fbpx
Leonard Neuger maj 2016

W świecie płynnym, niestabilnym i niepewnym

Stanisław Jerzy Lec nazywał swoje utwory myślami, zdaniami i – rzadko – aforyzmami. Być może nie chciał im narzucać uczonej nazwy „aforyzm”, z jego starożytnymi korzeniami.

Artykuł z numeru

Rodzice w dobrej odległości

Rodzice w dobrej odległości

Stanisław Jerzy Lec urodził się 6 marca 1909 r. we Lwowie. Zmarł 7 maja 1966 r. w Warszawie. Urodził się w cesarstwie austro-węgierskim, w stolicy dziwacznego tworu: Królestwa Galicji i Lodomerii, która wtedy nazywała się Lemberg. Zmarł w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, w stolicy, która nazywała się i nadal nazywa Warszawa. Ale pod okupacją III Rzeszy miasto nazywało się Warschau, i Lec tam wtedy krótko przebywał. Już same zmiany nazw, państw, systemów politycznych przyprawiają o zawrót głowy. Odnotować też trzeba powstanie w 1948 r. państwa Izrael… Może więc powiedzmy tak: Stanisław Jerzy Lec urodził się i zmarł w świecie płynnym, niestabilnym i niepewnym. Za tymi określeniami kryje się skrajne okrucieństwo, ludobójstwo, terror. I to są ramy życia Leca i jego pokolenia. Choćby Czesława Miłosza.

Matką Stanisława Jerzego była Adela z domu Safir, a ojcem Benon de Tusch-Letz. Żydowscy przodkowie Leca przybyli do Polski z Hiszpanii przez Holandię i Niemcy. W XIX w. za zasługi oddane monarchii austro-węgierskiej rodzina otrzymała od cesarza tytuł barona. Gdybyśmy zatem mieli raz jeszcze zaczynać ten tekst, powinien on brzmieć: baron Stanisław Jerzy de Tusch-Letz urodził się itd. Podczas I wojny światowej rodzina Leców schroniła się w Wiedniu, a po powrocie do Lwowa Stanisław Jerzy uczył się w Evangelische Oberschule, a następnie w Kamerling Gymnasium. Językiem domowym był polski i zapewne niemiecki, językiem szkolnym – niemiecki, środowisko – żydowskie, polskie i austriackie, krąg kulturowy – pewnie katolicki, protestancki, żydowski i bezwyznaniowy. W 1927 r. Lec zaczął studiować literaturę i język polski, a następnie prawo na słynnym (polskim) uniwersytecie lwowskim. Studia prawnicze ukończył w 1933 r. Właśnie kanclerzem Niemiec został Adolf Hitler.

Debiut w czasopiśmie literackim miał miejsce w 1929 r. Lec podjął wówczas ważną decyzję: zrezygnował z arystokratycznego tytułu: baron de Tusch zniknął z jego sygnatury na zawsze. Ale debiutancki wiersz podpisał jeszcze w niemieckiej wersji nazwiska: Letz. Debiut książkowy z 1933 r., a także dwa zbiory wierszy satyrycznych opatrzył polską pisownią nazwiska: Lec. Już zawsze tak się będzie podpisywał, redukując dodatkowo często swoje imiona do: St.J. Ale Lec będzie też mówił o ukrytych sensach swojego nazwiska: LEC na wspak znaczy po polsku CEL. Po hebrajsku – BŁAZEN, po niemiecku: Letzt – OSTATNI. A jako że nazwisko panieńskie matki, Safrin, znaczy po hebrajsku PISARZ, z całego tego chaosu epok, galimatiasu nazw, państw, granic wyłania się międzyjęzykowy, polsko-hebrajsko-niemiecki los: Lec ma być pisarzem, satyrykiem (humorystą), celem-ofiarą i ostatnim z ocalałych.

Jak wielu z jego pokolenia Lec związany był przed wojną z lewicą komunistyczną, choć nigdy do żadnej partii nie należał.

W 1939 r., zgodnie z paktem Ribbentrop-Mołotow, wschodnie tereny Polski, w tym Lwów, zajął (i inkorporował) Związek Sowiecki. Lec pisywał do „Czerwonego Sztandaru”, wychodzącej wtedy po polsku gazety komunistycznej, a nawet zamieścił tam swój wiersz sławiący Stalina. Był świadkiem wielkiego terroru: aresztowania elity polskich pisarzy lewicowych (Władysława Broniewskiego, Aleksandera Wata, Tadeusza Peipera), prowokacji, deportacji czy po prostu nagłego znikania ludzi. Nastał czas wielkiego strachu.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się