fbpx
Jerzy Franczak lipiec-sierpień 2018

Deszcz alfabetów

Inger Christensen – zmarła przed dekadą poetka, powieściopisarka i eseistka – przynależy do panteonu duńskiej literatury. Do rąk polskiego czytelnika trafiła jedna z jej najsłynniejszych książek. alfabet to konceptualny poemat, będący tyleż pieśnią pochwalną na cześć życia, co apokaliptyczną wizją jego zagłady.

Artykuł z numeru

Mapy objaśniają mi świat

Mapy objaśniają mi świat

Już pierwszy wers, brzmiący: „antonówki istnieją, antonówki istnieją”, wprowadza nas w poetykę wyliczeń i powtórzeń. Ten poetycki idiom (znakomicie przełożony przez Bogusławę Sochańską) ma w sobie coś z psalmicznego zaśpiewu, a pierwsze fragmenty poematu układają się w swoisty hymn dziękczynny, przepełniony zachwytem nad pięknem widzialnego świata: „jasność czerwcowej nocy istnieje, jasność czerwcowej nocy, / niebo nareszcie jakby wzniesione na niebiańskie / wysokości i zarazem chylące się tak tkliwie jak w chwilach / gdy widzisz sny, nim ci się przyśnią”. Utwór, napisany nieregularnym białym wierszem, rozwija się w rytmie powracających fraz i obrazów. Lecz w jego konstrukcji przejawia się również matematyczna precyzja, a to za sprawą podwójnego rygoru, któremu podporządkowana została liryczna materia.

Po pierwsze, tekst nawiązuje do prastarej formy abecedariusza; każdą sekwencją rządzi kolejna litera alfabetu, która pojawia się na początku danego fragmentu i w licznych aliteracjach, np.: „cykady istnieją; cykoria, chrom / i cytrynowce; istnieją cykady; / cykady, cedr, cyprysy, cerebellum”. Abecedariusz to jednak niekonsekwentny i połowiczny – niektóre strofy wyłamują się z powyższej reguły, a sekwencji jest tylko 14, co oznacza, że zatrzymujemy się na literze „N”. To z kolei wiąże się z drugim kluczowym dla poematu konceptem. Rozmiary poszczególnych części rosną w tempie wyznaczanym przez ciąg Fibonacciego (0, 1, 1, 2, 3, 5, 8, 13, 21, 34, 55, 89, 144, 233, 377, 610…), czyli rozpiętość wersowa każdej partii poematu równa się sumie dwóch poprzednich (wyjąwszy pierwszą oraz ostatnią, skróconą o połowę). Najważniejsze, że cała ta kombinatoryka działa w ukryciu, nie potęgując wrażenia sztuczności. Więcej nawet – przydaje poematowi pozór bytu organicznego, rosnącego na naszych oczach według naturalnych, immanentnych prawideł.

Skąd to wrażenie? Z jednej strony alfabet służy jako zbiór najprostszych elementów graficzno-dźwiękowych; tekst wyrasta z nich, powtarza je z koniecznymi odmianami, wprowadza nowe elementy, będące następnie tematem wariacji. Cały ten proces przypomina rozwój żywego organizmu, w którym pomimo rosnącej komplikacji wciąż rozpoznajemy obecność stadium początkowego. Z drugiej strony poetka genialnie opracowuje matematyczną zasadę. Ciąg opisany przez Leonarda z Pizy zwanego Fibonaccim uchodzi za sekretne zaklęcie Matki Natury. W odróżnieniu od regularnego przyrostu opisanego przez ciągi arytmetyczny (2, 4, 6, 8…) czy geometryczny (2, 4, 8, 16…) rozwija się bardziej skokowo, choć nadzwyczaj harmonijnie. To abstrakcyjny schemat spiralnego wzoru wszechobecnego w przyrodzie, wpisanego w kształt liści, muszli skorupiaków, tornad, mgławic kosmicznych i galaktyk. alfabet okazuje się więc bytem paradoksalnym: sztuczny twór znakowy, wykoncypowany podług z góry przyjętych założeń i zniewolony przez arytmetykę, włącza się w świat przyrody ożywionej i nieożywionej właśnie za sprawą swojej regularnej struktury!

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się