fbpx
Agnieszka Rzonca Grudzień 2013

Piosenki z Papuszy głowy ułożone

„Po wielu latach, / a może już niedługo, wcześniej, / twe ręce moją pieśń odnajdą” – początkowe wersy datowanej na 1952 r. Piosenki (Gilori) Papuszy można w pewnym sensie uznać za prorocze. Zapowiadają one bowiem powrót zainteresowania twórczością i osobą poetki. W ostatnim czasie powstał film, publikowane są książki, wznowienia jej poezji oraz nowe edycje pism Jerzego Ficowskiego. Jaki obraz Papuszy można z nich wyczytać?

Artykuł z numeru

Narodziny: scenariusz i reżyseria

Narodziny: scenariusz i reżyseria

Z zachwytem pisał o Piosence Julian Przyboś: „najładniejsza i być może najbliższa duchowi cygańskiej pieśni ludowej, a będąca czymś w rodzaju Exegi monumentum Cyganki. Wyznam rzecz może śmieszną: myśl w tej piosence wydała mi się głębsza i szlachetniejsza niż dumny testament horacjański”. Ten przejmujący w swojej prostocie wiersz wyraża bowiem także zgodę na nieuchronne przemijanie. Kończą go słowa: „I o moich piosenkach, / i wszystkim / zapomnisz”. Jako Cyganka Papusza była z owym zapomnieniem, które staje się udziałem każdej twórczości, dużo bardziej pogodzona. Powstające podczas wędrówek pieśni miały bowiem krótki żywot – w czasach, kiedy większość Cyganów nie umiała jeszcze pisać ani czytać, utwory szybko zostawały zapominane lub krążyły w krótkich, zniekształcanych w kolejnych wykonaniach wersjach. Z drugiej strony – to właśnie Papusza dzięki sile swojej woli, bez niczyjej namowy, a nawet przy wyraźnym oporze ze strony swoich pobratymców, nauczyła się czytać i pisać, okupując się swoim nauczycielom – najpierw napotkanym w miasteczku dzieciom, a później żydowskiej sklepikarce – kradzionymi kurami. Ta umiejętność otworzyła jej drogę do świata literatury. Początkowo nie miała nikogo, kto wskazałby jej wartościowe lektury, czytała więc wszystkie czasopisma i książki, jakie udało jej się zdobyć – zachłannie i z przejęciem, „aż oczy boleli”.

Ficowski i falorykta

Papusza nie byłaby być może świadoma wyjątkowości swoich pieśni, gdyby nie Jerzy Ficowski, który poznał Bronisławę Wajs, wędrując tuż po wojnie z cygańskim taborem. Za namową poety – zwanego od tej pory Pszałoro (co znaczy: Braciszek) zaczęła swoje wiersze spisywać. Kiedy Ficowski tabor opuścił, poprosił Papuszę, żeby przesyłała mu je do Warszawy, co też konsekwentnie czyniła. Pisała do poety listy „takie duże jak płachty”, posługując się językiem polskim z osobliwą, „mówioną” ortografią. Do listów dołączała zapisane po cygańsku, „ułożone z głowy” piosenki, bez podziału na wersy i znaków interpunkcyjnych. Ficowski tłumaczył je potem na język polski, nadając im kształt wiersza. Zainteresował jej twórczością Juliana Tuwima, który z niekłamanym entuzjazmem pisał o dedykowanej mu Pieśni cygańskiej, że stanowi „bijące źródło czystej poezji”.

Sama Papusza umniejszała wartość swojej twórczości. Po latach, w jednym z zachowanych nagrań, wspomina (cytuję za książką Angeliki Kuźniak, która podając w swoim reportażu materiały źródłowe, starała się zachować rytm i brzmienie jej śpiewnej mowy): „Coś we mnie znajszli. Bo pan Tuwim jeszcze. Znajszli jakiś wielki talent. A ja takich pioseneczek, co oni chcieli, to mogła kiedy miliony zrobić. Szłam górami, lasami. Jeden moment i już. Pan Jerzy mówił, że to wiersze, ale to nie byli wiersze. Piosenki. Wierszy są inny. Trzeba rym składać, a piosenka to prosta. Piosenka to niżej. A wiersz wysoko, trzeba kształconych ludzi. Musi być uniwersytet, a ja nie mam ani jednej klasy kończonej. Nie mogę być wierszopisarka”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się