fbpx
Stanisław Grzybowski grudzień 2008

Dzieje swobód ludzkich

Dorobek wieku XIX, dorobek tych dzielnych ludzi, którzy wiek swój uczynili stuleciem walki o prawa człowieka, ciągle wymaga kontynuacji w niejednej jeszcze dziedzinie.

Artykuł z numeru

Prawa człowieka. Zawieszone do odwołania?

Neminem captivabimus nisi iure victum – „nikogo nie uwięzimy, chyba że przekonanego prawem”  – tak przywileje Władysława Jagiełły z lat 1425–1433 gwarantowały szlachcie nietykalność osobistą. Ograniczone początkowo do jednego stanu, rozciągnięte zostały na mieszczan przez Sejm Czteroletni w 1791, zaś rok później na Żydów, co w ówczesnej Europie było szczególnym ewenementem. Wprawdzie w niejednym kraju jakieś gwarancje wolności osobistej prawem zastrzeżonej istniały – Bossuet zaliczał je nawet do tych regulacji, które odróżniały prawami związany absolutyzm europejski od azjatyckiego, moskiewskiego czy ottomańskiego despotyzmu – ale z przestrzeganiem ich różnie bywało. Nawet sławny artykuł 29 Wielkiej Karty Swobód („Nikt wolny nie może być zatrzymany lub uwięziony inaczej niż na podstawie orzeczenia sądu równych sobie lub na mocy prawa krajowego”) nie dotyczył w uświęconej prawem praktyce ani arbitralnych decyzji królewskich, ani nakazów jego Rady Osobistej. Protesty nasilające się od Wielkiej Rebelii sprawiły jednak, że w 1679 roku, za panowania Karola II, akt angielskiego parlamentu znany pod nazwą Habeas corpus – „abyś miał ciało” – postanowił, że nakaz aresztowania, rozpoczynający się tymi słowami, winien być doręczony do dwudziestu dni po zatrzymaniu – i nic więcej. Możliwość ograniczenia wolności osobistej na mocy prawa dalej pozostawała niezwykle szeroka, pomimo pewnego poszerzenia jej zakresu w ustawach następnych, zawieszanych zresztą w Wielkiej Brytanii często w XVIII i pierwszej połowie XIX wieku.

Były to jednak czasy, gdy podstawowym problemem stawać się zaczęła wolność sumienia. „Pierwsze wolności westchnienie było i westchnieniem wiary”, przypomni to później Juliusz Słowacki. Wystąpienie Husa, potem Lutra, początki wojen religijnych, uświadomiły, że ograniczenie wolności sumienia – nawet metodami inkwizycyjnymi – jest utopią, że wiary nikomu narzucić się nie da. Już Zygmunt Stary z tej racji prosił: „Pozwólcie mi być królem kozłów i baranów”, a i później niejeden monarcha, jak cesarz Maksymilian II, jak Zygmunt August, otwarcie przyznawał, że nie chce być władcą ludzkich sumień. Reformacja katolicka, uchwały soboru trydenckiego, działalność jezuitów  zmierzały do przekonania opornych, a prześladowania pragnęły ograniczyć do heretyckich kapłanów.

Prawdziwym problemem bowiem, w czasach, gdy narodziny, małżeństwo, wychowanie dzieci, pogrzeb, realizacja testamentu, kontrolowane były przez Kościół, stanowiła wolność kultu. Początek dali Czesi. Już sejm z 1440 r. próbował ująć dwuwyznaniowość w ramy prawne. Ostatecznie jednak ugoda między utrakwistami a katolikami (zawarta w formie tradycyjnego pokoju ziemskiego na sejmie w Kutnej Horze w 1485 r. na 31 lat, a w 1510 r. uznana za wieczystą) precyzowała nie tylko zasady współżycia obu obrządków, ale zezwalała również poddanym na zwracanie się z potrzebami religijnymi do Kościołów swoich wyznań, bez względu na ewentualną zależność od pana innowiercy.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się