fbpx
Aleksander Hall luty 2009

Problemy z solidarnością

Spór o emerytury pomostowe był ważnym wydarzeniem. Jego przebieg dostarczył wiele cennego materiału, pozwalającego na określenie postawy rządu, prezydenta i związków zawodowych. Wydawało się, że po długich negocjacjach odbywających się w komisji trójstronnej, rząd przedstawił ustawę, która powinna zyskać akceptację związków zawodowych.

Artykuł z numeru

Niepełnosprawni umysłowo uczą mądrości

Tymczasem jedyną propozycją, którą przedstawiły związki zawodowe, zjednoczone we wspólnym froncie, przekraczającym historyczne podziały, było odsunięcie rozwiązań o rok i dalsze prowadzenie negocjacji. Towarzyszyły temu słowa o solidarności, prawach ludzi pracy i sprawiedliwości społecznej, wbrew oczywistej niesprawiedliwości systemu wymuszającego na każdym podatniku sporą daninę na rzecz młodych emerytów. Działo się to w sytuacji, w której Polska odczuwa już wyraźnie skutki światowego kryzysu finansowo-gospodarczego, co musi skłaniać do oszczędności i racjonalizacji wydatków czynionych z publicznych pieniędzy.

Jest smutnym faktem, że prezydent Lech Kaczyński zawetował ustawę bardzo potrzebną państwu i zgodną z wymogami zdrowego rozsądku. Do rozwiązania kwestii emerytur pomostowych przygotowywał się przecież także rząd PiS-u kierowany przez Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli są sprawy, w których interes ogółu i dobro państwa, są w sposób oczywisty poświęcane na rzecz partyjnych, partykularnych racji, to zawetowanie przez prezydenta ustawy o emeryturach pomostowych, było właśnie przykładem takiej sprawy. Dziś NSZZ „Solidarność” jest ściśle związana z PiS-em. Liderzy „Solidarności” bardzo zaangażowali się obronę dotychczasowych przywilejów emerytalnych i apelowali do prezydenta o weto. Prezydent Kaczyński pielęgnuje swój wizerunek polityka wrażliwości społecznej (co zresztą jest zgodne z prawdą). Jednak obrona prawa do przechodzenia na wcześniejsze emerytury ludzi znajdujących się w pełni sił nie ma nic wspólnego ze społeczną wrażliwością. Znacznie więcej – jest społeczną niesprawiedliwością. Jest przykładem polityki „dojutrkowania” – odkładania na później spraw trudnych, których podjęcie wiąże się z narażeniem dobrze zorganizowanym grupom interesu.

Znamy finał sprawy. Nieoczekiwany zwrot dokonany przez SLD pozwolił Sejmowi na odrzucenie prezydenckiego weta. Nie powinniśmy jednak zapomnieć o tej sprawie. Pokazuje ona bowiem jak niewiele już znaczy kategoria dobra wspólnego w polityce rozgrywającej się na głównej scenie politycznej. Gdyby było inaczej, PiS zamiast zwalczać ustawę o emeryturach pomostowych, poparłby ją i chlubił się tym, że ma udział w rozwiązaniu sprawy ważnej dla państwa. A prezydent oczywiście nie wetowałby ustawy. Nie sposób także nie zauważyć degrengolady NSZZ „Solidarność”. Związek wywodzący się z największego i najważniejszego ruchu narodowego i społecznego w historii Polski rozmienia na drobne swój kapitał. Stał się związkiem obrony „status quo”, niemal wyłącznie rewindykacyjnym. A jeszcze niedawno: w latach 1997-2001 stanowił oparcie dla rządu Jerzego Buzka, który miał odwagę podejmowania reform potrzebnych Polsce. Dał także temu rządowi grupę ludzi, którzy – w większości – sprawdzili się w pracy państwowej. Logo „Solidarności” i tradycja, do której może odwołać się Związek, są jego największym kapitałem. Miał jednak rację Lech Wałęsa mówiąc, że po zwycięstwie: odzyskaniu przez Polskę wolności należało odłożyć sztandary. Transparenty, które widywaliśmy na wielkich patriotycznych manifestacjach w czasach, gdy byliśmy jednością i upominaliśmy się o sprawy czyste i wielkie, dziś widujemy na związkowych ulicznych przemarszach przez Warszawę, odbywających się w huku petard i nierzadko przy akompaniamencie obraźliwych wyzwisk, czy na blokadach torów kolejowych, utrudniających życie podróżnym.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się