fbpx
fot. Bartosz Górka
z Karoliną Brzuzan rozmawia Szymon Maliborski grudzień 2016

Głód. Mało charyzmatyczny skandal

Głód był zawsze, ale kiedyś nie mogliśmy sobie z nim poradzić. Teraz tego nie robimy, bo nam się nie opłaca. Można więc powiedzieć, że przyczyny współczesnego głodu są jeszcze straszniejsze od ich skutków. Głód to nie brak żywności, ale brak etyki.

Artykuł z numeru

Przepis na głód

Przepis na głód

Szymon Maliborski: W swojej praktyce skupiasz się na kwestii głodu i opracowujesz ją za pomocą różnych środków artystycznych. Nieczęsto obcujemy z problemem tak trudnym do określenia, a jednocześnie tak wyrazistym. Czy przekonuje Cię to, co pisze w Głodzie Martín Caparrós: „Utrzymujący się głód to pierwotny stan, w którym funkcjonował człowiek, a ulga świadomości, że nie będzie trzeba szukać godzinami pożywienia, jest najważniejszą zdobyczą kulturową. Im bardziej jesteśmy syci, tym bardziej jesteśmy ludźmi. I tym bardziej jesteśmy ludźmi, im mniej czasu musimy poświęcać na nasycanie się pokarmem”?

Karolina Brzuzan: Trudno się z Caparrósem nie zgodzić. Ponoć mózgi naszego gatunku zaczęły się szybciej rozwijać, kiedy znaleźliśmy czas na zabawę, czas wolny od zaspokojenia potrzeby jedzenia. Szkoda tylko, że nie potrafimy tego naszego człowieczeństwa lepiej wykorzystać. Pomyślmy tylko: całe masy ludności zajęte codzienną walką o przetrwanie zyskują czas na przemyślenia i odmawiają pracy za głodowe pensje. Kto wtedy by na nas pracował? Czytałam ostatnio o tym, że podczas głodu w Bengalu, stworzonym pod rządami imperium brytyjskiego, Hindusi nie wzniecili powstania tylko dlatego, że byli za bardzo zajęci próbami znalezienia pożywienia.

Caparrós stworzył inną, bardzo ciekawą według mnie myśl, definicję skrajnej biedy jako stanu, w którym nawet nie uświadamiasz sobie, że twoje życie może być inne.

 

Konfrontujesz się z tym tematem jako artystka, co może budzić podejrzliwość i obawy przed prostą estetyzacją tematu. Jak postrzegasz swoje działania w kontekście funkcji praktyki artystycznej?

Świadomie podjęłam decyzję, że będę używać sztuki jako narzędzia. Nie jest więc ona celem samym w sobie. Myślę, że nigdy nie była. Sztuka zawsze do czegoś wołała lub do czegoś się odwoływała. Przestało być dla mnie istotne, czy definiuję siebie jako rzeźbiarkę, artystkę interdyscyplinarną czy artystkę w ogóle – to nudne. Ważne jest dla mnie raczej, jak korzystać z tych narzędzi sztuki. Narzędzie z samej zasady ma działać. Ze sztuką jednak sprawa się komplikuje. Cała gra polega na znalezieniu granicy między funkcjami utylitarnymi przy jednoczesnym zachowaniu tego, co w sztuce najlepsze, czyli całej „strefy irracjonalnej”. To bardzo delikatna materia, którą nieustannie muszę wyważać. Ze względu na temat, jakiego się podjęłam, potrafi spędzać sen z powiek. Jeśli chodzi o estetyzacje, no cóż, każda rzecz posiada formę. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek pozwoliła sobie na zbędny dekor. Zajmuję się raczej tworzeniem znaczeń, estetyka to jedynie tkanina, z której szyję. Jednocześnie to za jej pośrednictwem buduje się znaczenia.

 

Czy chodzi Ci o balans pomiędzy dbałością o formę i wartość autoteliczną Twoich prac a faktem, że są tworzone dla kogoś i z myślą o tym, że powinny zostać odczytane?

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się