fbpx
Jerzy Franczak maj 2019

Ostatni Człowiek

„Katalog możliwości już się wyczerpał. Wielkie idee straciły ostrze na skutek ustawicznych powtórzeń; każdy ma je po prostu gdzieś” – tak brzmi diagnoza jałowej epoki zamieszkanej przez Ostatniego Człowieka, wystawiona przez Ernsta Jüngera w Eumeswil. Ta niezwykła opowieść o życiu u kresu dziejów zadziwia tym bardziej, że wyszła spod pióra pisarza, który w młodości powierzył się wartkiemu nurtowi historii.

Artykuł z numeru

Święty Houellebecq

Święty Houellebecq

Jünger to postać kontrowersyjna i paradoksalna: duchowy arystokrata niestrudzenie dający świadectwo swoim czasom i zaangażowany w polityczne ekstremizmy; zwolennik nacjonalizmu niechętny rządom narodowego socjalizmu; ideowy konserwatysta przytakujący radykalnym zmianom i chcący dotrzymać kroku swojej epoce. Rewolucyjne przemiany, których doświadczył w ponad stuletnim życiu (1895–1998), znalazły odbicie w jego pełnym sprzeczności dziele. A krytykom, którzy oskarżali go o apologię okrucieństwa, odpowiadał, że „nie obarcza się barometru odpowiedzialnością za tajfun”.

 

Kataklizm

Na scenie literackiej pojawia się jako sprawozdawca z okopów Wielkiej Wojny. Powieść W stalowych burzach (1920) przynosi wstrząsający opis doświadczeń, które pisarz zgromadził na froncie zachodnim, głównie we Francji (podczas walk był 14-krotnie ranny). Nie tylko przedstawia on teatr wojennego okrucieństwa, ale próbuje pochwycić ducha nowych czasów, który objawił się w Verdun i Ypres. Redukcja czynnika ludzkiego, triumf „bitwy materiałowej”, będącej w istocie konfrontacją przemysłów zbrojeniowych, starcie żołnierzy z żywiołami kształtowanymi przez technikę, z „abstrakcyjną zmiennością ruchu i ognia” rządzącą na księżycowych krajobrazach pól bitewnych – wszystko to zwiastuje kres starego świata, zmierzch tradycyjnego humanizmu i śmierć mieszczańskiego indywiduum.

Z tego doświadczenia Jünger wyciąga daleko posunięte konsekwencje po wojnie, gdy ostatecznie kończy karierę wojskową, by oddać się pracy pisarskiej i dziennikarskiej. W latach 1925–1932 daje się poznać jako prawicowy publicysta, przepełniony nienawiścią do epoki przejściowej, w której przyszło mu żyć, a która przypomina „martwy teren pomiędzy okopami”. W licznych tekstach (ich wybór zawiera tom Publicystyka polityczna 1919–1936) przypuszcza wściekłe ataki na mieszczański świat, na Republikę Weimarską – którą uważa za marionetkowe państwo, ekspozyturę związków zawodowych i obcych mocarstw – oraz na demokrację liberalną jako taką. Ta ostatnia zasługuje na zniszczenie, gdyż podporządkowuje wszystko umowie społecznej, neutralizuje pierwotne moce, zastępując je „wielką pustką, bezpłodnością i zimną pracą mózgów”.

Jünger pokłada nadzieję w rewolcie – w anarchistycznym geście zniszczenia, który musi poprzedzić wysiłek budowania „organicznej konstrukcji” nowego państwa.

Państwo to, jak twierdzi, musi przypominać narodową dyktaturę, musi podlegać nacjonalizmowi jako „wierze w siłę życiową narodu, wielkiej wspólnoty losu”. Szczególna misja przypada narodowi niemieckiemu, natchnionemu innym duchem niż reszta zachodniego świata i skazanemu na wielkość Imperium Germanicum. Liberalnej „utopii bezpieczeństwa” oraz ideologii równości Jünger przeciwstawia system wartości heroicznych, banalnej i nudnej egzystencji masy – uniesienie świętego i samotne bohaterstwo wojownika, stanowiące wyższe wcielenia człowieczeństwa.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się