fbpx
Zbigniew Mikołejko Luty 2015

Agnostycyzm – światopogląd nieteistyczny

Agnostyk nie pozostaje nigdy – wbrew wulgarnym jego obrazom, upowszechnianym przez pałkarzy najtwardszego teizmu i ateizmu – poza dramatami człowieczych wyborów w sprawach wiary i niewiary, wiedzy i niewiedzy.

Artykuł z numeru

Oto ciało Twoje

Oto ciało Twoje

 

Poznane jest skończone,nieznane jest nieskończone;

intelektualnie stoimy na wysepce pośród bezgranicznego,

niewyjaśnionego oceanu

Thomas Henry Huxley

Czy agnostycyzm jest w ogóle do wysłowienia? Do wysłowienia rzetelnego i konkluzywnego, czyli do ujęcia w twarde i jasne karby pojęć, do wpisania w formuły przejrzystych definicji, niepozostawiających drastycznych wątpliwości? Słowem, niepokoję się: czy da się tutaj obejść bez gry pozorów i bez logicznych pokus: sofizmatu, zręcznie w słowach zasupłanej aporii, efektownego, lecz zwodniczego sylogizmu, wyszukanego terminologicznego mętniactwa, z lubością oscylującego wokół pustych znaczeń? Pokusy ideologii albo nazbyt łatwej konfesji?

Z baśni rodem?

Odpowiedziałbym, że zapewne tak. Agnostyk przypomina przecież na swój sposób niepewnego swej drogi mieszkańca wiekowej baśni, który musi wyruszyć w podróż, taszcząc w sobie wielki ciężar zwątpienia i nie licząc nigdy, zarówno u progu tej wyprawy, jak też podczas niej, a nawet u jej kresu, że mgła, jaką musi przebyć, kiedyś się rozwieje, że ciemny las się przed nim rozstąpi i szlak wyprowadzi go na jaśnię, że dukt, jaki ma przed sobą, będzie gruntem pewnym i utwardzonym, wolnym od niebezpieczeństw, nieznającym fałszywych rozdroży i zgubnych ścieżek ku przepaści, zagubieniu, zaginieniu.

Jest więc w swoim najeżonym wątpieniem myśleniu na biegunie przeciwnym metodycznemu wątpieniu Kartezjusza, które w istocie nie było wątpieniem, lecz techniką (tylko techniką) zdobywania pewności – wbrew złudzeniom zmysłów, iluzjom snów, zabiegom złośliwego demona. Zgodnie przecież z recepturą Medytacji o pierwszej filozofii, wątpienie miało koić swoją nieodpartą logiką następstw, utwierdzać żelaznym łańcuchem przyczyn i skutków: jeśli wątpisz, to myślisz, myśl zatem istnieje, nawet choćbyś śnił lub choćby cię złośliwy demon prowadził do błędu. Ba, nawet błędna wędrówka przez las jak z baśni traci w kartezjanizmie – jeśli będzie od zaraz metodyczna, prosta i celowa – wszelką swoją niepewność i wyprowadzi z matni i zagubienia: „Drugą zasadą było być możliwie najbardziej stałym i niewzruszonym w postępkach, i trzymać się mniemań nawet najbardziej wątpliwych, skoro już raz do nich przystąpię, niemniej pewnie, co gdyby były bardzo ugruntowane. Naśladowałem w tym podróżnych, którzy, zbłąkawszy się w lesie, nie powinni błądzić, kołując to w jedną, to w drugą stronę, ani, tym mniej, zatrzymywać się w miejscu, ale iść zawsze najprościej jak zdołają w tym samym kierunku, i nie zmieniać go dla błahych racji, mimo że z początku może sam tylko przypadek skłonił ich do jego wyboru; za pomocą bowiem tego środka, jeśli nie idą ściśle tam, gdzie pragną, dojdą przynajmniej w końcu gdzieś, gdzie prawdopodobnie będzie im lepiej niż w pośrodku lasu…” (Rozprawa o metodzie, tłum. Tadeusz Boy-Żeleński).

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się