fbpx
fot. DeAgostini/Getty
Marcin Napiórkowski wrzesień 2018

Krainy Pseudonauki

Żyjemy na gruzach obalonego imperium. Nauka, która od stuleci śniła sen o potędze, okazała się nagle niewielką enklawą pośrodku rozległych krain kierowanych obcymi jej motywacjami i rządzonych niezrozumiałymi prawami.

Artykuł z numeru

Wierzyć w naukę, (nie) wątpić w Boga

Wierzyć w naukę, (nie) wątpić w Boga

Jeżeli czytasz te słowa, to wcale nie znaczy, że trafiłeś do Biblioteki. Znacznie bardziej prawdopodobne, że ktoś te karty wyniósł, skopiował, być może przepisał po swojemu, a ty, czytelniku, jesteś mieszkańcem jednej z Zewnętrznych Krain.

Może nawet, jeżeli minęło dostatecznie dużo czasu, nie ma już żadnych Zewnętrznych Krain i nie ma Biblioteki. Może wszystko pochłonął chaos, a gmach, który był moim domem, zawalił się pod ciężarem zgromadzonej w nim wiedzy tak, jak wcześniej upadło zbudowane wokół niego Imperium.

Niewykluczone też, że Biblioteki nie ma już nawet teraz, kiedy to piszę. Może my, żyjący i pracujący w tej prastarej świątyni Nauki, wciąż jeszcze wyobrażamy sobie jej istnienie, podtrzymując w swych fantazjach agonię świata, który dawno już odszedł w zapomnienie, pogrążając się w odmętach chaosu.

Biblioteka

Nie wiem, czy Biblioteka naprawdę leży w centrum świata. Faktem jest, że nie potrafię o niej myśleć inaczej. To od jej siedmiu bram rozchodziły się niegdyś wszystkie drogi, w zaciszu jej gabinetów pisano prawa, na jej przepastnych regałach gromadzono wiedzę zdobytą na terenie całego Imperium.

Od razu przyznaję, że gromadzenie jest tu eufemizmem, za którym kryją się także praktyki niegodne. Przez setki lat najsmakowitsze owoce Biblioteki pochodziły również z drzew zatrutych. Naszą wiedzę zasilały nieetyczne eksperymenty na ludziach i zwierzętach, skarby rabowane w podporządkowanych ekonomicznie koloniach albo wyniki badań prowadzonych wyłącznie dla zysku. Często milczeliśmy lub zbyt cicho wspominaliśmy o tym, co nie było opłacalne. To, co o nas opowiadają, jest prawdą. Biblioteka, która przechowuje wszystko, zna więcej przypadków podłości uczonych niż najbardziej fanatyczni Prorocy Pseudonauki. Są tacy, którzy twierdzą, że Imperium upadło między innymi dlatego, że zbyt wolno i niechętnie mierzyliśmy się z własnym trudnym dziedzictwem.

Na mojej mapie przedstawiam Bibliotekę jako pusty w środku heksagon o umownych proporcjach, bo choć spędziłem tu całe życie, nie znam ani jej wewnętrznej struktury, ani dokładnych rozmiarów. Ci, którzy jak Jorge Luis Borges czy Umberto Eco podjęli próby nakreślenia wewnętrznej mapy Biblioteki, czynili to zawsze w sposób symboliczny. Wiadomo, że podzielona jest na nieprzeliczone obszary zwane specjalizacjami. Być może jest ich wręcz tak wiele jak zamieszkujących ją uczonych, co ostatecznie każdego z nas czyniłoby pozbawioną okien i drzwi monadą. Wraz z rozwojem Imperium i przyrostem zgromadzonej w Bibliotece wiedzy nasze domeny oddalały się od siebie, wytwarzając odrębne języki. Dziś zamieszkujący różne specjalizacje niewiele mają sobie do powiedzenia, nawet jeżeli jakimś cudem spotkają się w przepastnym labiryncie Biblioteki. Prorocy Pseudonauki skrupulatnie wykorzystali to przemieszanie języków, wskazując je jako niezawodny znak panujących w łonie Biblioteki sprzeczności, anarchii i upadku. Może mieli w tym nieco racji?

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się