fbpx
Wit Szostak czerwiec 2017

Codzienność

Jest serial, w którym nic się nie dzieje. Fabuła toczy się leniwie, nieliczne zwroty akcji budowane są na sprawdzonych chwytach z romansów i oper mydlanych. On kocha ją, ona jego nie, kiedy ona jego tak, to on ją nie i inną tak, a kiedy on tak i ona tak, to on ginie w wypadku samochodowym. Potem ona innego nie, a kiedy ona tak, to inny nie itd. Postaci naszkicowane są prostymi kreskami. Dlatego też aktorzy nie muszą zbyt wiele robić i znakomicie się ze swego zadania wywiązują. Bardzo lubię ten serial. To ponad 50 godzin łagodnej nudy, od której nie można się oderwać.

Artykuł z numeru

Biografie rzeczy żydowskich

Biografie rzeczy żydowskich

Downton Abbey opowiada bowiem o czymś, co najczęściej wymyka się współczesnemu kinu i telewizji: o codzienności. Jeśli tylko zaufamy realizatorom i przetrzymamy pierwsze odcinki, dostrzeżemy coś, co stanowi o prawdziwej wielkości tego serialu. Codzienność jest zwyczajna i łatwo ją zbanalizować, pokazać jako nie­efektowny rewers prawdziwego życia, pełnego przygód i dramatycznych napięć. Tymczasem to właśnie w niej wydarzają się rzeczy, z których tkana jest osnowa rzeczywistości. Powta­rzalne czynności, czasem celebro­wane, a czasem po prostu spełniane niemal bezwiednie; rozmowy o niczym, które nie zmienią niczyjego życia i nie ujawnią wstrząsających tajemnic. Słowa nie odsłaniają nawet uczuć, gdyż te są skrzętnie skrywane za gardą ety­kiety. To wszystko – jeśli tylko damy się unieść sennemu rytmowi opowieści – tworzy fascynujący świat. Zadomo­wieni w Downton wierzymy, że praw­dziwym dramatem służby jest podanie lordowi niewyprasowanej gazety do śniadania, a lokalny konkurs kwiatów może naprawdę ekscytować i rozpalać namiętności.

W Downton Abbey spotykają się dwa światy. Jest początek XX w., wła­śnie zatonął Titanic. Na górze wieko­wego pałacu mieszka obciążona dzie­dzicznie nudą rodzina angielskich arystokratów, którzy pogodzili się z koniecznością nicnierobienia i umie­jętnie wypełniają swoje puste życie lenistwem. Na dole krząta się służba, znudzona powtarzalnymi sekwencjami codziennych obowiązków, pró­bująca w swoim służeniu i lojal­ności dostrzec sens życia; dla niej jedyną rozrywką są lokalne plotki. Te dwa światy przecinają się, lecz nie spotykają. Nie ma między panami a służbą przy­jaźni, szczerych rozmów, nie ma autentycznego zaintereso­wania problemami innych. Od tej reguły są wprawdzie wyjątki, ale nie one tworzą substancję serialu. Wytrącają raczej życie z kolein codzienności i przez odcinki następujące po tych eksplozjach oglądamy, jak oba światy usiłują desperacko załatać nadwątloną tkaninę rzeczywistości. Zmiana, sól każdej opowieści, jest witana niechętnie, gdyż ze swej natury może tylko pogorszyć sprawę.

A jednocześnie ten skostniały świat cały czas pulsuje codziennymi dramatami, nieznaczącymi i nieistot­nymi poza posiadłością Downton. I odwrotnie, Downton nie jest zain­teresowane światem: w świecie na zewnątrz nic się nie dzieje, a w każdym razie nic, co mogłoby fascynować. Ludzkie życia są nudne i nieciekawe. Prozaiczność zaczyna nas obcho­dzić wyłącznie wtedy, kiedy dotyczy naszego własnego życia. Wtedy dopiero zwykłe sprawy urastają do rozmiarów greckiej tragedii. Dlatego ze znudzeniem słuchamy wigilijnej opo­wieści wujka o kamieniach nerkowych, choć własne kamienie nerkowe bardzo by nas ekscytowały i chcielibyśmy sami podekscytować nimi świat. To zderzenie wymiaru nieciekawej kon­kretności, która nabiera rumieńców kiedy staje się naszym udziałem, sta­nowi chyba o wielkiej sile tego serialu.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się