fbpx
fot. Albert Zawada/Agencja Gazeta
z Tomaszem Mazurem rozmawia Arkadiusz Gruszczyński styczeń 2019

Dystans i sito

Stoicyzm polega na wykształceniu w sobie wewnętrznego sita, za pomocą którego odsiewa się bodźce i dopuszcza do siebie tylko pewne ich spektrum. Mogę używać wszystkich narzędzi. Rzecz w tym, jak ich używam i co się ze mną dzieje, kiedy z nich korzystam.

Artykuł z numeru

Stoicyzm na nowo odkrywany

Stoicyzm na nowo odkrywany

Ciekawi mnie: czy stoicyzm może być atrakcyjny dla współczesnego człowieka?

Też jestem tego ciekaw, dlatego popularyzację stoicyzmu traktuję z jednej strony jako eksperyment, a z drugiej – jako konstrukcję.

Zacznijmy więc od wytłumaczenia, na czym lub na kim prowadzi Pan eksperyment.

Łączę w spójną całość wiedzę historyczną o antycznym stoicyzmie ze stanem współczesnej wiedzy, obyczajami i moim osobistym doświadczeniem. Dzięki temu sprawdzam, jak stoicyzm działa, jaki jest jego społeczny odbiór i w jaki sposób radzi sobie ze współczesnymi problemami.

I jak sobie radzi?

Całkiem nieźle, ale też wymaga pewnej adaptacji do współczesności. Żyjemy bowiem w innej narracji tłumaczącej to, kim jest człowiek.

Innej w stosunku do czego?

Do starożytności. Inaczej opowiada się o źródłach ludzkich problemów. Dzisiaj dominuje narracja psychoanalityczna opisująca człowieka w kategoriach głębokich mechanizmów, kompleksów czy ukrytych struktur, które kierują jego życiem. Jednym z jej narzędzi jest figura „wewnętrznego krytyka” w postaci jakiegoś superego, które często działa na człowieka w sposób destrukcyjny, paraliżujący i przyczynia się do jego nerwicy czy depresji.

Starożytni nie używali tej kategorii.

Oczywiście. Weźmy więc człowieka, u którego „wewnętrzny krytyk” jest bardzo silny, czytającego teksty Marka Aureliusza.

I jak to się ma do siebie?

Stoicyzm może być odczytywany jako bardzo krytyczna doktryna czy postawa. Praca wewnętrzna stoika zasadza się w znacznym stopniu na umiejętności wypracowania obiektywnego dystansu, tak względem siebie, jak i otoczenia. Istnieje jednak ryzyko, że taki człowiek współczesny niewprawnie się za to zabierze i użyje napomnień stoickich jako narzędzi wzmacniania „wewnętrznego krytyka”.

To zbyt zawiłe, proszę wyjaśnić na przykładzie.

Stoik powinienem umieć zarządzać silnymi emocjami, takimi jak gniew, frustracja, ale także zakochanie. To w końcu ktoś, kto siebie samego trenuje, ma w sobie dwie instancje: coś, co jest trenowane, i coś, co trenuje. Człowiek wyodrębnia jakąś część siebie, nabiera wobec niej dystansu i zaczyna pracować nad tak wyodrębnionym „sobą”. Takie rozdwojenie jest kluczowe we wszelkiej pracy duchowej. Trzeba sobie dobrze zdefiniować, kto jest tym stojącym z boku, co on robi i jak. Jeżeli z boku stoi przede wszystkim „wewnętrzny krytyk”, to się może okazać bardzo szkodliwe. Bo jeśli komuś, kto zaczyna swoją przygodę ze stoicyzmem, a jednocześnie posiada „wewnętrznego krytyka”, praca nad emocjami nie wychodzi, to zyskuje dodatkowy powód do krytyki siebie. Ponosi porażkę w zarządzaniu sobą, może uważać, że jest do niczego. W ten sposób, narzucając (a w przypadku gdy ten mechanizm jest silny i nieuświadomiony, przybiera postać narzucania właśnie) swojemu życiu model stoickiego myślenia, może sobie zaszkodzić, ponieważ wzmocni „wewnętrznego krytyka”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się