fbpx
z Taharem Ben Jellounem rozmawia Szymon Łucyk lipiec-sierpień 2016

Ignorancja rujnuje islam

Kiedy dorastałem w świecie islamu, nigdy nie mówiliśmy o religii. Nie przestrzegałem postu w ramadanie i nie było z tym żadnego problemu. Niestety, dziś wszyscy wtrącają się w to, co robią inni.

Artykuł z numeru

Czy religia ma przyszłość?

Czy religia ma przyszłość?

Szymon Łucyk: W książce Co to jest islam? wspomina Pan, że w dzieciństwie razem z bratem usłyszeliście słowa ojca: „Chłopcy, urodziliście się w islamie i macie być posłuszni rodzicom i Bogu. W islamie nie ma przymusu. Nikt nie ma prawa zmuszać Was do modlitwy – ani Bóg, ani Wasz ojciec”. I kończy Pan opowieść: „Pocałowałem ojca w rękę, jak każdego ranka, i poczułem się wolny”. Czym jest ta wolność w islamie?

Tahar Ben Jelloun: Według Koranu i tradycji istota ludzka jest odpowiedzialna tylko przed Bogiem i nie potrzebuje żadnych pośredników w rodzaju chrześcijańskich kapłanów, biskupów czy papieża. I nie przed ludźmi ma zdać rachunek ze swojego życia, ale przed Nim.

Jeśli islam pojmuje się właściwie, to jest on religią nastawioną raczej pokojowo. Jednak dzisiaj w wielu miejscach na świecie praktykuje się islam w taki sposób, że przestaje on być godny swojej nazwy.

Na przykład kiedy przyglądamy się irańskim szyitom od czasów epoki ajatollaha Chomeiniego rzucającym fatwy (wyroki śmierci) na odszczepieńców, to widzimy w nich ludzi, którzy chcą zastąpić Boga. Podobnie kiedy mowa o ludziach z ISIS, którzy samozwańczo ogłaszają się kalifami. A przecież wraz ze śmiercią proroka Mahometa w 632 r. skończyły się proroctwa i kalifat.

Ci ludzie działają wbrew islamskiej prawowierności, jaką znamy ze świętych tekstów.

 

Jednak tak jest nie tylko w Iranie, ale także we Francji i w wielu krajach Europy: pojawiają się samozwańczy imamowie głoszący nienawiść do innowierców i całego świata.

To postawa całkowicie antymuzułmańska. Tym, co najbardziej zagraża dziś islamowi, jest ignorancja jego wyznawców. Oznacza ona, że każdy może tworzyć taki islam, jaki mu się podoba. Fundamentaliści spowijają kobiety szczelnie w czarne zasłony, tak że nie przypominają one ludzi, ale zjawy. A przecież tego nie ma absolutnie nigdzie w świętych tekstach ani w Koranie, nigdzie!

Islamiści tak bardzo boją się dziś kobiety, jej ciała, własnego pożądania, że tworzą karykaturę religii obracającą się wokół kobiecej seksualności. Fundamentaliści nie chcą umocnienia wartości, bo one przecież istnieją, ale wprowadzenia cenzury.

Osobiście mam podejście całkowicie świeckie – uważam, że każdy może robić, co chce ze swoją religią – wierzyć albo nie – i nie powinno to nikogo obchodzić.

Pamiętam, jak pewnego dnia – a było to jakieś 40 lat temu, kiedy uczyłem na uniwersytecie w Maroku – student zapytał mnie po wykładzie: „Czy wierzy pan w Boga?”. Odparłem: „To nie powinno pana obchodzić, wiara jest moją prywatną sprawą”. Na co on: „Wiedziałem, jest pan więc ateistą, tylko boi się przyznać”. Ja: „Niech pan tak do mnie nie mówi. Nawet jeśli jestem ateistą, to będę się z tego rozliczać przed Bogiem, jeśli istnieje”. Wtedy publiczność zaczęła się burzyć i musiałem pośpiesznie opuścić salę. To był jeden z pierwszych przejawów nietolerancji religijnej w Maroku, które pamiętam.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się