominują ulotne afekty i emocje jako stany przeżywane przez odizolowane jednostki. W przeciwieństwie do emocji i afektów uczucia są tym, co może dotyczyć wspólnoty, może być zbiorowe. Komunikacja cyfrowa jest w głównej mierze kierowana przez afekty. Sprzyja natychmiastowemu rozproszeniu afektu. Twitter (X) okazuje się medium afektywnym. Oparta na nim polityka jest właśnie polityką afektu. Polityka jest rozumem i mediacją. Posługiwanie się rozumem jest jednak czasochłonne i dlatego w coraz większym stopniu ustępuje miejsca natychmiastowemu afektowi.

Neoliberalny dyktat izoluje ludzi. Jednocześnie odwołuje się do empatii. Społeczeństwo rytualne nie potrzebuje empatii, gdyż całe jest ciałem, które rezonuje. To właśnie w społeczeństwie zatomizowanym głośne jest domaganie się empatii.

Aktualny przerost empatii jest w pierwszym rzędzie uwarunkowany ekonomicznie. Empatię stosuje się jako skuteczny środek produkcji. Służy do tego, aby za pomocą emocji wpływać na osobę i nią kierować. W dyktacie neoliberalnym wyzyskuje się nie tylko czas pracy, ale całą osobę. Zarządzanie emocjami okazuje się bardziej skuteczne niż zarządzanie przy pomocy argumentów racjonalnych. Zarządzanie emocjami wnika w człowieka głębiej. Neoliberalna psychopolityka pracuje nad tym, aby wywoływać i wyzyskiwać pozytywne emocje. Ostatecznie wyzyskuje się samą wolność. Neoliberalna psychopolityka odróżnia się w tym aspekcie od biopolityki przemysłowej nowoczesności, która operuje dyscyplinarnym przymusem i nakazami.

Komunikacja cyfrowa w coraz większym stopniu staje się komunikacją bez wspólnoty. Neoliberalny dyktat sprzyja takiemu modelowi wspólnoty dlatego, że izoluje poszczególne osoby, czyniąc z nich producentów dla samych siebie. „Produkować” pochodzi od łacińskiego czasownika producere, który oznacza „pokazywać” albo „czynić widocznym”. Francuskie se produire zachowało jeszcze znaczenie „występować na scenie”. Niemieckie potoczne wyrażenie sich produzieren odwołuje się do tej samej etymologii. [Podobnie polskie „produkować się” – przyp. tłum.] Dzisiaj produkujemy się wszędzie i kompulsywnie, np. w mediach społecznościowych. To, co społeczne, jest całkowicie podporządkowane autoprodukcji. Każdy produkuje się, aby przyciągnąć większą uwagę. Przymus autoprodukcji wywołuje kryzys wspólnoty. Przywoływana dzisiaj wszędzie tak zwana community jest tylko kolejnym poziomem zanikania wspólnoty, a nawet formą jej utowarowienia i konsumowania. Brakuje jej siły tworzącej więzi przy pomocy symboli.

Komunikację bez wspólnoty można przyspieszyć, ponieważ jest rodzajem dodatku, który pozwala się nieustannie mnożyć. Rytuały natomiast są procesami narratywnymi niedopuszczającymi żadnego przyspieszenia. Symbole trwają w miejscu. Inaczej w przypadku informacji, która istnieje dzięki temu, że krąży. Cisza oznacza wówczas ustanie komunikacji. Cisza nic nie produkuje. W erze postindustrialnej hałas maszyn ustępuje miejsca hałasowi komunikacji. Więcej informacji, więcej komunikacji obiecuje zwiększoną produkcję. I tak oto przymus produkcji wyraża się w przymusie komunikacji.

Praktyki zadomowienia

Przymus produkcji pociąga za sobą przymus wydajności. Wydajność różni się od pracy pod względem libido-ekonomicznym. W przypadku pracy ego nie musi stać w centrum. W przypadku wydajności – owszem, ego odnosi się do samego siebie. Nie produkuje po prostu przedmiotu, ale produkuje siebie. Jeśli ktoś jest zaabsorbowany przez przyciągający go przedmiot, nie produkuje sam siebie, lecz raczej wyczerpuje siebie. Narcystyczna relacja do samego siebie tworzy wydajność. Własne libido, libido ego dominuje nad przedmiotem wydajności. Im więcej wydajności, tym większy zysk ego. Freud, jak wiadomo, przyporządkowuje libido ego do popędu śmierci. Narcystyczny podmiot wydajności rozpada się przez fatalne nagromadzenie libido ego. Wyzyskuje sam siebie dobrowolnie i namiętnie, aż do ostatecznego załamania. Sam siebie optymalizuje aż do śmierci. Jego porażka nazywana jest depresją albo wypaleniem.

W społeczeństwie definiowanym przez rytuały nie ma depresji. Duszę bez reszty absorbują formy rytualne, a nawet czynią ją całkiem pustą. Tworzą silną relację ze światem. U podstaw depresji natomiast leży przesadne odniesienie do siebie. Człowiek, całkiem niezdolny do wyjścia z siebie, przekroczenia siebie i skierowania ku światu, zamyka się w sobie. Świat znika. W dręczącym poczuciu pustki krąży się jedynie wokół samego siebie. Rytuały natomiast uwalniają ego od tego jarzma. Odpsychologizowują je i prowadzą nie ku wnętrzu, ale przeciwnie – na zewnątrz.

W rytuały wpisują się często hierarchie i relacje władzy. Poprzez estetyczne inscenizacje mogą one także nadać władzy pewną aurę. W swojej istocie są one jednak praktykami zadomowienia. Również Roland Barthes myśli o rytuałach i ceremoniach z punktu widzenia zadomowienia. Chronią nas one przed otchłanią bytu: „Ceremonia (…) chroni jak dom: sprawia, że można zadomowić się w uczuciu. Na przykład w żałobie (…)”12. Ceremonia żałobna jest dla skóry jak impregnat chroniący ją przed okrutnymi oparzeniami smutku z powodu śmierci ukochanej osoby. Tam, gdzie zanikają rytuały jako zabiegi ochronne, życie jest pozbawione ochrony. Przymus produkcji nie będzie w stanie zaradzić tej transcendentalnej bezbronności i bezdomności, a ostatecznie jeszcze mocniej je rozwinie, pogarszając tym samym sytuację13.

 

Tłumaczył Piotr Napiwodzki.

Śródtytuły od redakcji

Byung-Chul Han: Vom Verschwinden der Rituale © 2019 Ullstein Buchverlage GmbH, Berlin 

 

1 H.G. Gadamer, Aktualność piękna, tłum. K. Krzemieniowa, Warszawa 1993, s. 63.

2 A. de Saint-Exupéry, Twierdza, tłum. A. Olędzka-Frybesowa, Warszawa 1985, s. 11.

3 H. Arendt, Kondycja ludzka, tłum. A. Łagodzka, Warszawa 2010, s. 164. Przekład zmieniony.

4 P. Handke, Phantasien der Wiederholung, Frankfurt/Main 1983, s. 8.

5 M. Douglas, Ritual, Tabu und Körpersymbolik. Sozialanthropologische Studien in Industriegesellschaft und Stammeskultur, Frankfurt/Main 1974, s. 11.

6 Por. Ch. Türcke, Hyperaktiv! Kritik der Aufmerksamkeitsdefizitkultur, München 2012.

7 S. Kierkegaard, Powtórzenie. Przedmowy, tłum. B. Świderski, Warszawa 2000, s. 17.

8 Tamże, s. 18.

9 Tamże, s. 18n.

10 P. Handke, Phantasien der Wiederholung, dz. cyt. , s. 57.

11 H. Rosa, Resonanz. Eine Soziologie der Weltbeziehung, Berlin 2016, s. 297.

12 R. Barthes, Das Neutrum, Frankurt/Main 2005, s. 210.

13 Po okresie nadmiernej deregulacji potrzeba rytuałów i trwałych zasad pojawia się ponownie. Znany poradnik Jordana B. Petersona nieprzypadkowo nosi tytuł 12 życiowych zasad. Antidotum na chaos. Pierwotnie potrzeba rytuałów rodzi się w obliczu traumatycznego doświadczenia chaosu. Rośnie również zapotrzebowanie na indywidualnie kształtowane rytuały cyklu życia i rytuały przejścia. Wymaga się, aby rytuały były posłuszne imperatywowi autentyczności i kreatywności. Jednak te nowe rytuały nie są rytuałami we właściwym znaczeniu tego słowa. Nie emanuje z nich symboliczna siła nakierowująca życie ku czemuś wyższemu i przez to wyznaczająca sens i zapewniająca orientację. Tam, gdzie nie ma już wyższego porządku, rytuały zanikają.