fbpx
Karol Tarnowski lipiec-sierpień 2016

Jaka przyszłość religii?

Jest rzeczą naturalną, by w jubileuszowym numerze „Znaku” zadumać się nad przyszłością religii, ich możliwymi losami w świecie, który od końca II wojny światowej zmienił się dramatycznie, a przecież nie na tyle, żeby radykalnie utracić kulturową ciągłość.

Artykuł z numeru

Czy religia ma przyszłość?

Czy religia ma przyszłość?

Niektóre jego problemy trwają uporczywie i nasilają się tak, że odczuwamy to czasem jako „pełzającą apokalipsę”. Zmiana w stosunku do lat bezpośrednio powojennych, kiedy pismo założono, jest jednak uderzająca. W roku 1946 „Znak” stanął wobec rządu komunistycznego i nachalnej propagandy ateistycznej, ale także wobec rodzącego się egzystencjalizmu Jean Paula Sartre’a i Alberta Camusa (o wiele bardziej niż Gabriela Marcela czy Maurice’a Merleau-Ponty’ego). Zarazem jednak był świadkiem i współuczestnikiem narodzin katolicyzmu otwartego teologów francuskich i niemieckich, a także – niebawem – ruchu ekumenicznego, który, choć stojący przed wieloma trudnościami, pozwalał z ufnością patrzeć w przyszłość. Jednak instytucja Kościoła była jeszcze bardzo konserwatywna i sztywna. Sprawy zaczęły się zmieniać wraz z papieżem Janem XXIII i jego następcami. Nadzieje katolicyzmu otwartego i ruchu ekumenicznego spełniły się częściowo na II Soborze Watykańskim, który był ważny szczególnie dla relacji z judaizmem i religiami niebiblijnymi. Później nastąpiły wydarzenia związane z papieżem Polakiem i upadkiem komunizmu, a także – częściowo dzięki Janowi Pawłowi II – dalsze zbliżenie z judaizmem: deklaracji Nostra aetate odpowiedział dokument Dabru emet. Nadzieja wydawała się przeważać nad defetyzmem, pomimo że równocześnie miało i ma miejsce – szczególnie w Europie – stale postępujące wykruszanie się chrześcijaństwa, przynajmniej w kwestiach dotyczących obyczajowości i pewnej dyscypliny instytucjonalnej.

Lecz dialog ekumeniczny wewnątrz i na zewnątrz chrześcijaństwa sprawia wrażenie zastygającego, m.in. dlatego że pojawił się terroryzm muzułmański.

Świat został skonfrontowany z niezwykle agresywną postacią islamu, która wydaje się zdążać do opanowania Zachodu i zniszczenia zarówno judaizmu, jak chrześcijaństwa jako fałszywych, a więc bluźnierczych, religii. Lecz w tej agresji ujawniła się potencjalnie niebezpieczna strona każdej religii o pretensjach uniwersalistycznych, która może się w odpowiednich warunkach przekształcić w swoisty totalizm. Tak się składa, że właśnie teraz, w tym momencie, dały o sobie znać również wewnętrzne związki religii instytucjonalnej jako takiej z przemocą. Gdyż przemoc to nie tylko – choć przede wszystkim – terroryzm i wojna, ale także nadużycia przełożonych wobec podwładnych (np. biskupów wobec szeregowych księży), duchowieństwa wobec świeckich, wreszcie, last but not least, molestowanie nieletnich przez księży. Wszystkie te odmiany przemocy istnieją oczywiście także poza religią, ale w jej obrębie rażą i gorszą szczególnie mocno.

W religiach przemoc płynie bowiem nie tylko z poczucia władzy, ale także z wrażenia bezkarności płynącej z religijnej wyższości, z bycia uczestnikiem sacrum. Niewątpliwie najbardziej uderzającą stroną tego oblicza religii jest jej bratanie się z władzą polityczną, pokusa teokracji albo przynajmniej pozaformalnego oddziaływania na prawo i rzeczywistość społeczną. Polityka jest w niektórych religiach w pewien sposób „idolatryzowana” lub nawet – jak w niektórych nurtach islamu, w jego najbardziej odrażającej postaci gwałtu i mordowania – z nią utożsamiana. Dlatego nie można się dziwić, że wielu ludzi odchodzi albo chciałoby odejść od instytucjonalnej religii w kierunku grup nieformalnych, pozakonfesyjnych albo samotnej medytacji zanurzonej w przyrodzie. Są jednak także inni, których reżim instytucjonalny właśnie fascynuje i którzy skłonni są go używać przeciwko innym religiom albo ludziom nieskłonnym do społecznej czy obyczajowej dyscypliny. Albowiem przemoc zadaje gwałt wolności i jak każde zło bywa zaraźliwa. To wolność – wartość tak ceniona przez europejską cywilizację – jest dziś zagrożona także przez religie, których doktrynalny kształt nie jest wystarczająco pogłębiony, albo takie ich odłamy, do których duch wolności i szacunku wobec drugich nie dotarł jeszcze wystarczająco albo w ogóle.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się