fbpx
W.G. Sebald w 1999 r. fot. BE&W
Arkadiusz Żychliński grudzień 2021

Czas (na) Sebalda

W.G. Sebald był jednym z autorów jasno widzących dziś i nieodległe jutro literatury: przełamywanie kolejnych murów milczenia, przemierzanie pamięci, postępującą fuzję gatunków. Co przynosi jego pierwsza biografia?

Artykuł z numeru

Przyjemność w czasie niepokoju

Nie, bo właśnie, właśnie, literatura ma przed sobą

przyszłość, literatura i historia, stwierdził Augusto

Guerra, niech pan weźmie pod uwagę biografie, przedtem

nie było ani podaży, ani popytu na biografie, a dziś

wszyscy czytają wyłącznie biografie.

Roberto Bolaño, 2666 (tłum. K. Okrasko, J.W. Rajter)

 

O przyszłości literatury będzie jeszcze mowa, natomiast niesłychana poczytność biografii jest rzeczywiście zastanawiająca. I nie jest to bynajmniej popularność aż tak świeżej daty. W pracy poświęconej narodzinom kosmopolitycznej kultury w Europie znajdziemy informację, że „romantyczny kult twórczego geniuszu był wpisany w europejską kulturę od XVIII wieku, ale pod koniec XIX wieku stał się częścią marketingu sztuki w kulturze, w której odnoszących sukcesy pisarzy, artystów i muzyków traktowano niczym bożyszcza, a media prześwietlały ich biografie w poszukiwaniu przyczyn kreatywności. Owo zainteresowanie życiem prywatnym oraz osobowością artysty zaczęło także obejmować kanonicznych twórców z przeszłości. Mnożyły się biografie wybitnych artystów, pisarzy oraz kompozytorów i pod koniec XIX wieku ten gatunek zajmował jedną z wiodących pozycji na rynku”[1]. Nie stracił jej także na początku XXI w., choć nieco inaczej rozkłada się dziś akcenty. Z marszu przychodzi mi do głowy co najmniej kilka wydanych tego roku (w Polsce czy za granicą) biografii interesujących mnie twórców – Philipa Rotha, Fernanda Pessoi, Zygmunta Baumana, Waltera Gropiusa i Bronisława Malinowskiego. Wszystkie wzmiankowane opracowania to jednak kolejne elementy krótkiego jeszcze lub długiego już warkocza danej biograficznej komety; osobną kategorię stanowią książki inicjujące dopiero biograficzną sztafetę. Należy do nich wydana ledwie dwa miesiące temu pierwsza – „długo oczekiwana”, informuje wydawca – biografia poświęcona Winfriedowi Georgowi Sebaldowi, znanemu lepiej jako W.G. Sebald.

Milczenie, przemów

Podszedłem do książki Carole Angier (autorki wcześniejszych biografii Jean Rhys i Prima Leviego) z ciekawością, ale i trochę nieufnie. Bo choć Sebald nie był wprawdzie najbardziej skrytym pośród współczesnych pisarzy (jak pisał niegdyś Elias Canetti o Robercie Walserze), to należał on jednak, podobnie jak wielu bohaterów jego książek, do osób z natury raczej niechętnie mówiących o sobie. Stąd też zapewne nasza stosunkowo skąpa jeszcze do niedawna wiedza biograficzna, i to mimo 20 lat, które już niebawem upłyną od jego tragicznej śmierci. W wydanej w ubiegłym roku rozbudowanej monografii poświęconej pisarzowi jego najbardziej chyba dziś rzutki znawca (notabene były doktorant), Uwe Schütte, przyznaje „okolicznościom życia” Sebalda równo 60 stron, notując, że jest to – obok zestawienia chronologicznego z opublikowanego przed ponad dekadą kompendium Saturn’s Moons – najobszerniejsza tymczasem prezentacja na odnośny temat[2]. Carole Angier ponad dziesięciokrotnie pomnaża liczbę stronic poświęconych dotychczas rekonstrukcji życia pisarza. Wybrać wycofaną raczej postać na bohatera biografii to pierwsze niemałe wyzwanie, nie stracić animuszu w obliczu konsekwentnego milczenia żony i nieobecności córki – kolejne[3], rozpisać swoją opowieść na ponad 600 stronach – jeszcze jedno. Stąd ciekawość, ale i nieufność.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się