Karolina Głowacka: Kiedy prawa reprodukcyjne uznano za część praw człowieka?
Eleonora Zielińska: Jeśli pyta Pani o treść tego, co nazywamy dziś „prawami reprodukcyjnymi”, a nie o sam termin, to możemy wskazać na rok 1968, kiedy w Teheranie odbyła się pierwsza Międzynarodowa Konferencja Praw Człowieka ONZ. To wtedy rozpoczęto dyskusję na temat uznania prawa do decydowania o liczbie dzieci i momencie ich urodzenia. Początkowo nie rozstrzygnięto, czy ma ono dotyczyć par czy też – tak jak pozostałe prawa człowieka – jednostek. Uchwała z Teheranu expressis verbis mówiła jedynie o uprawnieniach rodziców do planowania rodziny. W kolejnych dokumentach zapisy te poszerzono o edukację seksualną, czyli dostęp do wiedzy o ludzkiej rozrodczości i metod zapobiegania ciąży, z której w równym stopniu powinni móc korzystać kobiety i mężczyźni.
Pojęcia „zdrowie reprodukcyjne” i „prawa reprodukcyjne” i ich definicje zostały wprowadzone do aktu końcowego („Programu działania”) na Międzynarodowej Konferencji na temat Zaludnienia i Rozwoju, która odbyła się w 1994 r. w Kairze. Przyjęto w nim dość ogólną formułę, że obywatele i obywatelki mają prawo podejmować decyzje reprodukcyjne w sposób wolny od dyskryminacji, przymusu oraz przemocy. Poruszono też problem „niebezpiecznej aborcji” (unsafe abortion) rozumianej jako zabiegi przerywania ciąży wykonywane przez niewykwalifikowane osoby lub w warunkach nieodpowiadających minimalnym standardom bezpieczeństwa, najczęściej nielegalnie (w konsekwencji obowiązywania zakazu). Podkreślono, że brak rozeznania przez państwo co do rozmiarów tego zjawiska i unikanie efektywnych działań prewencyjnych stanowi naruszenie obowiązku ochrony zdrowia obywateli. Jednakże państwa wrogie jakiejkolwiek formie legalizacji przerywania ciąży w zastrzeżeniach lub specjalnych deklaracjach podkreślały, że wszelkie ustalenia odnoszące się do praw reprodukcyjnych będą przez nie rozumiane jako niedotyczące przerywania ciąży. Dążyły one też do wyłączenia zapisu o potrzebie eliminacji „niebezpiecznej aborcji”, argumentując, że zobowiązując do takich działań rządy państw, nikt nie troszczy się o bezpieczeństwo nienarodzonego dziecka. Pozostał on jednak zarówno w „Programie działania”, jak i w późniejszych aktach ONZ (np. w dokumentach końcowych konferencji w Pekinie w 1995 r. dotyczącej równego statusu kobiet i mężczyzn). Dla części środowisk kobiecych rozczarowaniem był zaś brak szerszego uznania prawa do antykoncepcji i do przerywania co najmniej wczesnej ciąży.
Obecnie prawa reprodukcyjne traktowane są jako element norm dotyczących ochrony zdrowia i poszanowania życia rodzinnego. Niektóre nowsze dokumenty międzynarodowe z dziedziny praw człowieka (np. Konwencja ONZ o prawach osób niepełnosprawnych z 2006 r.) nawiązują do ich treści, nie używając jednak samego terminu.
Jaki jest status praw reprodukcyjnych w Polsce?
Polska przyjęła m.in. dokumenty końcowe konferencji w Kairze czy w Pekinie. Choć nie mają one rangi równej traktatom, to zobowiązują państwa do ich wykonywania pod rygorem utraty wiarygodności na arenie międzynarodowej. Jednocześnie jednak – nie tylko w Polsce – zakres praw reprodukcyjnych jest przedmiotem kontrowersji. Panuje konsensus co do tego, że każdy człowiek ma prawo do planowania rodziny i edukacji seksualnej, punktem największych konfliktów pozostaje zaś kwestia przerywania ciąży.
Jak pogodzić postulowaną powszechność praw reprodukcyjnych z faktem, że są one odmiennie rozumiane w różnych krajach?
Idea praw człowieka opiera się na założeniu, że są one uniwersalne, niepodzielne, niezbywalne i wzajemnie powiązanie, co m.in. oznacza, że żadne z państw nie może pod pretekstem tradycji ani religii usprawiedliwiać nieprzestrzegania niektórych z nich. W praktyce jednak bywają one kwestionowane w wielu krajach. Przykładem jest np. podważanie przez Stany Zjednoczone zasady bezwzględnej wolności od tortur.
Najostrzejsze debaty toczą się wokół kwestii aborcji…
Moim zdaniem zamiast słowa „aborcja” lepiej używać sformułowania „przerywanie ciąży”, ponieważ ono jasno wskazuje, że ten zabieg dotyczy kobiety, konkretnej osoby płci żeńskiej.
Problem przerywania ciąży wiąże się z wyważeniem wartości, jakimi są prawo do prywatności i decydowania o swoim życiu przez kobietę oraz ochrona życia płodu. Warto podkreślić, że nawet prawo do życia urodzonej osoby nie jest bezwzględnie chronione. Każde prawodawstwo dopuszcza jakieś wyjątki, np. możliwość zabicia przeciwnika w czasie wojny czy poświęcenia życia napastnika lub innej osoby, często niewinnej, w stanie wyższej konieczności. Należy też zauważyć, że w żadnym z międzynarodowych dokumentów o charakterze konwencji ratyfikowanym przez Polskę nie zagwarantowano wprost ochrony życia płodu równej tej przynależnej osobie urodzonej. O potrzebie „ochrony prawnej” również przed urodzeniem mówi wprawdzie preambuła Konwencji o prawach dziecka z 1989 r. (a wcześniej Deklaracja Praw Dziecka), jednak nie wskazuje, jaki ma mieć ona charakter (np., że ma mieć charakter prawa osobowego, jak w przypadku dziecka urodzone-go), nie mówiąc o tym, że preambuła nie ma mocy prawnej równej innym przepisom.
Bezwzględnej ochronie nie powinno zatem podlegać ani życie płodu, ani prywatność kobiety.
Poprzez regulację prawną szuka się rozwiązania kompromisowego, które w różnych państwach wygląda inaczej. Dyskusyjne jest to, które prawa kobiety powinno się zabezpieczyć w sytuacji konfliktu. Czy tylko jej prawo do życia lub zdrowia fizycznego i psychicznego, czy również takie wartości jak poszanowanie godności i możliwość decydowania o życiu prywatnym? Osobiście jestem za liberalizacją rozwiązań dotyczących przerywania ciąży – uważam, że kobieta powinna w ciągu pierwszych 12 tygodni ciąży mieć prawo do samodzielnej decyzji. Sądzę, że to rozwiązanie jest zgodne z polską konstytucją, która wyraźnie mówi o prawie każdego obywatela do decydowania o swoim życiu osobistym (art. 47), zapewnia ochronę prawną wolności człowieka i stanowi, że nikogo nie można zmuszać do tego, czego prawo mu nie nakazuje (art. 31), oraz zapewnia nietykalność i wolność osobistą (art. 41). Warto też pamiętać, że obecny zakaz przerywania wczesnej ciąży jest w mocy tylko na papierze, gdyż jego przestrzeganie jest trudne, a nawet niemożliwe do skontrolowania. W Internecie łatwo można kupić pigułki wywołujące poronienie, przy którym lekarz nie jest w stanie ustalić, czy doszło do niego w sposób naturalny czy sztuczny. Utrzymywanie zakazu zakrawa więc na hipokryzję.
W czasie prac nad ustawą z 1993 r. byłam zwolenniczką dopuszczenia przerwania ciąży w pierwszym trymestrze pod warunkiem tzw. poinformowanej i przemyślanej zgody. Kobieta powinna móc podjąć decyzję po konsultacji, przedstawieniu jej alternatywnych rozwiązań, tak żeby wiedziała, na jakie wsparcie może liczyć, jeśli zdecyduje się urodzić. W tej chwili jednak nie postulowałabym takiego rozwiązania. Mam poważne obawy, że podobnie jak to się dzieje w kilku innych krajach, konsultacja byłaby wykorzystywana do utrudniania decyzji, a nie do rzeczowego informowania, zaś czas do namysłu służyłby do uniemożliwienia kobiecie wykonania zabiegu z powodu przekroczenia ustawowego terminu.
Jednocześnie można wprowadzić sposoby ochrony życia embrionu skuteczniejsze niż zakazy ograniczające prawa kobiet. Mam na myśli aktywną politykę prorodzinną państwa ukierunkowaną na stworzenie możliwości – harmonijnego i na zasadach równości – łączenia przez partnerów życia rodzinnego i zawodowego. Taka polityka wraz z satysfakcjonującymi środkami zabezpieczenia socjalnego może mieć istotny wpływ na decyzje reprodukcyjne. Potwierdza to wysoka dzietność Polek w Wielkiej Brytanii, czyli kraju, w którym zabieg przerywania ciąży, również dla cudzoziemek, jest powszechnie dostępny.
Jaki jest Pani stosunek do klauzuli sumienia?
Klauzula sumienia pojawiała się najczęściej w tych ustawodawstwach, które pozostawiały kobiecie prawo do decydowania o przerwaniu ciąży w pierwszym okresie jej trwania. Wtedy jej możliwość samodzielnego decydowania była równoważna z prawem lekarza do odmowy wykonania zabiegu. Natomiast w sytuacji, kiedy przerwanie ciąży jest możliwe tylko przy bardzo konkretnych wskazaniach, to klauzula sumienia może praktycznie uniemożliwić wykonanie prawnie dopuszczalnego zabiegu, tym bardziej że możliwość odmowy uzurpują sobie również lekarze, których rola sprowadza się tylko do wydania orzeczenia o dopuszczalności przerwania ciąży. W konsekwencji ustawowego zagwarantowania klauzuli sumienia domagają się, w kontekście prawa do odmowy sprzedaży środków antykoncepcyjnych, nawet farmaceuci. Możemy więc według mnie mówić dziś w Polsce o zupełnym wypaczeniu tej idei.
Uważam ponadto za nietrafne orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 2015 r., który za niekonstytucyjny uznał przepis z ustawy o zawodzie lekarza (art. 39) w tej części, gdzie wymaga on od lekarza korzystającego z klauzuli sumienia wskazania realnej możliwości uzyskania danego świadczenia w innej placówce leczniczej. Rozwiązanie to jest nieprawidłowe, gdyż tylko lekarz ma warunki przekazania pacjentce tej informacji z zachowaniem niezbędnej poufności. Inną sprawą jest to, że nie na lekarzu powinien spoczywać obowiązek poszukiwania na własną rękę informacji, gdzie istnieje realna możliwość uzyskania danego świadczenia, lecz powinna mu być ona dostarczona i na bieżąco aktualizowana przez podmiot zobowiązany do zapewnienia na danym terenie dostępu do świadczeń zdrowotnych.
Kontrowersje w kwestiach praw reprodukcyjnych budzi też fakt, że mężczyzna, ojciec dziecka, nie ma prawa współdecydowania o kontynuacji lub przerwaniu ciąży.
Europejski Trybunał Praw Człowieka w sprawach, gdzie przedmiotem zarzutu było to, że mężczyzna nie ma wpływu na przerwanie przez kobiety ciąży (np. Paton przeciwko Wielkiej Brytanii w 1980 r.), rozstrzygał, że w tym przypadku prawo kobiety powinno mieć przewagę nad oczekiwaniami mężczyzny. Argumentacja była następująca: kobieta ponosi wszelkie niedogodności ciąży nie tylko wpływające na jej samopoczucie czy sposób kształtowania życia osobistego, ale także bezpośrednio na zdrowie. Jeżeli więc przyznalibyśmy mężczyźnie prawo do decydowaniu o utrzymaniu ciąży czy jej przerwaniu, to wtedy jednocześnie dajemy mu możliwość decydowania o zdrowiu kobiety.
Bywa jednak i tak, że kobieta po prostu nie chce urodzić, mimo że nie ma ku temu np. zdrowotnych przeciwskazań. Również z tej decyzji wyłączony jest mężczyzna. Takie rozwiązanie jest dyskusyjne.
Tu zachodzi konflikt, nikt temu nie przeczy. Mężczyzna chciałby przekazać swoje geny i mieć dziecko, ciesząc się z ojcostwa, natomiast kobieta uważa, że koliduje to z jej planami życia osobistego. Nawet jeśli ciąża przebiega bez większych komplikacji, to ma ona konsekwencje zdrowotne – ciąża i poród zawsze zmieniają ciało i psychikę kobiety. Trybunał we wspomnianym wyroku próbował zważyć te racje. I orzekł, że dobro i interes kobiety powinny przeważać nawet nad dobrze rozumianym interesem mężczyzny. Stwierdził też, że lekarz nie ma prawa powiedzieć mężczyźnie, że kobieta jest w ciąży, bez jej wyraźnej zgody. Informacja taka powinna być objęta poufnością zarezerwowaną dla relacji pacjentka–lekarz. Tym bardziej nie miałby prawa ujawnić, że pacjentka żąda przerwania ciąży ani że przeprowadziła ten zabieg.
Jakie są zatem prawa reprodukcyjne mężczyzn?
Prawa reprodukcyjne – edukacja seksualna oraz planowanie rodziny wolne od dyskryminacji, przymusu i przemocy – dotyczą zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Jedyna różnica związana jest z kwestią przerywania ciąży, która dotyczy tylko kobiet.
Proszę podać przykłady, gdy łamie się prawa mężczyzn.
Można za takie uznać sytuacje przymusowego ubezpłodnienia bądź oferowanie finansowych zachęt za poddanie się takiemu zabiegowi. Mężczyzn dotyczą one podobnie jak kobiet. Myślę o polityce wymuszonych sterylizacji w niektórych krajach zachodnich (w Szwecji i w USA dochodziło do nich jeszcze w latach 70. XX w.) czy np. w Indiach, gdzie niedawno media nagłośniły sprawę istnienia specjalnych obozów, w którym osoby ubogie za poddanie się zabiegowi otrzymywały finansową rekompensatę. Wydaje się, że dopiero w 2016 r. udało się położyć kres takim praktykom. Również w ostatnich latach w Europie zdarzały się przypadki niedobrowolnej sterylizacji romskich kobiet (a rzadziej – również mężczyzn) w Czechach, Słowacji i Rumunii. Kontrowersje budziła też prowadzona do 2015 r. w Chinach tzw. polityka jednego dziecka, w ramach której posiadanie większej liczby dzieci wiązało się z obciążeniami finansowymi, a zdarzały się również przypadki przymusowej sterylizacji.
Za ograniczenie praw reprodukcyjnych można uznać sytuację, że pomimo wielu dekad badań klinicznych dotychczas nie wprowadzono do obrotu farmaceutycznych środków antykoncepcyjnych dla mężczyzn.
Dyskryminacja kobiet polega na tym, że ponoszą całe ryzyko zdrowotne stosowania metod, które najskuteczniej zapobiegają ciąży. Za przejaw dyskryminacji mężczyzn można zaś uznać fakt, iż zdani są oni na decyzję kobiety co do użycia lub nie farmaceutycznej antykoncepcji.
Czy w Polsce dobrowolna sterylizacja jest legalna?
Prawnicy się o to spierają. Polski kodeks karny penalizuje spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu skutkującego m.in. utratą zdolności płodzenia (art. 156). Niektórzy uważają, że przepis można interpretować również jako zakaz sterylizacji na życzenie. Wówczas jako ciężkie uszkodzenia ciała powinna być ona ścigana ex officio, z urzędu, a nie na wniosek pokrzywdzonego.
A jaka jest praktyka?
W Internecie jest mnóstwo ogłoszeń oferujących wazektomię (przecięcie i podwiązanie nasieniowodów) i w rzeczywistości akty dobrowolnego ubezpłodnienia nie są w Polsce karane. W przekonaniu części środowiska prawniczego (takie jest również moje stanowisko) jeśli zabieg jest przeprowadzany na wyraźne życzenie, to jest on legalny. Dlaczego? Po pierwsze, w związku z istniejącymi możliwościami np. zamrożenia plemników czy komórek jajowych przed zabiegiem, sterylizacja nie musi oznaczać pozbawienia człowieka zdolności płodzenia, bo w przypadku zmiany planów zawsze można skorzystać z zapłodnienia pozaustrojowego. Po drugie, w miarę rozwoju techniki medycznej wazektomia w coraz większym stopniu staje się zabiegiem odwracalnym. Po trzecie i najważniejsze, zdolność płodzenia można uznać za dobro, którego jesteśmy wyłącznymi dysponentami. Słabą stroną tej argumentacji jest jednak to, że można by ją rozciągnąć na inne przypadki samouszkodzenia czy ingerencji w nasze ciało i np. na tej podstawie komuś na jego życzenie uciąć rękę.
Albo pozwolić sprzedać swoją nerkę.
W polskim prawodawstwie sformułowany jest wyraźny zakaz handlu organami. Zasadniczym powodem zakazu komercjalizacji ciała ludzkiego jest w moim przekonaniu obawa o dyskryminację osób ubogich, które z powodów finansowych byłyby skłonne narazić na ryzyko własne zdrowie. W świetle polskiego prawa karze nie podlega jednak osoba, która nielegalnie oddaje swój organ za wynagrodzeniem, lecz ta, która nim handluje.
Trzeba zauważyć, że dobrowolne ubezpłodnienie nie jest związane z zagadnieniem komercjalizacji ciała. W odróżnieniu od obcięcia ręki czy nogi nie prowadzi też do uszczerbku na zdrowiu uniemożliwiającego pracę zawodową, więc nie obciąża społeczeństwa kosztami renty dla takiej osoby. Można wprawdzie twierdzić, że wartością dla polskiego społeczeństwa jest to, aby rodziło się więcej dzieci, niemniej jednak wtedy należałoby zastanowić się nad tym problemem kompleksowo i zakazać nie tylko dobrowolnej sterylizacji, ale i dobrowolnego celibatu. Warto też dodać, że w niektórych krajach kwestia dopuszczalności sterylizacji dla celów inne niż terapeutyczne jest uregulowana prawnie i zależy np. od osiągnięcia określonego wieku przez osobę zainteresowaną, ewentualnej zgody małżonka bądź też posiadania wymaganej liczby dzieci.
Jakie prawa reprodukcyjne przynależą osobom z niepełnosprawnością intelektualną? W 2014 r. głośny był problem podawania ubezwłasnowolnionym mieszkankom domów pomocy społecznej środków antykoncepcyjnych – jedynie za zgodą ich opiekunów prawnych. Sprawę ujawnili pracownicy Krajowego Mechanizmu Prewencji, którzy skierowali skargę do rzecznika praw obywatelskich.
W świetle polskiego prawa osobie ubezwłasnowolnionej z powodu choroby psychicznej lub niedorozwoju umysłowego można co do zasady podawać środki antykoncepcyjne za zgodą zastępczą przedstawiciela ustawowego. RPO zajął jednak stanowisko odmienne, zgodnie z którym podawanie takich środków kwalifikuje się do spraw „ważniejszych”, które nie mogą być rozstrzygane przez samego przedstawiciela, lecz wymagają decyzji sądu opiekuńczego. Osobiście sądzę, że w odniesieniu do farmaceutycznej antykoncepcji należy stosować podobne zasady jak dla wszelkich innych świadczeń zdrowotnych, czyli wymagać jedynie zgody przedstawiciela. Należy jednak brać pod uwagę rzeczywisty stan zdrowotny danej osoby ubezwłasnowolnionej, a nie tylko jej formalną zdolność prawną. W sytuacji niezgody między osobą ubezwłasnowolnioną, choć zdolną do podjęcia decyzji z rozeznaniem, a jej przedstawicielem ustawowym sprawę rozstrzyga sąd opiekuńczy.
Kwestia płodności osób z niepełnosprawnością intelektualną budzi kontrowersje z powodu obawy przed przenoszeniem niektórych wad genetycznych (kobiety z zespołem Downa są w ok. 50% płodne, a 35–50% ich dzieci dziedziczy po matce trisomię lub inne wady rozwojowe). Niektórzy opiekunowie prawni domagają się prawa do decyzji o trwałym ubezpłodnieniu swoich podopiecznych – w Wielkiej Brytanii sąd odmówił jednak rodzicom będącym przedstawicielami ustawowymi kobiety z zespołem Downa zgody na jej sterylizację, wychodząc z założenia, że w tym przypadku mogą mieć zastosowanie inne, mniej radykalne metody antykoncepcji.
W 2012 r. Polska ratyfikowała Konwencję ONZ o prawach osób niepełnosprawnych. W jej duchu jest unikanie samej instytucji ubezwłasnowolnienia. Osoba z niepełnosprawnością intelektualną powinna mieć asystenta, który każdorazowo wspólnie z nią decydowałby o ważnych sprawach życiowych. Konwencja mówi też o prawie do zawierania małżeństw przez takie osoby, choć w Polsce małżeństwa osób całkowicie ubezwłasnowolnionych zabrania kodeks rodzinny i opiekuńczy (art. 12). W zgodzie z nią nie powinno się też powierzać kwestii reprodukcyjnych rodzinie. Powinna to być decyzja tej osoby przy konsultacji z asystentem, który ma brać pod uwagę jej stopień niepełnosprawności umysłowej. Wskazane rozwiązanie jest jednak racjonalne tylko wtedy, gdy państwo gwarantuje godną opiekę i adekwatną pomoc takim osobom i ich potomstwu, a nie przerzuca obowiązków na ich najbliższych, których niepokój, co się stanie z osobami będącymi pod ich opieką, w sytuacji gdy ich zabraknie, jest w pełni uzasadniony.
Konwencja stara się więc traktować osoby z niepełnosprawnością intelektualną jako te, którym przynależą wszelkie prawa, aczkolwiek korzystanie z nich powinno być obwarowane pewną pomocą.
Czy można mówić o prawie do posiadania dziecka? Pytam o dostęp do procedury in vitro oraz o pary homoseksualne, które muszą korzystać z niestandardowych rozwiązań.
Nie mówimy tu o prawie do dziecka, lecz np. o możliwości korzystania z osiągnięć techniki medycznej. Jestem zwolenniczką refundowanego dostępu do procedury in vitro, choć oczywiście są przy niej konieczne pewne obostrzenia. Polska ustawa o leczeniu niepłodności z 2015 r. zakazuje m.in. tworzenia hybryd z wykorzystaniem ludzkiego materiału rozrodczego, dokonywania zmian dziedzicznych w genomie człowieka bądź selekcji zarodków pod względem płci, chyba że chodzi o uniknięcie chorób genetycznych związanych z płcią dziecka. Do kontrowersyjnych spraw należy kwestia, czy ze środków wspomaganej medycznie prokreacji mogą skorzystać tylko pary małżeńskie lub osoby pozostające we wspólnym pożyciu czy także indywidualnie same kobiety.
Czy należy pozwolić na „adopcję” embrionu, czyli wszczepienie w ramach procedury leczenia niepłodności zarodka obcego genetycznie parze? Czy powinny być ograniczenia wiekowe dla biorczyń zarodka?
Każdy z tych problemów musi być rozstrzygany przy ważeniu różnych racji: medycznych, społecznych i prawnych.
Natomiast jeśli chodzi o osoby homoseksualne – w przypadku par lesbijskich dziecko urodzone przy wykorzystaniu technik wspomaganego medycznie rozrodu (niekoniecznie z wykorzystaniem zapłodnienia pozaustrojowego) jest zazwyczaj naturalnym dzieckiem jednej z kobiet. Uważam, że ma ona prawo czerpać z osiągnięć medycyny. W przypadku męskich par homoseksualnych kwestia jest bardziej złożona, ponieważ muszą korzystać z usług surogatki, matki zastępczej, która po donoszeniu ciąży oddaje im niemowlę. Poza nielicznymi wyjątkami działania altruistycznego, gdy np. matka rodzi dziecko dla swojej córki, surogacja grozi uprzedmiotowieniem kobiet i sprowadzaniem jej ciała do macicy, komercyjnego narzędzia dla celów wyznaczanych przez inne osoby.
Kobieta może też w pewnym momencie zmienić zdanie.
Tak i jeśli to zrobi, z reguły przyznaje się jej rację, w tych ustawodawstwach, które surogację wyraźnie dopuszczają. Niektóre kraje europejskie, np. Portugalia, Wielka Brytania czy Holandia dopuszczają tylko surogację altruistyczną. Inne, np. Rosja, Ukraina, Grecja i Czechy wydają się dopuszczać także tę komercyjną. Surogacja związana z odmową kobiecie, która urodziła dziecko, prawa do jego zatrzymania, jest dopuszczalna tylko w Indiach. Całe zagadnienie przypomina nieco handel organami, ponieważ w obu przypadkach decyzja o poważnej ingerencji we własne ciało wymuszona jest często presją ekonomiczną. W Polsce sprawa macierzyństwa zastępczego nie jest uregulowana. Jednakże śledząc ogłoszenia w Internecie, można nabrać przekonania, że surogacja jest w praktyce stosowana, często pod przykryciem adopcji ze wskazaniem.
Podchodzę więc do instytucji surogacji z dużą rezerwą. Inaczej jest w kwestii adopcji – jestem przekonana, że adopcja dziecka przez parę homoseksualną jest dla niego dużo lepszym wyborem niż dom dziecka.
Jak ma się zachowywać ustawodawca w sytuacji, gdy obywatele prezentują zupełnie odmienne oceny etyczne? Zwolennicy pro-life powiedzą przecież: „Chodzi nam o prawo do życia, które zaczyna się w momencie poczęcia”. Zwolennicy pro-choice odpowiedzą: „Nieprawda, to nie jest pełnoprawne życie ludzkie, a musimy chronić prawa kobiet do decydowania o swoim ciele i zdrowiu”. Jak głęboko powinny sięgać regulacje prawne wobec tych – jak się zdaje – nierozstrzygalnych sporów etycznych?
W związku z tym, że jest to problem nierozstrzygalny, a naruszenia prawa kobiet, które są skutkiem obowiązywania zakazu przerywania ciąży, są empirycznie udokumentowane, należały przyjąć rzeczywisty kompromis polegający na zróżnicowaniu sposobu ochrony płodu w zależności od stadium zaawansowania ciąży. W pierwszym stadium oznaczałoby to wyłączenie kryminalizacji jej przerwania, co nie musi oznaczać pozbawienia ochrony zarodka lub płodu za pomocą innych środków niż prawnokarne. Dopuszczalność przerwania ciąży w późniejszym stadium jej zaawansowania powinna być uzależniona, tak jak jest obecnie, od zaistnienia określonych wskazań i spełnienia warunków mających na względzie ochronę zdrowia kobiet.
Takie rozwiązanie przyjęte jest w tych wszystkich krajach europejskich (a jest ich przeważająca większość), które w praktyce respektują prawa reprodukcyjne kobiet oraz zasadę równości kobiet i mężczyzn i niedyskryminacji ze względu na płeć.
_
Eleonora Zielińska –Prof. zwyczajny na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, współkierująca Podyplomowym Studium Prawa Medycznego, Bioetyki i Socjologii Medycyny UW. Autorka wielu publikacji z prawa medycznego, m.in. Oceny prawnokarne przerywania ciąży. Studium porównawcze (1986), Odpowiedzialność zawodowa lekarza i jej stosunek do odpowiedzialności karnej (2001), oraz redaktorka i współautorka Komentarza do ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty (I wyd. 2008, II wyd. 2014).