fbpx
Maciej Jakubowiak maj 2019

Niekompatybilne technologie

Krytycy Facebooka najchętniej przeciwstawiają go demokracji. To zrozumiałe. Tyle tylko że koncentrując się na technologii, autorzy zbyt pospiesznie przyjmują, że wiemy, czym jest demokracja.

Artykuł z numeru

Święty Houellebecq

Święty Houellebecq

Epoka niewinności skończyła się w 2016 r. Najpierw w czerwcu Brytyjczycy zagłosowali w referendum za wyjściem z Unii Europejskiej, pięć miesięcy później Amerykanie wybrali na prezydenta Donalda Trumpa. W obu przypadkach odpowiedzialność za te nieprzewidywalne i niepokojące decyzje chętnie zrzucano na Facebooka. Brytyjska kampania Leave i sztab wyborczy Trumpa miały wykorzystywać infrastrukturę serwisu do rozpowszechniania populistycznych, a często zwyczajnie fałszywych albo obraźliwych informacji. Pojawiły się również sugestie, że mogły za tym stać rosyjskie służby. Mark Zuckerberg usiłował neutralizować te podejrzenia. Na początku 2017 r. opublikował manifest, w którym zapowiadał wzmocnienie narzędzi mających służyć bezpieczeństwu i stworzenie prawdziwej „globalnej wspólnoty Facebooka”. Jednak kiedy na początku 2018 r. Christopher Wylie, były pracownik firmy Cambridge Analytica, ujawnił, że w nie do końca uczciwy sposób pozyskała ona dane milionów użytkowników, a następnie wykorzystała je do profilowania komunikatów wyborczych Donalda Trumpa, wybuchł skandal.

Od tej chwili krytyka Facebooka, będąca wcześniej domeną aktywistów i akademików, przeszła do głównego nurtu. Artykuły prasowe donoszące o kolejnych nadużyciach pojawiały się jak grzyby po deszczu, a bardziej rozbudowane analizy przeistoczyły się w pełnowymiarowe książki. W Polsce ukazały jak dotąd dwie: Antisocial media. Jak Facebook oddala nas od siebie i zagraża demokracji Sivy Vaidhyanathana oraz Ludzie przeciw technologii. Jak Internet zabija demokrację (i jak ją możemy ocalić) Jamiego Bartletta. Ten pierwszy jest amerykańskim profesorem medioznawstwa, drugi – brytyjskim aktywistą i dziennikarzem. Krytyka pojawia się również z najmniej oczekiwanej strony: na początku lutego w Stanach Zjednoczonych ukazała się książka Zucked. Waking Up to the Facebook Catastrophe (w wolnym przekładzie: Zazukani. Pobudka przed facebookową katastrofą) autorstwa Rogera McNamee’ego – inwestora i doradcy biznesowego, który niedługo po pierwszym sukcesie Facebooka sam zainwestował w firmę i doradzał Zuckerbergowi, żeby za żadną cenę jej nie sprzedawał. Teraz z gorliwością neofity angażuje się w organizowanie politycznego ruchu oporu.

Książki są pisane i publikowane na gorąco, więc snute w nich opowieści bywają chaotyczne, pełne powtórzeń albo zbędnych szczegółów. Problem z tego rodzaju publikacjami jest jednak poważniejszy: ich autorzy, testując różne rodzaje amunicji, czasem spektakularnie chybiają. I nie chodzi nawet o brak kompetencji, ale o to, że wciąż do końca nie wiadomo, czym jest Facebook.

 

Pizzeria, którą lubię

Wśród niepokojów, jakie wzbudza platforma Zuckerberga, na pierwszym miejscu zwykle wymienia się naruszenia prywatności. W końcu Facebook jest precyzyjnym mechanizmem gromadzenia informacji o naszym życiu: znajomych, preferencjach politycznych i kulturalnych, wyborach zakupowych, zwierzętach żyjących w naszych domach, wieku naszych dzieci. Sami udostępniamy te wszystkie dane, publikując posty i zdjęcia, klikając „Lubię to” i udostępniając artykuły.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się