fbpx
Michał Rogalski kwiecień 2011

Drewniany język. O listach biskupów w sprawie in vitro

Nieustannie podnoszą się lamenty, że stanowisko Kościoła w sporze o in vitro jest nieżyczliwie interpretowane i wypaczane. To się rzeczywiście zdarza. Wina jednak leży w dużej części po stronie Kościoła. Jeśli bowiem chce się być w sporze stroną, która stawia większe wymagania i nawołuje społeczeństwo do wyrzeczeń w imię wyższego dobra, nie można ignorować sposobu, w jaki przedstawia się swoje argumenty.

Artykuł z numeru

Zmierzch religii smoleńskiej?

W dyskusji o in vitro Kościół popełnia kardynalne błędy. Jak można żądać przyjęcia swojej argumentacji, skoro prezentuje się ją w sposób niezrozumiały? Jak można żądać precyzji od innych, skoro samemu nie dba się o porządek, ulega emocjom i skazuje odbiorców na przebijanie się przez gąszcz przeczących sobie głosów? Nie piszę niniejszego tekstu z zamiarem napastliwego atakowania biskupów czy krytyki podstawowych założeń stanowiska Kościoła. Pierwsze byłoby zbyt łatwe i w złym guście, drugie – sprzeczne z moimi przekonaniami. Chciałbym raczej, poprzez językową i logiczną analizę argumentacji Kościoła katolickiego w Polsce, wskazać na jej zasadnicze słabości, a tym samym pomóc w poprawie jakości debaty.

Nie tylko z przyczyn religijnych

Kardynał Stanisław Dziwisz w wywiadzie z listopada ubiegłego roku stwierdza: „Tymczasem w obecnych dyskusjach padają zarzuty, że Kościół nie zgadza się na tę metodę [ in vitro – M.R.] z przyczyn religijnych. Takie postawienie sprawy jest nieporozumieniem”[1]. Kardynał nie ma racji. Należałoby powiedzieć raczej, że Kościół nie zgadza się na in vitro nie tylko z przyczyn religijnych. Argumentację za nieetycznością można bowiem podzielić na dwie części. Padają argumenty za niemoralnością konsekwencji tej metody, które nie są z nią istotowo związane (a więc można by je hipotetycznie wyeliminować) i tu dyskurs katolicki odwołuje się przeważnie do kategorii pozareligijnych. Przyjrzyjmy się teraz tym argumentom.

Biskupi wyliczają wady metody in vitro w liście skierowanym do Prezydenta RP (List biskupów o in vitro z 18 października 2010 r.). Przede wszystkim, mamy do czynienia z nadprodukcją zarodków będących istotami ludzkimi. Niemoralność tej czynności wynika z tego, że człowiek jest człowiekiem już od poczęcia, a nie, na przykład od chwili wykształcenia się podstawowych funkcji mózgowych, od narodzenia lub momentu, kiedy może prowadzić samodzielne życie. Twierdzenie takie nie musi opierać się na przesłankach teologicznych. Z perspektywy katolika wystarczyłoby powiedzieć, że w momencie poczęcia Bóg stwarza również duszę nowej istoty ludzkiej, jednak abstrahując od tej tezy teologicznej, wskazuje się na następujące wnioskowanie filozoficzne. Skoro embrion powstały po połączeniu gamet ma już własny kod genetyczny, to nic innego niż człowiek (opcjonalnie: kilku ludzi) nie może się z niego rozwinąć. Skoro więc potencjalnie zarodek może stać się tylko i wyłącznie istotą ludzką, jako taką należy go traktować.

Jeśli embriony są ludźmi, to nie można ich wykorzystywać jako środka do osiągnięcia jakiegoś celu, ale z uwagi na swoją ludzką godność muszą być zawsze traktowane jako cel. Stworzenie kilku zarodków w celu jednoczesnej implantacji jest niemoralne, służy bowiem do zwiększenia efektywności metody jako środek, a nie jako cel – umożliwienie narodzin kilku istotom ludzkim. W logice takiego filozoficznego rozumowania także zamrażanie zarodków jest niedopuszczalne, jeżeli nie czyni się tego z zamiarem późniejszego umożliwienia im narodzin, lecz traktuje jako zapasy umożliwiające ponowną implantację, gdy pierwsza się nie powiedzie.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się