fbpx
Stanisław Burdziej wrzesień 2008

Radio Maryja a społeczeństwo obywatelskie

Słuchacze Radia Maryja traktowani bywają jako armia niewykształconych staruszek oraz innych „odpadów transformacji” – a tacy ludzie niejako z definicji nie mogą stworzyć społeczeństwa obywatelskiego. To pogląd błędny i w nim leży przyczyna niedostrzegania zarówno źródeł sukcesu Radia, jak i jego atrakcyjności.

Artykuł z numeru

Co słychać w Radiu Maryja?

Celem tego tekstu jest analiza kulturowego statusu toruńskiej rozgłośni w świetle koncepcji civil society[1]. Artykuł zawiera odmienną od powszechnie przyjmowanej interpretację atrakcyjności Radia Maryja dla pewnej grupy słuchaczy. Podczas gdy standardowe wyjaśnienia w sposób pośredni opierają się na przesłankach marksistowskich (religijny populizm jako kompensator – swoiste opium – dla zawiedzionych transformacją 1989 roku), proponowane tu wytłumaczenie akcentuje rolę Radia i tworzonych wokół niego struktur jako generatora kapitału społecznego, dostarczyciela zasobów kulturowych, które dla licznych osób są trudno dostępne (na przykład z powodu ograniczeń finansowych). W efekcie toruńska rozgłośnia stanowi przykład jednej z najbardziej prężnych w Polsce inicjatyw oddolnych. Paradoksalnie jednak głoszone przez nią treści mają charakter populistyczny, ksenofobiczny, a czasem wręcz przeciwny interesom narodowym kraju. Przypadek rozgłośni i zorganizowanego przez jej twórcę ruchu wymaga zatem doprecyzowania i rozwinięcia problemu „nieliberalnego społeczeństwa obywatelskiego”, a w szczególności rozstrzygnięcia, czy samo to wyrażenie nie jest wewnętrznie sprzeczne.

Społeczeństwo obywatelskie – wokół definicji

Społeczeństwo obywatelskie definiuje się najczęściej jako spontaniczną, oddolną i zorganizowaną w mniej lub bardziej stabilne struktury mobilizację członków danej społeczności w celu osiągnięcia założonych celów. Przymiotnik „obywatelskie” sugeruje, iż ta forma ludzkiej aktywności możliwa jest zasadniczo jedynie w tych typach ustrojów, w których ludzie traktowani są jako obywatele właśnie, a więc jako współodpowiedzialni i zdolni do współrządzenia partnerzy władzy państwowej. Ernst Wolfgang Böckenförde i Edward Shils[2] wśród cech takiego ustroju wymieniają między innymi: rządy prawa, szeroki udział obywateli w rządzeniu, wolność prasy, zgromadzeń i stowarzyszania się, trójpodział władz, poszanowanie własności prywatnej oraz uznanie praw człowieka. Istotnym elementem wielu definicji społeczeństwa obywatelskiego jest również podkreślenie, że stanowi ono sferę działań zbiorowych autonomiczną wobec państwa, choć różnie zakreśla się granice tej autonomii. Te dwie cechy – demokratyczny charakter ustroju będącego „środowiskiem naturalnym” społeczeństwa obywatelskiego i niezależność od państwa – są tu kluczowe. Jeśli którąś z nich pominąć, omawiane pojęcie traci swoje znaczenie: wszak i w III Rzeszy istniała bardzo rozbudowana sfera stowarzyszeń masowych, organizacji młodzieżowych, bractw sportowych, paramilitarnych etc. – były one jednak inspirowane przez państwo, zaś członkostwo na pewnym etapie stało się obowiązkowe.

Przytoczona definicja jest jednak nadal niewystarczająca – podane kryteria spełniają przecież również na przykład związki przestępcze – są one niezależne od państwa i doskonale czują się w systemie demokratycznym. Aby usunąć ten defekt, dodaje się dwa kolejne kryteria. Po pierwsze, celem działania instytucji czy też składników społeczeństwa obywatelskiego powinno być dobro wspólne, nie zaś jednostkowe lub grupowe. Po drugie, zachowanie ludzi zaangażowanych w te działania powinno cechować się czymś, co angielscy filozofowie określili mianem civilty, a co można przetłumaczyć jako „ogładę polityczną” bądź szerzej: „uprzejmość”, „grzeczność”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się