fbpx
fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl
fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl
Anna Cieplak luty 2023

Lęk i wspólnota

Czytając po 20 latach „Białe zęby” Zadie Smith, nakładam je na mapę współczesnych strachów. Z projektu wspólnotowego pisarki moglibyśmy skorzystać w naszym życiu społecznym także teraz

Artykuł z numeru

Jak wzmacniać odporność psychiczną

Czytaj także

Zbigniew Rokita

Ballada bresławska

Niedawno dostałam zaproszenie do mojej dawnej podstawówki, gdzie miałam poczytać dzieciom ulubioną książkę z dzieciństwa. Długo wybierałam, a w „top 3” pozostały pozycje, za których wskazaniem stoją różne, choć zasadnicze cechy pociągające mnie w literaturze. Pierwsza z  nich to tajemnica, jednak nie w znaczeniu kryminalnym, lecz metaforycznym (Alicja w krainie czarów). Druga to fakt, że literatura zawsze podważa porządek (Pippi Pończoszanka). Trzecia cecha, której szukam, to szansa na przyglądanie się bohaterom w różnych konstelacjach (Muminki). W tym miejscu docieram do książki, która wydaje mi się dorosłą wariacją na temat Muminków, czyli pewnym literackim projektem wspólnotowym.

Ale najpierw kontekst. Jest rok 2001 i w WTC wlatują dwa samoloty. Kilka miesięcy po tym zdarzeniu nauczyciel polskiego z gimnazjum namawia mnie z  koleżankami, żebyśmy nagrały film na konkurs Czy Polska powinna wejść do Unii Europejskiej? Chodzimy po ulicach z kamerą i zaczepiamy obcych, którzy udzielają odpowiedzi podszytych jakimś rodzajem niepokoju. Chwilę po tym, w 2002 r., w Polsce ukazuje się powieść Białe zęby, która dwa lata wcześniej trafiła do księgarń w Londynie. Napisała ją Zadie Smith. Sięgam po nią, bo jakimś cudem ktoś zdecydował o tym, że warto ją kupić do zbiorów biblioteki w Dąbrowie Górniczej. Nie słyszałam o  niej i wpada przypadkiem w moje ręce podczas przeglądu półki z nowościami. Zastanawiam się, co mnie do niej przyciągnęło i co mnie łączyło wtedy z jej bohaterami od pierwszych scen, kiedy 47-letni Archie Jones (londyńczyk) przyjaźniący się z Samem Iqbalem (pochodzącym z Bangladeszu konserwatywnym muzułmaninem) próbuje zatruć się gazem w swoim samochodzie, ale z wybranego miejsca wypłasza go mężczyzna ze słowami, że to miejsce halal i nie może tu popełnić samobójstwa, jeśli nie zamierza się wcześniej wykrwawić. Tym sposobem Archi poznaje Clarę (pochodzącą z Jamajki 19-latkę, związaną ze świadkami Jehowy) i zaczynają wspólne życie.

Zatrzymuję się przy otwarciu książki, żeby pokazać, że jest to opowieść, która biegnie „podwójną linią”. Z jednej strony podążamy za bohaterami, którzy w ciągu 20 lat wymieniają się pokoleniowo (jest ich wielu, a mapa pokoleń rodziny i sąsiadów się rozrasta), a z drugiej – za zdolnością narracyjną Smith do budowania metafor wymykających się realistycznej historii na rzecz diagnoz. Między wierszami pojawia się bowiem mnóstwo celnych spostrzeżeń w kwestiach związanych ze współczesnym budowaniem tożsamości, tematyką rasy, klasy i religii.

Kiedy czytałam powieść pierwszy raz, pewnie wciągały mnie przede wszystkim linia fabularna i wątki związane z moimi rówieśnikami, wchodzącymi w intensywne relacje przyjacielskie, seksualne i  miłosne, które nie zawsze były po drodze ich rodzinom.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się