fbpx
Leżę jak mszaki leżą i patrzę jak mszaki patrzą, fot. z archiwum autorki
Urszula Zajączkowska kwiecień 2021

Wiej!

Kluczem do zrozumienia tego świata jest na pewno cecha, która dziś jest w zaniku, jest nieopłacalna i w obecnej rzeczywistości postrzegana jako słabość. To wdzięczność. Wdzięczność za innych, żywych i nieożywione cząstki materii, dzięki którym jesteś.

Artykuł z numeru

Świat prosi o ratunek

Czytaj także

Hans Blumenberg

Dwuznaczność nieba

Jakub Kornhauser

Mikrowyprawy jako sposób na życie

Podobno rozkwit świata właśnie się kończy, płatki świata brązowieją i gniją, a w dzikim przyspieszeniu w ciągłym poszukiwaniu komfortu i szczęśliwości życia nie ma już przed człowiekiem przyszłości. Coraz więcej też w ludziach smutku. Nie ma wojen, a ludzie i tak giną. Po prostu sami się zabijamy. Depresja, cukrzyca i otyłość są chorobami tzw. cywilizacyjnymi naszych ciał, kiedy w tym samym czasie, daleko inni konają z głodu lub pragnienia. Umierają w rudym popiele, nie mając dokąd iść. Przecież ich tu nie wpuścimy. Różnice pogłębiają się i nasza o nich świadomość zdradza, jak żyliśmy przez ostatnie setki lat.

Piekło

Niepodobna więc w takim świecie istnieć. Za trudno jest też stąd uciec, właściwie stało się to niemożliwe. A więc jesteśmy w pułapce.

Dlatego nawet ci, którzy są dzielni i chcą tu jeszcze cokolwiek, po pracy, na swoje życiowe raty, muszą jednak iść odpocząć, najchętniej do lasu, nad jezioro albo przynajmniej do wytrymowanego i pozbawionego chwastów parku. Gdzieś w naturze wszyscy pobyć przecież muszą, chociaż na trochę, dotknąć drzewa, położyć się na ziemi, popatrzeć daleko, poszukać czystego powietrza, chwycić je w płuca i zaraz wrócić tam.

Do tego życia. Do pracy. I tak wkoło. Sprężyna się napina i w naturze odpuszcza, potem znowu napina i zwalnia. Trwa to do starości. Potem jest emerytura, choroba i się umiera, zostawiając świat pełen śmieci.

A kiedy jest już się w piekle, zaskakująco dobija nas prawda, że cała ta tyrania pracy, wyrażająca się ziemskim sukcesem, a nawet ciągnącym się jego pasmem, okazała się żałosną pomyłką. Bo przecież my tymi wszystkimi działaniami właściwie tylko poszukiwaliśmy odrobiny miłości i bliskości, a jednak jakoś beznadziejnie osuwaliśmy się jedynie w samotność. Nie to kochaliśmy, co kochania wymagało, co było blisko, dobre, normalne i spokojne. Nie tego chcieliśmy. Robili nam to od dzieciństwa, a my potem innym dzieciństwa robiliśmy tym. Wytrybujemy cię z twoich marzeń, zniszczymy ci naukę świata z czystej dziecięcej ciekawości, a zmusimy do nauki do egzaminu, byś potem miała lub miał lepszą pracę. Byś więcej mogła lub mógł kupić. Będziemy ciągle wymagać do ciebie wyników we wzroście i nie wybaczymy porażek. Bezlitośnie zbudujemy w tobie presję na twoje ciało, by było takie, jakie to my je chcemy mieć, a nie takie, jakie ciało może być. Zanegujemy wszystkie inne marzenia niż władza i powodzenie, wyśmiejemy spontaniczność w zachowaniu, szkole, w pracy, w domu (chyba że przyniesie to zysk). Będziemy też szczuć was na innych, będziemy szukać podziałów, nie łączeń między ludźmi, nie łączeń z przyrodą. I jeszcze konkurencja. Musicie się ścigać. Byście ciągle przegrywali albo obrastali pychą. I kiedy już zbudujemy wam betonowe sklepienie tuż nad głową, szyderczo właśnie tylko tam nakażemy wam szukać szczęścia. Stworzymy w tym celu całe kampanie, aż wreszcie uwierzysz. My żywi. My tobie. Ty nam. Tu, na ziemi, robimy to bez ustanku. Szukaj więc szczęścia do utraty tchu.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się