fbpx
z Aldoną Mickiewicz rozmawia Krystyna Czerni marzec 2010

Malarstwo czyli profesja

W latach osiemdziesiątych, w wystawach Ruchu Kultury Niezależnej uczestniczyli artyści niegodzący się na zmanipulowane, oficjalne „życie artystyczne” PRL-u. Z pokazywanych wtedy obrazów, rejestrujących całą gorączkę tamtych lat, nie wszystkie przetrwały próbę czasu.

Artykuł z numeru

Mity w kulturze nadmiaru

Wśród „ocalałych” są na pewno obrazy i rysunki Aldony Mickiewicz – jednej z najciekawszych artystek średniego pokolenia. Pozornie, od trzydziestu już lat Mickiewicz maluje to samo i tak samo: martwe natury w konwencji realistycznej. Jak bardzo pojemna to konwencja i jak różne kryje w sobie treści, pokazuje właśnie jej twórczość. Mickiewicz jest wierna tradycyjnemu warsztatowi: maluje długo, precyzyjnie, w skupieniu. Wirtuozeria w odtwarzaniu rzeczywistości pozwala porównać jej martwe natury z tradycją „realizmu magicznego”.

Aldona Mickiewicz jest też twórcą, w najgłębszym tego słowa znaczeniu, chrześcijańskim. Tradycja sztuki sakralnej i symbolika religijnej ikonografii są dla niej niewyczerpanym źródłem pomysłów na obrazy. Malarka ma też w artystycznej biografii dzieła monumentalne, kiedy w latach 1992–1993 malowała (razem z Tadeuszem Borutą) obrazy ołtarzowe w Monte San Savino we Włoszech.

W czerwcu 2009 roku Mickiewicz została laureatką Nagrody im. Kazimierza Ostrowskiego, przyznawanej w imieniu Zarządu Okręgu Gdańskiego ZPAP. Ta prestiżowa nagroda, wręczana w tym roku po raz dziesiąty, została przyznana Aldonie Mickiewicz „za wybitną twórczość malarską będącą świadectwem głębokiej świadomości artystycznej, mistrzostwa warsztatowego i twórczej, niezwykle intrygującej interpretacji tradycyjnych wątków ikonograficznych”.

Aldonie Mickiewicz – wybitnej malarce, ale także autorce „Znaku”  składamy serdeczne gratulacje.

Krystyna Czerni

Czy ze swoim tradycyjnym, realistycznym sposobem malowania nie czujesz się w XXI wieku trochę anachroniczna?

Paradoksalnie, czasami czuję się tak bardzo anachroniczna, że już współczesna. To przecież tak niewiele znaczy: być anachronicznym. Oczywiście, w moim malarstwie nie stosuję żadnych specjalnych zabiegów technicznych, które by „umuzealniały” obraz, bardzo się tego wystrzegam, wręcz boję. Natomiast mój sposób widzenia i patrzenia na przedmiot wydaje mi się ciągle uprawniony. Co to w ogóle znaczy: koniec XX wieku? Początek XXI wieku? Temu, co dzieje się teraz w sztuce, przyglądam się z ciekawością, ale dzieje się tak dużo i z taką szybkością, że jedyne, co wydaje mi się sensowne, to po prostu trwać przy swoim.

Twoi rówieśnicy malują niekiedy obrazy, ale również robią akcje, instalacje, filmy wideo. Czy oglądając wystawę sztuki współczesnej, czujesz w ogóle jakąś więź pokoleniową z tymi ludźmi?

Sztuka współczesna interesuje mnie przede wszystkim jako zjawisko, nikt chyba nie ogarnia dzisiaj całości tego, co się dzieje. Jeśli mówimy o więzi pokoleniowej, to owszem, odnajduję ją w twórczości paru bliskich ludzi. To, co malują – no właśnie, jednak malują – jest dla mnie bardzo ważne. Ale tu niebezpiecznie splata się życie i sztuka – są nierozdzielne i trudno by mi je było rozdzielić nawet samej dla siebie. Nie ukrywam, że bardziej interesuje mnie malarstwo współczesne aniżeli inne media, które obserwuję z zainteresowaniem i oczywiście pojawiają się wątpliwości. Rzadko kiedy obiekt czy film wideo uzasadniają swoje istnienie. Ostatnimi czasy przedmiot nabrał w sztuce, w instalacjach, szczególnej roli – i to, paradoksalnie, potwierdza mi moje malowanie, sprawia, że ciągle na nowo znajduję w nim sens. Zobaczyłam, co się stało, kiedy przedmiot jakby „wysypał się z obrazu” i „zainstalował”, znalazł się w realnej przestrzeni, przestał być umowny. Można się o niego potknąć, zostać w instalacji porażonym przez prąd… Teraz dokładnie wiem, że ja tego nie chcę, że to jest nadużycie, zawłaszczenie.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się