fbpx
Sławomir Buryła lipiec-sierpień 2009

Artyści i ich opiekunowie

Książka Joanny Siedleckiej może zasmucić choćby z tego względu, że uderza w  ludzi, których podziwiamy jako znakomitych artystów. Nie będę ukrywał, że zwłaszcza przypadek Włodzimierza Odojewskiego (choć od pewnego czasu znana była w ogólnych zarysach historia jego kontaktów z SB) dotknął mnie szczególnie.

Artykuł z numeru

Świat w roku 2025. Prognozy, nadzieje, obawy

To naturalne, że chcemy, aby cenieni przez nas literaci byli nieskazitelni, by nie tylko jako koryfeusze pióra, ale i jako ludzie okazali się godni szacunku. I choć stara to prawda, że wybitni twórcy często prowadzili żywot nienadający się, by stawiać go jako wzór dla młodzieży, wolimy o niej nie pamiętać. Przygnębiać musi fakt, iż to inteligencja, elity dały się złamać (ale też to właśnie one znajdowały się na celowniku władzy i Służby Bezpieczeństwa). Korci, żeby powiedzieć, że wśród delatorów przeważali autorzy drugo- i trzeciorzędni, najróżniejszej maści hochsztaplerzy, miernoty intelektualne i artystyczne. Choć do pewnego stopnia jest to konstatacja prawdziwa, nie rozwiązuje jednak problemu. Co bowiem począć z takimi przypadkami jak Andrzej Kuśniewicz? Niewątpliwie  współpraca z SB w niczym nie umniejsza rangi jego powieści, ale pamięć o niej pozostawia jakiś niesmak.

Teczki z IPN zawierające donosy oraz materiały oparte na podsłuchach są lekturą odstręczającą. To wiedza o ludzkich słabościach, wadach i przywarach, od których nikt z nas nie jest wolny. Drobne uszczypliwości, złośliwości pośród literatów nie są zjawiskiem rzadkim, często wynikają z zazdrości zawodowej. I choć nie stanowi to zapewne powodu do chwały, nie należy ich demonizować ani nimi epatować. Winniśmy się do tego przyzwyczaić, a wypowiadane niepochlebne opinie ludzi pióra o kolegach niekoniecznie muszą odpowiadać ich autentycznym przekonaniom. Przytaczanie tego typu sądów przez Siedlecką in extenso i nieopatrywanie ich choćby krótkim jednozdaniowym komentarzem jest błędem. Dla przykładu weźmy uwagi Stanisława Dygata o Jerzym Andrzejewskim wygłaszane w rozmowie telefonicznej z Tadeuszem Konwickim. Zawsze twierdziłem, iż Andrzejewski należał do prozaików przecenianych w PRL. Czym innym jednak jest wartość artystyczna jego dzieł, a czym innym postawa światopoglądowa, co do której też można mieć obiekcje, ale należy pamiętać, iż był to człowiek inwigilowany i niszczony przez władze, a dodatkowo przez chorobę alkoholową. Zresztą w tym fragmencie książki, w którym Siedlecka omawia działalność agenta „33” (Kazimierza Koźniewskiego), słyszymy nieraz o Andrzejewskim nękanym telefonami, przesyłkami pocztowymi z cegłą w środku. Równie niesprawiedliwe i stronnicze są wypowiedzi Dygata i Adama Michnika o Stefanie Kisielewskim. Czy jednak do końca odpowiadają ich rzeczywistym uczuciom, wyrażają ich stanowisko? Śmiem twierdzić, że nie. To często poryw chwili, efekt aktualnych animozji, pod którymi kryła się jednak uznanie dla publicysty „Tygodnika Powszechnego”.

Do grona tanich chwytów retorycznych zaliczyłbym wydobywaną przez Siedlecką niewspółmierność pomiędzy filosemicką tkanką prozy Kuśniewicza a jego donosami, w których wyciąga on żydowskie pochodzenie poszczególnych literatów. Pomijając zasadność tego typu paraleli, nie pojmuję, co miałoby wynikać z dostrzeżenia podobnej „niekonsekwencji”. Czy jest to afront wobec literatury czy literata? Jeśli o tym mówię, to nie ze względu na szczególne przywiązanie do dzieł Kuśniewicza. Zawsze doceniałem skalę jego talentu, ale nigdy nie byłem emocjonalnie związany ani z osobą pisarza, ani z tym, co po sobie zostawił. Chciałbym jedynie upomnieć się o inny język dyskusji, inny sposób argumentacji. Tej miary autorka co Siedlecka nie powinna stosować tak łatwych zabiegów perswazyjnych.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się