fbpx
Michał Masłowski grudzień 2008

Teatr jako metanoia. O Polskim teatrze przemiany Dariusza Kosińskiego

Synteza to cenna i śmiała, a tytuł szczęśliwy. Ma ambicję ujęcia w jednej formule naczelnego nurtu tematycznego polskiego teatru. Świadczy o zdolności Dariusza Kosińskiego do panoramicznego spojrzenia, jak i o stanie badań szczegółowych polskiej teatrologii, które taką syntezę umożliwiają.

Artykuł z numeru

Prawa człowieka. Zawieszone do odwołania?

Można, oczywiście, spierać się o tę czy inną intepretację, ale naczelna teza wydaje się trafna. Słowo „przemiana” dotyczy człowieka, którego tranformację duchową polski teatr w sposób szczególny tematyzuje. Termin ten nawiązuje do formuły Konrada Górskiego, który nazwał Gustawa-Konrada z Dziadów „bohaterem przemian”; ale choć autor chronologicznie wychodzi od analizy poglądów teatralnych Mickiewicza, to reintepretuje w gruncie rzeczy poszczególne etapy „teatru przemian” z perspektywy końca, to znaczy pracy Grotowskiego nad aktorem, którego publiczna transformacja miała stać się naczelną zasadą jego pracy.

Kosiński już poprzednią swą książkę poświęcił aktorstwu XIX-wiecznemu[1]. Temat to trudny, bo jak pisać o takiej twórczości? Ale pisanie z perspektywy aktora ma swoje dobre strony: wydobywa wymiar antropologiczny teatru, stawia w centrum ludzką treść roli i technikę tworzenia postaci oraz typ poszukiwanego kontaktu z widzem. Pozwala odnaleźć w tekście dramatycznym potencjał teatralnych przeżyć i interakcji. Niebezpieczeństwo tkwi w pomijaniu kontekstu kulturowego i społecznego, tak jakby jednostka mogła się rozwijać duchowo samoistnie, a nie w interakcji ze zbiorowością. Wszak już Mickiewiczowski Konrad „za milijony” kochał i cierpiał katusze, a bez scen zbiorowych jego ewolucja jest niezrozumiała. Problematyka ta została jeszcze silniej zaakcentowana u Słowackiego, gdzie chodzi o przekształcenie i ewolucję duchową społeczeństwa, jak i u Wyspiańskiego – co sygnalizują choćby maski z Wyzwolenia. Teatrologicznie rzecz ujmując, tłumaczy to, dlaczego poza tą książką znaleźli się Leon Schiller i Konrad Swinarski – obaj słynni z patetycznej bądź szyderczej siły scen zbiorowych. Ale to by jeszcze pogrubiło i tak pokaźne dzieło, nie zmieniając tezy wyjściowej, tylko ją wzbogacając.

W tej obszernej, liczącej ponad 500 stron[2] panoramie możemy prześledzić narodziny motywu transformacji i związanego z nią rytuału w Dziadach oraz w wykładach paryskich Mickiewicza. Następnie autor podejmuje analogiczny motyw – choć inaczej traktowany – w dramatach Słowackiego (przede wszystkim w dramatach mistycznych); potem omawia idee teatralne Wyspiańskiego – zarówno pisarza, jak i człowieka teatru. Dwa ostatnie rozdziały poświęcone są już ludziom teatru: Osterwie i Grotowskiemu (temu ostatniemu – ponad 130 stron, grubo więcej niż pisarzom, a także aniżeli Osterwie). Charakterystyczne, iż o dramatopisarzach polskich XX wieku prawie nie ma tu mowy, choć i u Witkacego, i u Gombrowicza jakieś warianty tej problematyki można by odnaleźć, podobnie u późnego Mrożka, a u Różewicza – odbicie, jak w negatywie, niemożności transformacji… Ale zarówno perspektywa „postdramatyczna”, jak i legenda Grotowskiego – najsłynniejszego w świecie polskiego twórcy teatralnego – usunęła literackie warianty poza pole widzenia.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się