fbpx
Józefa Hennelowa październik 2015

Coraz bliżej albo coraz mniej

Staram się, przynajmniej dzwoniąc do ciebie, rozmawiać o przeszłości, którą żyjemy obie. Odnajdujemy się na ścieżce naszych dawnych i bardzo dawnych wspólnych wspomnień. Drugą ścieżkę odkrył niedawno proboszcz, uruchamiając także na twoje potrzeby domowego szafarza Eucharystii. Na resztę odpowiedzi: „Kiedy dojdziemy?”, pozostaje nam czekać, tak samo tobie jak mnie.

Artykuł z numeru

Po feminizmie

Po feminizmie

20 sierpnia 2015 r.

Jest nas coraz więcej – ludzi bardzo starych. Jubileusz 90-lecia to już nie wyjątek, żyjemy 100 lat i dłużej. Może dlatego trudniejsza bywa świadomość, że naprawdę „coraz bliżej coraz mniej”. W Nocach i dniach Dąbrowskiej u końca wieku XIX sąsiedzi na pogrzebie przyjaciela pytają, odchodząc: „Który z nas teraz z brzega?”. Rytm życia był wówczas o ileż łatwiej wyczuwalny. Dzisiaj dla nas tych ponad 90-latków każdy nekrolog młodszego od nas zamieniać się może w pytanie: „A co ze mną, który czekam tak długo?”. Lecz ta odpowiedź paść nie musi, tylko niektórzy dostają jej przywilej.

Dzisiaj chciałabym porozmawiać z tobą, bo jesteśmy obie tak właśnie „coraz bliżej”, a ty powiedziałaś kiedyś zdanie, które mi nie daje spokoju: „Nikt ze mną nie rozmawia”. „Nikt” to nie tylko dawne koleżanki z pracy, które przestają odwiedzać, znajomi, którzy znikają, lecz także najbliżsi, wśród których żyjesz – twoje dzieci, wnuki i prawnuki. A przecież nie jest to sygnał opuszczenia. Jesteś, by tak rzec, zaopiekowana we wszystkim, czego potrzebujesz: od wygody i bezpieczeństwa, przez zabiegi pielęgnacyjne, po towarzyszenie do kościoła, póki miałaś siły (z wózkiem inwalidzkim w bagażniku samochodu). Ale mówiąc „nikt”, powiedziałaś prawdę, bo pod tym dachem twoi najbliżsi mają świat w dużej mierze osobny. To również sprawa realiów dnia dzisiejszego. W tym ślicznym, małym dworku, domu rodzinnym twego zmarłego już męża, dzieci stworzyły sobie warsztat pracy: placówkę usługową. Gdy trzeba, pracują w niej nawet 12 godzin na dobę. Siłą rzeczy więc nie ma wspólnego stołu – kiedyś pory i miejsca największej bliskości. A kiedy zapytałam, czy twój wnuk, punktualnie co do minuty przynoszący ci obiad, siada z tobą, by wspólnie go zjeść, odpowiadasz, że odchodzi zaraz po postawieniu talerza. Podjęłam próbę, napisałam do niego (od dawna odwiedziny u was są już nie do zrealizowania), namawiałam, żeby utrwalił wspomnienia babci z epok, których dzieci i wnuki nie znają. Nic to nie dało. Dzisiaj pytam siebie: a może moje przekonanie o wartości wspomnień też jest oczywiste tylko z mojej perspektywy wieku? A może, odchodząc zaraz po obsłużeniu, ten młody chłopak chroni swój świat, swoją pracę albo swoje troski? Może rozmowa dzieci z tobą po pracy to coś, na co brak czasu w zagonieniu, ale może także inne odczuwanie tych samych spraw, w których my tak odlegli wiekiem poruszamy się zupełnie inaczej. I to dlatego comiesięczne zebranie Domowego Kościoła też się odbywa bez ciebie (syn powiedział: „To same małżeństwa”), a ukochany wnuk prezbiter służący heroicznie potrzebom duszpasterskim tam, gdzie posłali go przełożeni, bardzo rzadko znajduje czas na odwiedziny. Może mówimy tak bardzo innym językiem, iż unik staje się koniecznością?

Staram się, przynajmniej dzwoniąc do ciebie, rozmawiać o przeszłości, którą żyjemy obie. Odnajdujemy się na ścieżce naszych dawnych i bardzo dawnych wspólnych wspomnień. Drugą ścieżkę odkrył niedawno proboszcz, uruchamiając także na twoje potrzeby domowego szafarza Eucharystii. Na resztę odpowiedzi: „Kiedy dojdziemy?”, pozostaje nam czekać, tak samo tobie jak mnie.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się